Historia

Wampir wampirem?

Ostatnia aktualizacja: 02.09.2008 13:53
W latach 60. Zagłębiem Dąbrowskim wstrząsnęła seria krwawych morderstw.

Zabito 14 kobiet. Sześciu kolejnym zaatakowanym kobietom cudem udało się ujść z życiem. Wśród ofiar była między innymi 18-letnia Jolanta Gierek, bratanica Edwarda Gierka.

 

Poszukiwaniami seryjnego mordercy zajmowała się grupa operacyjno-śledcza Anna, której przewodził Jerzy Gruba. Wampira Zagłębia ścigano osiem lat – od listopada 1964 roku do stycznia 1972. W czasie śledztwa pojawiło się kilkuset podejrzanych. Jednocześnie władze naciskały na złapanie człowieka, który sterroryzował mieszkańców regionu. Nie mogło wszak być tak, że przestępca wymyka się sprawiedliwości przez tyle lat. Zwłaszcza gdy chodzi seryjnego mordercę, który na dokładkę zabił członka rodziny najwyższych władz partyjnych.

Zdzisław Marchwicki

Domniemanego „Wampira”, za którego wyznaczono milion złotych nagrody, ujęto 6 stycznia 1972 roku o 5.20 w Dąbrowie Górniczej. Był nim Zdzisław Marchwicki – pracownik kopalni w Siemianowicach Śląskich. Zatrzymano go na skutek donosu żony, która – według jednej z wersji -złożyła na MO donos o tym, że jej mąż znęca się nad rodziną, a według innej połasiła się na wspomniany milion i doniosła, że to jej małżonek jest „Wampirem”. Jednocześnie Zdzisław Marchwicki był na liście podejrzanych odpowiadających cechom „Wampira” określonym przez ekspertów. Milicji nie trzeba było wiele więcej.

MO długo utrzymywała, że w trakcie zatrzymania Wampir powiedział: „Nareszcie”. Niektórzy z milicjantów, którzy go złapali po latach podawali inną wersję. Po Marchwickiego przyjechały dwie czarne wołgi. Gdy zobaczył jak liczna jest grupa, która ma go odwieźć do aresztu powiedział: „Tylu was jakbyście tego Wampira złapali.” Na ławie oskarżonych zasiadła wraz z nim niemal cała rodzina: dwaj bracia Jan i Henryk, siostra Halina Flak, jej syn oraz kochanek Jana Marchwickiego - Jerzy K. Zatrzymanie braci wiązało się z ostatnim z morderstw Wampira – zabójstwie pracownicy Uniwersytetu Śląskiego dr Jadwigi Kucianki. Jan, który był na tej uczelni pracownikiem administracyjnym miał zatarg z kobietą, którą wraz z braćmi miał zabić. Oskarżono go o sprawstwo kierownicze i skazano na karę śmierci. Kolejny brat Henryk „dostał” 25 lat za współudział. Pozostali z „dodatkowych” oskarżonych zostali skazani na niższe wyroki za przyjmowanie rzeczy ofiar i ukrywanie przestępcy.

 

Proces był pokazowy. Odbył się nie w  budynku sądu, a mieszczącej 800 widzów hali „Silesia”. W jego punkcie kulminacyjnym – podczas mowy końcowej prokuratora - Marchwicki miał się przyznać. Kraj obiegła wersja oficjalna, w której skruszony Marchwicki wołał: „tak, zabiłem, byłem mordercą i to wielkim mordercą.” Świadkowie twierdzą, że w rzeczywistości było mniej dramatycznie. Dialog między oskarżonym a sądem przebiegał ponoć tak: sędzia zapytał, czy Marchwicki przyznaje się do winy, na co „Wampir” odpowiedział  „No cóż Najwyższy Sądzie cóż to jest za różnica.”. Sąd zmienił formę pytania: „Czy oskarżony jest mordercą? – ZM: No z tego co słyszałem, co się dowiedziałem no to chyba tak.” Zapadł wyrok skazujący. Marchwicki został skazany na śmierć. Odtrąbiono sukces Milicji i nadzorujących śledztwo.

