Historia

Krzysztof Komeda. Bóg polskiego jazzu w Google Doodle na 91. rocznicę urodzin

Ostatnia aktualizacja: 27.04.2022 07:45
- Komeda mówił bardzo mało, ale wielkość samej jego muzyki promieniowała na człowieka. Miał najlepsze cechy, jakie kompozytor może posiadać: prostotę, liryzm, nowatorstwo i nowe, świeże, absolutnie nietypowe spojrzenie na jazz – wspominał w Polskim Radiu Tomasz Stańko.
Krzysztof Komeda
Krzysztof Komeda Foto: PAP/Leszek Szymański

Krzysztof Komeda (właściwie: Trzciński) urodził się 27 kwietnia 1931 roku w Poznaniu. W dzieciństwie marzył podobno o karierze muzycznej. Od najmłodszych lat grał na fortepianie, a wieku ośmiu lat rozpoczął naukę w konserwatorium poznańskim. Wybuchła jednak wojna, która pokrzyżowała jego plany związane z edukacją muzyczną. Choć w latach okupacji i po wojnie nie tracił kontaktu z muzyką, po szkole średniej za namową matki rozpoczął studia w Akademii Medycznej w Poznaniu.

Katakumbowy nurt polskiego jazzu

Po wojnie, w szkole średniej, zetknął się z muzyką jazzową. (Pod koniec lat 40. - dzięki temu, że kontakty Polski z Zachodem nie były jeszcze tak ograniczone, jak w pierwszej połowie lat 50. - muzyka jazzowa przenikała do kraju). W tajniki fascynujących nowych brzmień wprowadzał Komedę basista Witold Kujawski. Dzięki niemu Trzciński poznał krakowskie środowisko jazzmanów, a od 1952 roku przez dwa lata współpracował z zespołem "Melomani", w którego skład wchodzili obok Kujawskiego Jerzy „Duduś” Matuszkiewicz i Andrzej Trzaskowski. W tym jednak czasie jazz był już przez władzę w Polsce niemile widziany i działał w podziemiu. Jerzy Matuszkiewicz wyjaśniał w Polskim Radiu, że muzyka jazzowa była zabroniona, bo wszystko, co pachniało Zachodem i Ameryką, było przez władze traktowane jako wrogi element.

- Warszawa przyciągała nas głównie na wieczorki taneczne dla młodzieży. Wiedziano, że "Melomani" stanowią właśnie ten podziemny, jak to potem nazywano: katakumbowy nurt polskiego jazzu. – wspominał Jerzy "Duduś" Matuszkiewicz.  

Jerzy "Duduś" Matuszkiewicz opowiadał, że z kolei w Krakowie muzycy spotykali się w prywatnych mieszkaniach i muzykowali wspólnie dla samej przyjemności grania. I o ile podczas występów na wieczorkach tanecznych starali się jedynie przemycać w granych przez siebie utworach elementy "zakazanego jazzu", o tyle w prywatnych domach tworzyli już bez skrępowania.

Komeda wybiera muzykę

Posłuchaj
27:48 Rozmowa Magdaleny Konopki z Krzysztofem Komedą (PR, 30.05.1967).mp3 Rozmowa Magdaleny Konopki z Krzysztofem Komedą (PR, 30.05.1967)

W 1955 roku po zakończeniu studiów Krzysztof Trzciński rozpoczął pracę w klinice laryngologicznej w Poznaniu. Jednocześnie rozwijał się muzycznie. Aby na scenie pozostać anonimowym i ukryć przed współpracownikami zainteresowania muzyczne, zaczął używać pseudonimu "Komeda". Wkrótce jednak i tak wyszło na jaw, że Komeda to Trzciński. Ponieważ nie mógł pogodzić dwóch ścieżek kariery, musiał wybrać. Postawił na muzykę.


Tyrmand serwis specjalny.jpg
Leopold Tyrmand - zobacz serwis specjalny

Kariera Komedy nabrała tempa w 1956 roku. Artysta założył wówczas Komeda Sekstet, w którym grali oprócz niego: Jerzy Milian, Stanisław Pludra, Józef Stolarz, Jan Zylber i Jan "Ptaszyn" Wróblewski. Sekstet okrzyknięto później pierwszym polskim zespołem jazzowym grającym muzykę nowoczesną. Najpierw muzycy wystąpili w marcu w Poznaniu, ale to występ na zorganizowanym na fali odwilży I Festiwalu Jazzowym w Sopocie - w sierpniu 1956 roku - przyniósł im szerszy rozgłos.

