Historia

"Bez kresów II RP byłaby państwem kadłubowym"

Ostatnia aktualizacja: 13.08.2017 03:00
Śmiałe natarcie znad Wieprza pozwoliło w sierpniu 1920 roku powstrzymać bolszewicką nawałę. Niespełna rok później traktat ryski zakończył konflikt i wyznaczył granicę polsko-rosyjską na linii zbliżonej do granicy drugiego rozbioru. W granicach państwa udało sie zatrzymać wschodnie terytoria. "Scenariusz odrodzonej Polski bez kresów trudno sobie wyobrazić" podkreśla historyk, dr hab. Przemysław Piotr Żurawski vel Grajewski.
Wojsko Polskie wkracza do Mińska.
Wojsko Polskie wkracza do Mińska. Foto: wikimedia commons/dp

Kresy wschodnie stanowiły w okresie międzywojennym istotną część Rzeczpospolitej. Na czym polegała ich rola w odradzającym się państwie? Jak układały się stosunki Polaków z innymi narodami zamieszkującymi kresy w dobie wojny polsko-bolszewickiej? Co stało się z Polakami, którzy po zakończeniu wojny pozostali po rosyjskiej stronie granicy? Jakim państwem byłaby odrodzona Rzeczpospolita, gdyby przyjęto propozycję mocarstw zachodnich na konferencji w Spa? Na te pytania odpowiada dr hab. Przemysław Piotr Żurawski vel Grajewski.

PolskieRadio.pl: W publikacji "Męczeństwo kresów. 1918-1956" stawia Pan tezę, że "w wojnach o niepodległość i granice w latach 1918–1920 Kresy nabyły pełnię swej kresowości". Co kryje się pod tym sformułowaniem?

Dr hab. Przemysław Piotr Żurawski vel Grajewski: Mam na myśli pewne uświadomienie sobie terytorialnej Polski innej niż ta, która istniała mentalnie od czasów rozbiorów. Trzeba pamiętać, że wobec nieistnienia państwa polskiego w określonych granicach przez 123 lata, mentalna mapa Polaków odnosiła się do roku 1792. Nie da się pogodzić kresowości ze stołecznością, a I Rzeczpospolita, Rzeczpospolita Obojga Narodów, była czymś więcej niż tylko Polską, była Koroną Polską i Wielkim Księstwem Litewskim. W tym rozumieniu Wilno nie było miastem kresowym Polski, tylko stolicą Wielkiego Księstwa Litewskiego. Podobnie jak Edynburg nie jest miastem kresowym Anglii, tylko stolicą królestwa Szkocji.

Bitwa warszawska - zobacz serwis specjalny

Ponieważ naród polityczny I Rzeczpospolitej złożony ze szlachty Polski i Litwy podzielił się na kilka narodów etnicznych, które sięgnęły po status narodów politycznych, obszary, które nie miały pierwotnie charakteru kresowego, taki charakter przybrały. Po upadku powstania styczniowego, które rozpoczęło bardzo intensywny proces rusyfikacji ziem polskich, Warszawa doby rosyjskich namiestników Hurki i Apuchtina była w gorszym położeniu kulturowym niż Lwów w latach 1863-1914, czyli w ramach Austro-Węgier przed I wojną światową, w ramach konstytucyjnej monarchii Habsburgów z bardzo szeroką autonomią polską, uniwersytetami i sejmem krajowym. Tym samym Lwów w epoce był de facto stolicą kulturową Polski. Jeśli Lwów był "stolicą", to nie był kresami. Dopiero 1 listopada 1918 roku, gdy wybuchły walki polsko-ukraińskie o Lwów, uświadomiono sobie kresowość tego miasta.

Jak układało się współżycie Polaków i mieszkańców kresów innych narodowości - Ukraińców, Białorusinów i Litwinów - w dobie odzyskania niepodległości i wojny polsko-bolszewickiej?

