Stocznia Gdynia szuka ratunku na własną rękę
Polskie firmy skrzyknęły się, by robić biznes na terenach Stoczni Gdynia, donosi "Puls Biznesu". Stanie się bazą firm i sprzętu do wydobywania surowców z dna morza.
2010-08-24, 08:41
Stocznia nie może działać sama, bo prowadzi proces kompensacji, którego celem jest zbycie majątku. Zakończenie albo umorzenie postępowania będzie oznaczało upadłość stoczni. Ale majątek może "pracować".
Wychodząc z tego założenia prezes zakładu Patryk Michalak we współpracy z zarządcą kompensacji stoczni, opracował program, dzięki któremu możliwe będzie aktywizowanie majątku postoczniowego. Znalazł także partnerów do współpracy.
- "Chcemy wejść na rynek offshore, czyli działalności na rzecz górnictwa morskiego", mówi Michalak. Jego projekt nosi roboczą nazwę "Gdynia zatoką offshore". Przystąpiły do niego: Stocznia Gdańsk, zakłady Hipolit Cegielski Poznań, Energomontaż Północ Gdynia, Crist, Euro-Cynk, Gefako, Stocznia Marynarki Wojennej, Vistal i Germanisher Lloyd.
Grupa liczy, że pozyska duże kontrakty np. na budowę jednostek FPSO, czyli statków (nowych albo przebudowanych tankowców) służących do wydobycia z dna morza ropy i gazu, wstępnego ich oczyszczania, transportu i przechowywania.
Być może projekt zainteresuje polskie firmy paliwowe. Lotos, Petrobaltic, PGNiG czy Orlen mają plany rozwoju własnej działalności wydobywczej. Urządzenia do poszukiwania czy eksploatacji złóż zamawiają w Norwegii czy Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Chcielibyśmy namówić ich na statki FPSO, powiedział "Pulsowi Biznesu" Patryk Michalak.
tk
REKLAMA