Sankcje działają. Ekspert: Rosja nie uniknie gospodarczego upadku

2022-08-09, 10:53

Sankcje działają. Ekspert: Rosja nie uniknie gospodarczego upadku
WEI: sankcje działają i jeśli zostaną utrzymane, to Rosja nie uniknie gospodarczej katastrofy. Foto: Shutterstock/Real Window Creative

Jeśli sankcje będą utrzymywane dla Rosji to nie ma żadnego sposobu uniknięcia przez ten kraj upadku gospodarczego, uważa Dariusz Matuszak z Warsaw Enterprise Institute powołując się na raport naukowców z Uniwersytetu Yale "Sankcje i Ucieczka Biznesu Rujnują Rosyjską Gospodarkę". 

Dariusz Matuszak podkreśla, że w liczącym blisko 120 stron raporcie "Sankcje i Ucieczka Biznesu Rujnują Rosyjską Gospodarkę" naukowcy z Uniwersytetu Yale wykazują, że sankcje działają i jeśli zostaną utrzymane, to zbrodniczy reżim nie uniknie gospodarczej katastrofy.

Jego zdaniem poparte liczbami i danymi tezy raportu idą całkowicie w poprzek coraz częstszym opowieściom, o tym, że Rosja jest odporna na sankcje, że przynoszą one więcej szkody Zachodowi niż pożytku i że to on jest ich główną ofiarą.

Rosyjska propoganda

"Naukowcy Yale zdecydowanie odrzucają taki pogląd i traktują go jako efekt rosyjskiej propagandy (ze swej strony możemy dopisać propagandę Niemiec, które chcą jak najszybszego powrotu do robienia interesików ze zbrodniczym reżimem Putina) oraz płytkości, pobieżności dotychczasowych analiz" - pisze Dariusz Matuszak.

Jako przykład wskazują m.in. na projekcje agencji Bloomberg, która przewidywała, że dochody Rosji z eksportu ropy i gazu wyniosą w 2022 roku 285 miliardów dolarów i będą o 1/5 wyższe niż w 2021 r.

"Prognoza ta została powszechnie na świecie przyjęta, choć była oparta o dane rosyjskiego Ministerstwa Gospodarki z marca, kiedy dochody z powodu gwałtownej zwyżki cen wystrzeliły w górę, a żadne sankcje jeszcze nie działały. Dochody z ropy i gazu sięgały nawet 1 miliarda dolarów dziennie. Tymczasem już w maju wedle rosyjskich danych dochody z eksportu tych paliw spadły o połowę, a teraz Kreml nie podaje już żadnych statystyk na ten temat"  -podał Matuszak. 

Według eksperta WEI, Yale uznaje informacje, dane, raporty publikowane od napaści na Ukrainę przez resorty, gospodarki, energii, finansów, Bank Rosji i federalny urząd statystyczny Rosstat za tendencyjne i całkowicie niewiarygodne.

Jak piszą autorzy, sami więc przeanalizowali tysiące niezależnych raportów dotyczących poszczególnych państw, ale też firm, dane dotyczące branż np. transportu morskiego, lotniczego, przepływy kapitału etc., a nawet z rynku nieruchomości w Dubaju i doszli do wniosku, że gospodarka rosyjska wbrew propagandowym zapewnieniom Putina leci w przepaść.

Główne wnioski z raportu

Zdaniem Dariusza Matuszaka Rosja bezpowrotnie straciła swoją pozycję silniejszego na rynku strategicznych surowców, a zwrot w kierunku Azji jest niewykonalny. Mimo wielu nieszczelności w sankcjach, import kluczowych komponentów z Zachodu dosłownie runął i zatrzymał produkcję w samej Rosji.

"Rosja nie jest w stanie zastąpić importu kluczowych komponentów produkcją własną. Na miejsce biznesów, które się z Rosji wycofały, nie narodzą się własne - rosyjskie. Nie ma żadnych kadr gotowych zastąpić setki tysięcy najbardziej utalentowanych pracowników i przedsiębiorców, którzy od początku wojny opuścili Rosję" - podaje dalej. 