Posłuchaj
00:24 Tyrmand przedstawia sekstet Komedy.mp3 Sekstet Komedy z Poznania! Nie oznacza to ang. słowa „komedia”, tylko jest pseudonimem Krzysztofa Trzcińskiego - Leopold Tyrmand, zapowiedź festiwalowa (PR 1956)

Komeda szybko odniósł sukces nie tylko w Polsce, lecz także w Rosji i Francji, a potem m.in. w Szwecji i Danii. W Skandynawii był zresztą do końca życia bardzo ceniony, współpracował z czołowymi muzykami tamtejszej sceny jazzowej.

Muzyka filmowa

Na przełomie lat 50. i 60. Komeda zaczął też komponować muzykę do filmów. O pierwszym z nich, krótkometrażowym "Dwaj ludzie z szafą" z 1957 roku, tak Krzysztof Komeda opowiadał w Polskim Radiu: - Zgłosił się do mnie Roman Polański, żebym mu robił muzykę do filmu. Wydawało mi się, że tego nie potrafię. Ale nakłonił mnie i zrobiliśmy wówczas ten pierwszy film, który później zdobył tak wiele nagród.

Współpraca Komedy z Romanem Polańskim w następnych latach zaowocowała powstaniem muzyki do wielu filmów tego reżysera. Były to m.in. "Gdy spadają anioły", "Nóż w wodzie", "Gruby i chudy" czy "Matnia". Trzciński napisał też muzykę do wielu innych filmów, m.in. "Niewinnych czarodziejów" Andrzeja Wajdy czy "Do widzenia, do jutra" Janusza Morgernsterna. Stworzył muzykę w sumie do ponad sześćdziesięciu filmów.

O pracy przy "Niewinnych czarodziejach" opowiadała w Polskim Radiu Zofia Trzcińska, żona Krzysztofa: - Film był oparty częściowo na biografii Krzysia. Bo tam też był muzyk jazzowy, z tym, że perkusista, a równocześnie lekarz (...). Łomnicki się zrobił pod Krzysia. Pożyczył jego czarny sweter, żeby się wczuć w tę rolę. Kazał się ostrzyc tak jak Krzysztof. Utlenił sobie włosy. I chciał nawet pożyczyć czarne spodnie. My byliśmy przerażeni, bo Krzysztof miał jeden sweter, a czarnych spodni dwie pary – mówiła.

Przede wszystkim praca

W latach 60. Komeda grał m.in. z Tomaszem Stańko, Romanem Dylągiem, Runem Carlssonem i Zbigniewem Namysłowskim jako Komeda Quartet. Nagrywali płyty m.in. w Niemczech. Był też autorem muzyki do popularnych piosenek, m.in. do "Nim wstanie dzień" ze słowami Agnieszki Osieckiej.

W tym czasie muzyk miał już pozycję jednego z najwybitniejszych jazzmanów w Polsce. Tomasz Stańko wspominał w Polskim Radiu: - To był 1963 rok. Debiutowałem z nim na Jazz Jamboree w Warszawie. To była dla mnie niesłychana nobilitacja. Właściwe wprowadził mnie momentalnie w świat europejskiej muzyki jazzowej.

Stańko przekonywał też: - Komeda mówił bardzo mało, ale wielkość samej jego muzyki promieniowała na człowieka. Miał najlepsze cechy, jakie kompozytor może posiadać: prostotę, liryzm, nowatorstwo i nowe, świeże, absolutnie nietypowe spojrzenie na jazz.

O tym zaś, jaki Komeda był prywatnie, opowiadała Zofia Trzcińska: - Był bezwzględnie bardzo wrażliwy, z natury dobry, uczciwy, niezawistny. Miał bardzo dużo wspaniałych cech koleżeńskich. (...). Nie był też zachłanny. Ale trudno się z nim żyło, bo jednak wszystko było pod jego pracę.

