Historia

Herbert von Karajan. Największy dyrygent XX wieku

Ostatnia aktualizacja: 16.07.2023 05:40
34 lata temu, 16 lipca 1989 roku, zmarł wybitny austriacki dyrygent, Herbert von Karajan. Wielu uważa, że nie miał sobie równych, choć ma też przeciwników. Natomiast z całą pewnością jest do dziś najpopularniejszym artystą z kręgu muzyki poważnej - sprzedał ponad 200 milionów płyt.
Herbert von Karajan
Herbert von KarajanFoto: SPUTNIK/EAST NEWS/Oleg Makarov

Herbert von Karajan pochodził z rodziny o grecko-arumuńskich korzeniach. Na fortepianie grał od 4 roku życia i już rok później występował. Wychowywał się w Salzburgu. Rownolegle ze studiami w klasie fortepianu w Mozarteum w latach 1916-26 uczęszczał do "normalnej szkoły" a jej ukończenie było warunkiem, który musiał spełnić, aby uzyskać zgodę rodziców na rozwijanie kariery muzycznej. Następnie studiował dyrygenturę w Akademii Muzycznej w Wiedniu.

Jako dyrygent zadebiutował już w wieku 19 lat. Od tej pory przez kilka lat pracował jako kapelmistrz w teatrze w Ulm, a już w wieku 27 lat został najmłodszym w Niemczech dyrektorem opery, obejmując stanowisko w Akwizgranie.

- Karajan to człowiek opery i teatru muzycznego. Ta dziedzina nie miała dla niego tajemnic i to zarówno jeśli mówimy o samej muzyce jak i o wszystkich kwestiach dotyczących inscenizacji, reżyserii, oświetlenia, montażu czy kwestii technicznych – mówił Przemysław Psikuta w audycji Polskiego Radia z 2014 roku. - Pod tym względem Karajan był niezrównany. Był pionierem, jeśli idzie o nowoczesne podejście do teatru muzycznego – dodawał muzykolog.


Posłuchaj
31:37 Karajan.mp3 "Karajan - 25. rocznica śmierci". Audycja Przemysława Psikuty z cyklu "Duża czarna". (PR, 19.07.2014)

 

Wielkie ambicje

Karajan szybko wyrósł na największy talent młodego pokolenia, co nie uszło uwadze Wilhelma Furtwanglera, starszego o dwie dekady wybitnego niemieckiego dyrygenta, który dotychczas niepodzielnie dominował w kraju. Przeczuwając, że młody artysta będzie dążył do zajęcia jego miejsca na stanowisku dyrektora Filharmoników Berlińskich, o czym Karajan rzeczywiście zaczął marzyć, robił wszystko aby mu to uniemożliwić.

Karajan jednak uparcie dążył do celu. W trosce o własną karierę nie zawahał się wstąpić do NSDAP. Dzięki poparciu coraz silniejszych w kraju Nazistów, Karajan mógł w pełni rozwinąć skrzydła. Aż do końca III Rzeszy figurował na „Liście obdarzonych łaską Bożą” czyli ułożonym przez Hitlera spisem wiernych mu artystów, których postanowił wspierać.

W 1939 roku Karajan poprowadził w Berlińskiej Operze "Czarodziejski flet" Mozarta i "Śpiewaków Norymberskich" Wagnera. Na fali tego sukcesu oraz dzięki poparciu nazistów był w latach 1941-45 dyrektorem pierwszej sceny III Rzeszy czyli teatru operowego w Berlinie.

Triumf pomimo klęski

Za serwilizm został po wojnie ukarany zakazem występów publicznych, który jednak trwał tylko rok. W tym okresie Karajan miał czas aby dokonać nagrań wielu utworów. Po cofnięciu zakazu występowania jego kariera nabrała rozpędu, jakiego nigdy wcześniej nie miała.

Od 1949 roku Karajan prowadził Symfoników Wiedeńskich. W tym samym roku dyrygował podczas słynnego Festiwalu w Salzburgu, a w 1950 roku w trakcie słynnego wagnerowskiego Festiwalu w Bayreuth. W tym samym roku został kierownikiem artystycznym Filharmonii Londyńskiej. Wreszcie w 1954 roku, po śmierci Wilhelma Furtwanglera, spełnił swoje marzenie i objął kierownictwo Filharmoników Berlińskich.