Już w celi śmierci Marchwicki – ponoć za namową współwięźnia – napisał pamiętnik, w którym przyznał się do winy. Było to jego drugie, poza opisanym powyżej, przyznanie. Pierwsze jednak odwołał. W pamiętniku dość szczegółowo opisał swoje morderstwa. Wyszedł nawet poza akt oskarżenia i cofnął się do 1951 roku (oskarżono go o przestępstwa popełniane od 1964 roku), kiedy to miał zacząć mordować.

Lektura pamiętnika „Wampira Zagłębia” jest wstrząsająca. Poza opisami zabójstw znajdujemy tam między innymi próbę introspekcji: (pisownia oryginalna) „czasem leżąc na posłaniu myślę o z woich ofiarach i szkoda mi czasem tych kobiet ale będąc na wolności myślałem tylko żeby zaspokoić swoją potrzebę seksualną i nie kiedy przychodzą myśli w tym czasie jak siedze bo odczuwam taką potrzebę żeby kogoś zabić chociaż wiem, że to jest niemożliwe zawsze z tego powodu że myślę o zabujstwie podniecam się i wtenczas muszę się analizować (...) robię to bardzo często bo myślę o kobietach czasami żywych i czasami nie żywych”. W pamiętniku znajdujemy także próbę znalezienia genezy jego morderstw:  „Jak już opisywałem o napadaniu na kobiety to pragnę podać powód. Myślę ze powodem było to, że byłem chory impotentem oraz że byłem jakiś nie zgodny.” W pamiętniku Marchwicki także jednoznaczne przyznaje się do winy.
Marchwickiego oraz jego brata Jana stracono w 1975 roku.
 
Sfingowane oskarżenie?     
 
Im dalej od procesu i wielkiego sukcesu śląskiej Milicji tym pojawia się więcej wątpliwości. Są tacy, którzy twierdzą, ze Marchwicki nie był Wampirem, a został skazany jedynie dlatego, że władze potrzebowały pokazowego procesu, by ukryć swoją nieudolność. Przekonani, że taka właśnie wersja wydarzeń jest prawdziwa wskazują na kilka elementów. Najważniejszym z nich jest osoba Piotra Olszowego. Był to chory psychicznie właściciel zakładu rzemieślniczego, który zatrzymany w związku z jednym z zabójstw przyznał się do winy. Prowadzący śledztwo nie uwierzyli mu jednak, lub nie mieli wystarczających dowodów do jego aresztowania. 10 dni po opuszczeniu komisariatu Piotr Olszowy zabił swoją rodzinę i popełnił samobójstwo. Wielu uznało, że to właśnie on był sprawcą zabójstw.

Wątpliwości budzi też oskarżenie braci Marchwickiego. Zgodnie z wersją, która „obroniła” się w sądzie ostatnie z zabójstw miało być wspólnie zaplanowane przez braci i wspólnie wykonane, a to kompletnie nie pasowało do metod działania Wampira z Zagłębia. Wątpliwości były tak duże, że prokurator, który pierwotnie miał oskarżać w procesie wycofał się nie dając pełnej wiary dowodom i winie oskarżonego. Zwolennicy wersji o sfingowanej winie podważają także autentyczność zawartości pamiętnika -  nie w sensie autora wspomnień, ale raczej tego czy Marchwickiemu nie pomagał jakiś „sufler”. Ich zdaniem ma na to wskazywać ilość użytych w pamiętniku zwrotów, które pochodziły z milicyjnego żargonu.

Sprawa Marchwickiego do dziś pozostaje jedną z największych kryminalnych zagadek PRL-u. Jak na razie zmierzyli się z nią filmowcy. Na kanwie historii „Wampira” nakręcono w 1981 roku film kryminalny pt. „Anna i wampir”, w III RP powstał zaś dokument Macieja Pieprzycy pt. „Jestem mordercą” i sztuka teatru telewizji wyreżyserowana przez Witolda Tomczaka.
Wciąż brakuje solidnych badań, które mogłyby dać pewną odpowiedź na pytanie czy Zdzisław Marchwicki był „Wampirem Zagłębia”. Jedno jest pewne, gdy ktoś się ich podejmie nie zabraknie mu czytelników.

Tomasz Borejza

Czytaj także

Lolo-rozpruwacz

Ostatnia aktualizacja: 02.09.2008 13:13
„- Pana credo życiowe? – Powiem krótko: zabijać i pić krew ofiar, niszczyć ludzi i ich majątek.” - Karol Kot.
rozwiń zwiń