Stosunki z innymi narodami układały się rozmaicie. Jeśli chodzi o relacje z Ukraińcami, to przede wszystkim trzeba pamiętać, że w tym czasie istniały dwa państwa ukraińskie. Konflikt, który jest w Polsce pamiętany jako wojna o Lwów i Galicję Wschodnią, był konfliktem z Zachodnioukraińską Republiką Ludową. Relacje z Ukraińską Republiką Ludową były mniej dramatyczne. Formalnie również początkowo był między nami konflikt zbrojny, jednak URL nie miało siły na jego realizację, prowadząc jednocześnie wojnę z białą i czerwoną Rosją. Od schyłku 1919 roku URL poszukiwała porozumienia z Polską, ostatecznie zrealizowanego w kwietniu 1920 roku. Pokłosiem tego sojuszu była wspólna wyprawa z zamiarem wyzwolenia Kijowa i całej Ukrainy Zadnieprzańskiej.

Skończyło sie jednak na słynnym "Ja was przepraszam panowie, ja was bardzo przepraszam" Piłsudskiego do ukraińskich sojuszników.

Mimo zwycięstwa militarnego Polaków w wojnie 1920 roku, programu wyzwolenia nie udało się zrealizować. Polska cofnęła uznanie polityczne jakie w momencie zawierania sojuszu dała Ukraińskiej Republice Ludowej, uznała Ukrainę sowiecką. Takie było postanowienie traktatu ryskiego, który był zawarty nie tylko z Rosją sowiecką, ale też z sowiecką Ukrainą. Tragizm sytuacji pokazuje fakt, że tekst traktatu w języku ukraińskim został zredagowany przez Leona Wasilewskiego, członka delegacji polskiej, albowiem nikt z delegacji sowieckiej Ukrainy nie władał językiem ukraińskim w sposób umożliwiający stworzenie dokumentów dyplomatycznych.

W przypadku Białorusinów współpraca układała sie lepiej?

Polska usiłowała wesprzeć ruch białoruski. Był on jednak dość słaby, choć oddziały białoruskie gen. Stanisława Bułaka-Bałachowicza w 1920 roku walczyły u boku Polaków. Później na własną rękę próbowały walczyć z bolszewikami i zostały pobite. Te wydarzenia są pamiętane na Białorusi do dziś, bowiem tzw. powstanie słuckie było największym zbrojnym czynem białoruskim w nowożytnej historii.

Z Litwą byliśmy skonfliktowani o Wilno.

Litwini prowadzili wówczas politykę wyraźnie samobójczą, mając nadzieję na zdobycie historycznej stolicy Wielkiego Księstwa Litewskiego, którego ludność litewska stanowiła 2 proc. populacji. Politycznie, chociaż nie wojskowo, sprzymierzając się z bolszewikami przejęli część terytorium. Polskie wojsko, żeby oskrzydlić bolszewików w bitwie niemeńskiej, musiało przekroczyć linie litewskie, co było tragedią dla obu narodów.

Ostatecznie cała gra skończyła się niemożnością realizacji koncepcji federalistycznej, czyli dość oczywistego postulatu, że Polska leżąca między Niemcami a Imperium Rosyjskim, z uwagi na jednolitość etniczną Niemiec, nie może przeprowadzić programu politycznego podziału zachodniego sąsiada. Natomiast zważywszy na to, że terytorium etniczne Polski nie miało granicy z terytorium etnicznie rosyjskim, można było spróbować rozbić imperium rosyjskie po szwach narodowościowych. Z tych dwóch kamieni młyńskich do rozbicia nadawał się tylko kamień rosyjski. Na to jednak zabrakło sił. Rezultatem wojny była jak wiemy granica przebiegająca mniej więcej wzdłuż granicy drugiego rozbioru.

W 1921 roku traktat ryski zakończył wojnę polsko-bolszewicką. Jak potoczyły się losy Polaków, którzy pozostali na terenach, które przypadły Rosji bolszewickiej?

Skale represji były różne w różnych latach. Za najłagodniejszy uchodzi rok 1925. Wiemy o rozstrzelaniu stukilkudziesięciu osób w tym roku. Były pomysły polskich okręgów narodowościowych na terenach ukraińskich i białoruskich: Marchlewszczyzny i Dzierżyńszczyzny. Próbowano tam wychować "sowieckich Polaków", ale to się nie udało. Absolutną klęskę poniosła próba kolektywizacji polskich wsi, co wyraźnie widać na tle średniej sowieckiej.