Jakby tego było mało, już w 1956 roku został dyrektorem Festiwali Mozartowskich w Salzburgu i jednocześnie w latach 1956-64 kierował Operą Wiedeńską. Tutaj zrealizował słynne inscenizacje, pełniąc także rolę reżysera, oper Verdiego i Pucciniego oraz dramatów muzycznych popularnego w Niemczech bez względu na wszystko Ryszarda Wagnera.

W latach 60. Herbert von Karajan został okrzyknięty dyktatorem muzycznym w Europie, ponieważ kontrolował najbardziej prestiżowe ośrodki: Berlin, Salzburg i Wiedeń. Do tego miał wpływ na La Scalę i Londyńską Orkiestrę Symfoniczną. W 1967 roku po raz pierwszy wystąpił w Metropolitan Opera w Nowym Jorku.

Wieczny niedosyt

Karajan był tytanem pracy i słynął z perfekcjonizmu.

- Nigdy nie podchodził do danego dzieła tylko jeden raz. Zawsze nagrywał kilka razy. Był opętany ideą scenicznej i muzycznej jednolitości swoich spektakli, perfekcji – mówił Przemysław Psikuta w audycji Polskiego Radia - potrafił poprzez bardzo stanowcze wymagania wobec zespołu: śpiewaków, scenografów, dążyć do coraz bardziej perfekcyjnego zaprezentowania światu tego samego dzieła. Publiczność miała często poczucie że wysłuchała idealnego przedstawienia, ale maestro nie był do końca zadowolony i tydzień później dążył do jeszcze lepszego wykonania – dodawał dziennikarz.

W następnych latach Karajan nie zwalniał tempa do posiadanych obowiązków dodając kolejne. Tworzył imperium muzyczne, nagrywał liczne płyty i produkował filmy muzyczne. Założył też fundację wspierającą młodych, zdolnych dyrygentów. Jednocześnie chętnie znajdował czas na liczne pasje, zwłaszcza sportowe i motoryzacyjne.

Karajan był znanym kolekcjonerem samochodów – jego ulubionym producentem było Porsche. Na swoim jachcie regularnie brał udział w regatach. Ponad to codziennie uprawiał jogę i pływał. Pozostawał aktywny aż do śmierci, w dniu której zdążył jeszcze poprowadzić próbę orkiestry.

Do końca życia przejawiał silne cechy egotyczne – mawiał, że wierzy w swoją reinkarnację twierdząc, że tak wybitna jednostka powinna dostać od natury drugie życie.

az

Czytaj także

Ćwierć wieku bez Karajana

Ostatnia aktualizacja: 15.07.2014 18:54
W środowym programie "Wybieram Dwójkę" porozmawiamy o austriackim dyrygencie i animatorze życia muzycznego Herbercie von Karajanie. 16 lipca mija 25. rocznica śmierci artysty.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Łukasz Borowicz: w dyrygenturze opera i symfonika się dopełniają

Ostatnia aktualizacja: 27.10.2019 15:29
- To jest wymysł naszych czasów, że dyrygenci dzielą się na operowych i symfonicznych. Ja staram się patrzeć na sprawę historycznie - to z opery dyrygentura w ogóle się wywodzi, i stamtąd czasami przechodziło się do świata symfoniki. Dzisiaj jest wielu dyrygentów, którzy nigdy w życiu nie dyrygowali operą. Ba, wręcz uważają operę za coś pośledniejszego względem symfoniki. To absolutnie złe myślenie - mówił gość audycji Cafe "Muza".
rozwiń zwiń
Czytaj także

Marek Pijarowski: dyrygowanie nie polega na władzy

Ostatnia aktualizacja: 18.05.2020 07:00
- Z jednej strony dyrygent powinien mieć ostatnie słowo, bo ktoś musi to wszystko przecież zebrać. Ale równocześnie musi to być też ostatnie słowo orkiestry, w tym znaczeniu, że orkiestra to akceptuje, szanuje moją koncepcję i to, że biorę za nią odpowiedzialność. Muszę być pewien tego, co robię, ale nie powinno mieć to nic wspólnego z tzw. władzą - mówił w Dwójce znakomity polski dyrygent.
rozwiń zwiń