Historia

Zbigniew Godlewski. Prawdziwa historia Janka Wiśniewskiego

Ostatnia aktualizacja: 17.12.2023 05:55
Jest symbolem grudniowej masakry. Symbolem "czarnego czwartku" w Gdyni, gdzie w 1970 roku zastrzelono 18 osób. To jego ciało strajkujący robotnicy nieśli na drzwiach na czele pochodu w najtragiczniejszy dzień na Wybrzeżu.
Ciało zabitego Zbigniewa Godlewskiego niosą protestujący robotnicy, 17 grudnia 1970 roku, Gdynia.
Ciało zabitego Zbigniewa Godlewskiego niosą protestujący robotnicy, 17 grudnia 1970 roku, Gdynia.Foto: IPN/Gdańsk

Dopiero po latach okazało się, że było to ciało Zbigniewa Godlewskiego. Jego tragiczna historia utrwalona została w pieśni "Janek Wiśniewski padł".

Grudzień 1970 - zobacz serwis historyczny

Kochani rodzice...

Zbigniew Godlewski mieszkał w Elblągu. Kilka miesięcy przed grudniową masakrą skończył szkołę zawodową i zatrudnił się w gdyńskiej stoczni, gdzie pracował przy przeładunku statków. 16 grudnia pojechał do Gdańska zobaczyć, jak wygląda sytuacja. Wieczorem napisał króciutki list do rodziców. "Kochani Rodzice, byłem dzisiaj w Gdańsku. Wszystko widziałem. Nie martwcie się… Zbyszek". Nie zdążył go wysłać. List dotarł do rodziców 20 grudnia. W dniu pogrzebu przekazał go im kolega Zbyszka.


Posłuchaj
02:06 Konferencja prasowa z rodzinami ofiar. Grudniowy album - Mamy zdjęcie z zabitym młodym człowiekiem niesionym na drzwiach, a przed nim ludzie z zakrwawionym sztandarem - fragm. konferencji Solidarności dla rodzin ofiar grudniowej masakry. (PR, 17.12.1980)

Posłuchaj
04:03 Konferencja prasowa z rodzinami ofiar. Przesłuchania w Prezydium Fragment konferencji prasowej z rodzinami ofiar i świadkami tragedii oraz z lekarzami, którzy pomagali rannym. (PR, 17.12.1980)

  

Zbyszek nie żyje

Rankiem 17 grudnia Zbigniew Godlewski już nie żył. Zginął na miejscu. Seria z karabinu maszynowego przeszyła głowę i klatkę piersiową. Jego ciało robotnicy położyli na drzwiach i ponieśli ulicą Świętojańską do centrum Gdyni. Przy kościele Najświętszego Serca Pana Jezusa, robotnicy otrzymali od księdza krzyż i kwiaty, które położyli przy ciele zabitego. Następnie zanieśli ciało pod budynek Prezydium Miejskiej Rady Narodowej. Po drodze przynajmniej dwa razy byli ostrzeliwani i obrzucani gazem łzawiącym tak, że musieli zostawiać ciało na ulicy i chować się w okolicznych bramach.

Z budynku Rady Narodowej wyszedł lekarz, komandor Adam Kunert, który stwierdził zgon Zbigniewa Godlewskiego. Jeszcze wiele lat po tym mordzie komunistyczna propaganda utrzymywała, że tłum niósł rannego chłopaka i gdyby mu udzielono pomocy, to by przeżył...! O śmierci syna Izabela i Eugeniusz Godlewscy dowiedzieli się z telegramu, jaki 18 grudnia wysłał jego przyjaciel, świadek mordu. Depesza była krótka: "Zbyszek nie żyje. Kazik".


Posłuchaj
32:35 Audycja Radia Solidarność Gdańsk wyemitowana przez RWE Świadkowie mówią o pierwszych wystrzałach z broni palnej i okoliczności śmierci Zbigniewa Godlewskiego - audycja Podziemnego Radia Solidarność Gdańsk. (RWE, 18.12.1983)

 

Nocny pogrzeb

Rodzice próbowali zobaczyć ciało syna, ale, podobnie jak bliscy innych zamordowanych, nie mieli na to szans. Ze szpitala w Gdyni Redłowie odesłano ich do prokuratury. Tam usłyszeli z kolei, że jest sobota i nic się nie da załatwić do poniedziałku. Tymczasem 20 grudnia, w niedzielę wieczorem, u państwa Godlewskich zjawili się ludzie z Urzędu Wojewódzkiego w Gdańsku i poinformowali, że tego samego dnia odbędzie się pogrzeb.