Wspominała, że dzień jej męża był wypełniony pracą. Rano wstawał, kąpał się, zjadał śniadanie i zasiadał do pracy. Pracował, aż się go prosiło na obiad. - W pokoju, w którym pracował, musiała być taka cisza, że ja na tapczanie wysiedziałam dziurę, bo siedziałam tylko w jednym miejscu, nie ruszając się – dodawała Zofia Trzcińska.

– Mówiono o nim, że jest chodzącą muzyką. Kartka papieru i ołówek były przy nim zawsze. Jechaliśmy gdzieś samochodem i nagle, gdy coś wymyślił, było hamowanie, zjeżdżanie w bok. Wtedy Krzysztof odpalał papierosa, potrzebował chwili spokoju i pisał muzykę – wspominał Tomasz Lach w Polskim Radiu.

Posłuchaj więcej:

Reportaż "Komeda – tchnienie wolności"

Kołysanka

W grudniu 1967 roku Krzysztof Komeda wyjechał do USA, aby zrealizować kilka projektów muzycznych. Tworzył tam muzykę m.in. do filmu "Dziecko Rosemary" Romana Polańskiego. Napisał przy tym jeden ze swoich najbardziej znanych utworów: "Kołysankę Rosemary".

- Zaczął od Krakowa, a dotarł do Hollywood. Osiągnął praktycznie wszystko, co kompozytor, muzyk filmowy na świecie może osiągnąć. Podobna kariera w tak szybkim czasie, być może z wyjątkiem Romana Polańskiego, w Polsce się nie zdarzyła - mówił Tomasz Lach, gość Programu 1 Polskiego Radia.

Czytaj więcej:
Krzysztof Komeda we wspomnieniach. "Osiągnął praktycznie wszystko"

W grudniu 1968 roku Komeda uległ wypadkowi, spadając ze skarpy. Uraz głowy, jakiego doznał, okazał się śmiertelny. Zmarł, przewieziony kilka dni wcześniej do kraju przez żonę, w Warszawie 23 kwietnia 1969 roku.

"Żadna muzyka nie robi tak kolosalnego postępu i nie strąca tak szybko swych bogów z piedestału jak jazz. Zmieniają się kryteria, zmieniają mody, zmieniają bogowie. Muzyków, którzy przez dziesięciolecia znajdują się w światowej czołówce, jest zaledwie kilku; to geniusze" - mówił w wywiadzie umieszczonym w książce Jerzego Radlińskiego "Obywatel jazz" Krzysztof Komeda-Trzciński.

Mimo krótkiego życia, jemu do dziś udaje się pozostać bogiem polskiego jazzu.

bmich/jp

Źródła:

Jerzy Radliński, "Obywatel jazz", Warszawa 1967; "Krzysztof Komeda", na: www.culture.pl (dostęp: 22 kwietnia 2022); "Biografia" na: www.komeda.pl (dostęp: 22 kwietnia 2022).

Czytaj także

Komeda, Duke i Ella – jubileusze jazzowych legend

Ostatnia aktualizacja: 29.04.2021 00:00
Twórczość Krzysztofa Komedy, Duke'a Ellingtona i Elli Fitzgerald stanowiła oś tego wydania audycji Piotra Majewskiego. W tym tygodniu przypada rocznica urodzin tych trojga wybitnych, nieżyjących już artystów jazzowych.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Komeda subiektywnie

Ostatnia aktualizacja: 02.05.2021 11:30
Nie mogło być inaczej: tuż po 90. rocznicy urodzin Krzysztofa Komedy, tuż po Międzynarodowym Dniu Jazzu, w audycji, którą od początku otwiera sygnał z utworem Komedy - twórczość tego wybitnego kompozytora i jazzmana pojawić się musiała.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Giorgio Gaslini – "włoski Komeda"

Ostatnia aktualizacja: 19.03.2022 13:56
Bohaterem niedzielnej audycji "Muzyka w kadrze" był "włoski Krzysztof Komeda" – Giorgio Gaslini. Postać ekstremalnie ważna dla włoskiego jazzu – to on jako pierwszy wystąpił na amerykańskim festiwalu w Nowym Orleanie, to on był pierwszym włoskim jazzmanem, o którym wspomniał magazyn DownBeat.
rozwiń zwiń