Najtragiczniejsze były oczywiście lata 1937-38, kiedy dokonano eksterminacji ludności polskiej w ramach operacji polskiej NKWD. Pierwsze uderzenie wymierzone zostało w Kościół katolicki, który zresztą co ciekawe początkowo traktowany był lepiej niż cerkiew prawosławna. Był postrzegany jako mniej groźny przeciwnik. Kiedy władze radzieckie rozprawiły się z cerkwią, zajęły się Kościołem katolickim, który był postrzegany jako Kościół polski. Kolejnym etapem masowych represji było wysiedlanie Polaków z pasa granicznego w ramach przygotowań wojennych. Uważano, że teren ten powinien być pod szczególnym nadzorem, zaś Polaków jako element niepewny należało stamtąd usunąć. Wreszcie, rozkaz Jeżowa z 11 sierpnia 1937 roku o rozpoczęciu antypolskiej akcji skutkował śmiercią 111 tys. Polaków, którzy zostali rozstrzelani.

Jak przebiegała realizacja operacji polskiej?

Otaczano wioskę. Dzielono ludność na trzy grupy. Dorosłych mężczyzn uznawano za zdolnych do stawiania oporu. Zwykle wyprowadzano do najbliższego lasu i rozstrzeliwano. Kobiety i dzieci do lat 10 oraz starców zsyłano początkowo w okolice dzisiejszego Donbasu. Stąd akcja sprzed dwóch lat w zakresie ewakuacji kilkuset Polaków, potomków zesłańców, z obszaru objętego działaniami wojennymi. Zesłano ich tam, gdyż całe wsie ukraińskie stały opustoszałe. Ich mieszkańcy wymarli w wyniku głodu. Gros Polaków zesłano do Kazachstanu, stąd około sześćdziesięciotysięczna tamtejsza mniejszość polska.

W ramach operacji polskiej NKWD likwidowano Polaków nie tylko na kresach, ale i na całym obszarze Związku Sowieckiego. Była to zagłada lokalnych elit. Najlepszym przykładem jest Baku, gdzie było bardzo wielu Polaków-inżynierów związanych z przemysłem naftowym i te lokalne elity również uległy eksterminacji. Eliminowani byli też pracownicy kolei o polskobrzmiących nazwiskach. Dzieci powyżej 10 roku życia wysyłano do domów dziecka, gdzie były wychowywane na wiernych poddanych Związku Sowieckiego.

Puśćmy wodzę fantazji: co by się stało, gdyby w Spa walczące w wojnie polsko-bolszewickiej strony przyjęły propozycję zachodnich mocarstw dotyczącą granicy na tzw. linii Curzona? Jaka byłaby wówczas odrodzona Rzeczpospolita?

Linia Curzona w czasie wojny polsko-bolszewickiej nie była szeroko dyskutowana. Nie chcieli się na nią zgodzić Polacy, a tym bardziej bolszewicy, których celem było poniesienie rewolucji na Zachód. Zapewne pozostałaby nieznanym epizodem, gdyby nie wrócono do niej w okresie II wojny światowej i nie przyjęto jej jako podstawy rozgraniczenia w ramach porządku jałtańskiego.

Scenariusz odrodzonej Polski bez kresów trudno sobie wyobrazić. Dość powiedzieć, że Naczelnik Państwa, Józef Piłsudski, pochodził z Wileńszczyzny. Trudno sobie wyobrazić II RP bez uniwersytetów w Wilnie i Lwowie, bez Politechniki Lwowskiej, bez Lwowskiej Szkoły Matematycznej. Bez administracji funkcjonującej na całym terytorium państwa polskiego, której kadra pochodziła z w znacznej mierze z dawnej habsburskiej autonomicznej Galicji. Byłoby to państwo kadłubowe, terytorialnie mniejsze o 50 proc., zaś ludnościowo o ponad 30 proc., bez dwóch wiodących centrów kulturowych – Lwowa i Wilna. Nie zapominajmy też o Grodnie, które miało znaczenie symboliczne jako miasto, w którym odbywał się co drugi sejm I Rzeczpospolitej. Słabość tego państwa byłaby uderzająca. Polska byłaby krajem wielkości Czech, przy czym Czechy odziedziczyły po monarchii austrowęgierskiej przemysł zbrojeniowy w wydaniu mocarstwowym. Pozbawiona takiego zaplecza i mniejsza o połowę w stosunku do historycznego rozmiaru Rzeczpospolita zapewne trwałaby krócej.  

***

Dr hab. Przemysław Piotr Żurawski vel Grajewski - polski politolog, historyk i publicysta, ekspert w dziedzinie stosunków międzynarodowych.