Z raportu wynika, także, że wycofanie się ponad 1000 największych firm świata z Rosji oznacza dla niej potencjalną utratę nawet 40 procent PKB, zaś poziom inwestycji zagranicznych cofnął się do tego sprzed 30 lat.

Dramatyczne, histeryczne interwencje Kremla w polityce monetarnej i podatkowej, na rynkach kapitałowych dadzą chwilowe złudzenie siły, podtrzymają sztucznie kurs rubla, ale wyczerpują rezerwy walutowe i pogłębiają problemy. Rosyjskie firmy są całkowicie odcięte od zagranicznego kapitału, a moskiewska giełda jest w stanie agonalnym. Nikt nie kupi rosyjskich akcji, obligacji, nikt ich też Rosjanom nie sprzeda. 

"Jeśli sankcje będą utrzymywane dla Rosji, nie ma żadnego sposobu uniknięcia upadku w gospodarczą otchłań" - wymienia Matuszak. 

Rynek surowcowy w Rosji

Matuszak zwrócił uwage, że autorzy z Yale University poświęcają rynkowi ropy i gazu bardzo dużo miejsca, bo to on decydował do tej pory o sile gospodarczej Rosji i pozwolił zbudować ogromne rezerwy i złudną jak się okazuje potęgę militarną.

"W pierwszym rzędzie wskazują, że Rosja o wiele bardziej zależy od eksportu własnych surowców, niż świat od ich importu. I tak w całym światowym eksporcie ropy i gazu zaledwie 10 procent pochodzi z Rosji. Tymczasem zapewnia on ponad 60 procent budżetu państwa, bo do wpływów bezpośrednich, trzeba doliczyć choćby pośrednie jak podatki od pracowników branży, czy firm w różny sposób obsługujących wydobycie i eksport" - czytamy także. 

Rosja eksportuje zaledwie 1/3 gazu, który wydobywa, reszta jest zużywana na potrzeby wewnętrzne. 83 procent eksportowanego gazu trafia do Europy. Ale to z kolei tylko 46 procent tego, co Europa sprowadza, bo znaczna większość, w tym LNG, pochodzi z Algierii, Norwegii, Kataru, Stanów Zjednoczonych.

"Mimo takich proporcji np. Niemcy, a na ich rozkaz także Bruksela, które od lat realizują katastrofalną politykę klimatyczną Energewiende, uzależniły się od rosyjskiego gazu jako paliwa przejściowego na drodze do tzw. odnawialnych źródeł energii. Rosyjski gaz dostarcza 15 procent energii elektrycznej w Niemczech, ale ogrzewa połowę - z 41 milionów gospodarstw. 1/5 "niemieckich" magazynów gazu należy do Gazpromu. Niemcy konsekwentnie umożliwiały Rosji używanie gazu i ropy jako narzędzia politycznego, choć po ukraińskim kryzysie energetycznym w 2008 roku wiadomo było, że dla Kremla jest to broń" - uważa Matuszak.  

Czy sankcje działają?

Amerykanie i kraje Grupy G7 mają pracować nad mechanizmami, które jeszcze bardziej obniżą na rynkach światowych cenę rosyjskiej ropy i ograniczą ja do 40–60 dolarów za baryłkę. Łatwo się domyślić, że sprzyjają temu nowi potencjalni odbiorcy paliwa - Chiny i Indie. Rosja z państwa szantażującego dostawami ropą staje się państwem szantażowanym cenami ropy. Indie i Chiny bez skrupułów wykorzystają słabą pozycję rosyjskiego sprzedawcy, podobnie jak demonstrowały to w przypadku Iranu, czy Wenezueli.

Czytaj także:

Polskieradio24.pl/PAP/mk


Polecane

Wróć do strony głównej