Pochówek Zbigniewa Godlewskiego miał miejsce po godzinie 23.00 na cmentarzu przy katedrze oliwskiej. W ten sposób, po cichu, bez możliwości godnego pożegnania, grzebano większość ofiar masakry na Wybrzeżu. Dopiero w marcu 1971 roku zwłoki Zbigniewa Godlewskiego zostały ekshumowane, a następnie pochowane na cmentarzu w Elblągu.


Posłuchaj
01:32 Oryginalne rozmowy zomowców Oryginalne nagrania rozmowy zomowców z 17 grudnia 1970 roku, którzy przez krótkofalówki podawali sobie informację, że idzie duża grupa ludzi z flagami i niosą zabitego. Słychać strzały i skandujący tłum.

 

Janek Wiśniewski padł!

Wkrótce po grudniowej masakrze, inżynier ze stoczni Krzysztof Dowgiałło napisał "Balladę o Janku Wiśniewskim". Dowgiałło nie znał prawdziwej tożsamości chłopaka, którego niesiono na drzwiach. Wybrał więc popularne imię i nazwisko, aby stworzyć symbol grudniowej masakry. W 40. rocznicę Grudnia Kazik Staszewski nagrał swoją wersję "Ballady o Janku Wiśniewskim". Piosenka jest też motywem przewodnim filmu fabularnego "Czarny czwartek" w reżyserii Antoniego Krauzego z 2011 roku.

Młodych Janków Wiśniewskich w grudniu 1970 roku było bardzo wielu. Tylko 3 spośród 18 zabitych w tym dniu w Gdyni miało więcej niż trzydzieści lat. Ofiary czarnego czwartku to w większości młodzi chłopcy, w wieku od 15 do 20 lat. Aż 37 – spośród 75 postrzelonych tego dnia osób – miało poniżej 20 lat.

pd/im

Czytaj także

Grudzień '70. Początek robotniczej rewolty na Wybrzeżu

Ostatnia aktualizacja: 14.12.2023 06:00
14 grudnia 1970 roku w Gdańsku po godz. 6 rano około 60 pracowników Stoczni im. Lenina przerwało pracę. Żądali cofnięcia podwyżki ogłoszonej 12 grudnia.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Grudzień '70. "Mamy do czynienia z kontrrewolucją, a z kontrrewolucją trzeba walczyć przy pomocy siły"

Ostatnia aktualizacja: 15.12.2023 06:00
15 grudnia I sekretarz partii Władysław Gomułka podjął decyzje o zezwoleniu na użycie broni. Do Gdańska zaczęto ściągać wojsko i jednostki pancerne. W ulicznych walkach zginęli pierwsi robotnicy.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Grudzień '70. "Bunt zostanie zdławiony". "Użycie broni to jedyna droga"

Ostatnia aktualizacja: 16.12.2023 05:55
16 grudnia 1970 roku w Gdańsku przez cały dzień trwały demonstracje. Na polecenie Zenona Kliszki zablokowano Stocznię im. Lenina, a do próbujących z niej wyjść na ulicę robotników wojsko otworzyło ogień. Pod bramą stoczni zginęło dwóch robotników.
rozwiń zwiń
Czytaj także

"Czarny czwartek". Krwawy dzień powstania robotników 1970

Ostatnia aktualizacja: 17.12.2023 06:00
- Najpierw poszła seria z pocisków świetlnych, potem był wystrzał z czołgu, ale wtedy już żeśmy ruszyli. Milicja strzelała pod nogi, co dawało rykoszety od kocich łbów. Wtedy powstają najgorsze rany. Obok mnie jeden dostał w krtań, drugi w nogę - wspominał Stanisław Kodzik.
rozwiń zwiń