Od "Prawdziwego Ronaldo" do Neymara. Kto w ostatnich dwóch dekadach bił transferowe rekordy?

2017-08-04, 07:30

Od "Prawdziwego Ronaldo" do Neymara. Kto w ostatnich dwóch dekadach bił transferowe rekordy?
Zinedine Zidane. Foto: Wiki Commons/Claudio Villa

Ceny z piłkarzy nieustannie rosną, od transferu Ronaldo w 1996 roku, kiedy słynny Brazylijczyk ruszył na podbój FC Barcelony, rekord transferowy był bity już dziesięć razy. Jak niesamowite sumy działały na piłkarzy?

Można zastanawiać się, czy transfer Neymara powinien być rozpatrywany w kategoriach transakcji między klubami i traktowany jak transferowy rekord.

Wiadomo jednak jedno - w grze pojawiły się wystarczające pieniądze, by zawodnik mógł wykupić swój kontrakt z Barceloną. Klauzula w nim zawarta wynosiła 222  miliony euro (198 milionów funtów), co zostawia daleko w tyle wszystkie inne ruchy między klubami. W czwartek transfer, o którym spekulowano od tygodni, stał się faktem, wszystkie strony potwierdziły transakcję, a Brazylijczyk tłumaczył swój ruch. 

Okaże się, czy podjął słuszną decyzję i czy PSG da mu sportowe spełnienie. Teraz jednak na głównym planie są astronomiczne pieniądze.

Powiązany Artykuł

Neymar PSG 1200.jpg
Neymar wykupił się z FC Barcelony, podpisał kontrakt z PSG i "rozbił bank"

20 lat w piłce to kawał czasu, co dobrze widać po tym, jakimi kwotami operowały ówczesne potęgi i ile wystarczyło do tego, by transfer znalazł się na pierwszych stronach gazet jako rekordowy. Przypomnijmy tych piłkarzy, którzy przez jakiś czas byli najdrożsi.

Ronaldo (1996 r. PSV Eindhoven - FC Barcelona, 13,2 mln funtów) - fanów piłki nożnej można podzielić na dwie grupy. Tych, którzy słysząc "Ronaldo" myślą o bijącym rekord za rekordem Portugalczyku, i na tych, którym przed oczami staje brazylijska legenda, będąca przez lata idolem dzieciaków kopiących piłkę na każdej możliwej nawierzchni. "Prawdziwy Ronaldo", jak wielu uparcie powtarza.

Może to po prostu kwestia wieku, ale wspomnienia o byłym piłkarzy "Dumy Katalonii", Interu, Realu Madryt i Milanu są wciąż żywe w pamięci trochę starszych fanów futbolu. Doskonale wiemy, że tych dwóch piłkarzy dzieliło praktycznie wszystko, oprócz jednego - obaj wpisali się do historii piłki nożnej w sposób szczególny.

W 1996 roku niespełna 20-letni Brazylijczyk trafił do FC Barcelony. Kwota przyprawiała o zawrót głowy, ale szybko okazało się, że "Duma Katalonii" upolowała prawdziwy diament.

Długo jednak się nim nie nacieszyła.Ronaldo grał na Camp Nou zaledwie sezonm, ale w swoich 37 meczach ligowych zdobył aż 34 gole, w całym sezonie 1996/97 miał jeszcze bardziej imponujący bilans - 49 gier i 47 trafień. Wygrał Puchar Zdobywców Pucharów, Superpuchar Hiszpanii, Puchar Króla.

Do tego został wybrany najlepszym piłkarzem świata w plebiscycie FIFA i zajął drugie miejsce w wyścigu po złotą piłkę, przegrywając o jeden głos z Matthiasem Sammerem. Kto wie, czy nie był to jego najlepszy sezon w karierze, którym rozpoczął budowanie legendy. 

Alan Shearer (1996 r. Blackburn Rovers - Newcastle, 15 mln funtów) - ogromna kwota za Anglika wydawała się kuriozalna w zestawieniu z pieniędzmi, które Barcelona zapłaciła za Ronaldo. To jednak też specyfika angielskiego futbolu, który nie tylko teraz potrafił pokazywać, jak bardzo spragniony jest rekordów i piłkarzy wielkich.

Shearer przez lata był uznawany za zawodnika nie do dogonienia, prawdziwy wzór dla młodych piłkarzy. Waleczny, ambitny, kapitalnie grający głową, a przy tym mający świetny instynkt do strzelania goli. To on jako pierwszy zdobywał ponad 30 bramek w lidze w trzech sezonach z rzędu, prowadząc Blackburn do mistrzostwa Anglii.

W 1996 roku opuścił Ewood Park i przeniósł się do Newcastle, wracając do rodzinnego miasta. Regularnie strzelał przez lata, grał w reprezentacji, ale nie udało mu się powtórzyć sukcesu z Blackburn. Czy przejście do "Srok" było błędem? Być może, ale ten zawodnik wciąż jest uważany za klubową legendę - szkoda, że nie zbudowano wokół niego zespołu, mogącego dać mu większe poczucie spełnienia. W sumie dla tego klubu w 405 meczach zdobył 206 goli.

Ronaldo (1997 r. FC Barcelona - Inter Mediolan, 19,5 mln funtów) - wracamy na chwilę do Brazylijczyka, który nie pozwalał o sobie zapomnieć. 99 spotkań i 59 goli, lata prawdziwej dominacji, w których po prostu nie miał konkurencji, bił na głowę wszystkich rywali. Jednocześnie jednak nie wszystko szło po jego myśli i było tak różowe.

Był cieniem samego siebie w finale mundialu w 1998 roku, gdzie Brazylia przegrała z Francją, choć była pewniakiem do złota. W późniejszych latach przytrafiały mu się kontuzje - dwa razy zerwał więzadła krzyżowe w prawym kolanie, tracąc wiele miesięcy gry. Ostatecznie jednak wrócił na mundial w Korei i Japonii, w wielkim stylu prowadząc "Canarinhos" do triumfu.

Inter zrobił świetny interes, a pieniądze zeszły na dalszy plan. Choć kwota była na tamte czasy olbrzymia, to jednak zatrudnienie najlepszego gracza globu zawsze będzie miało wartość nadrzędną.

Denilson (1998 r. Sao Paulo - Real Betis, 21,5 mln funtów) - szokujący transfer, po którym wielu fanów przecierało oczy ze zdumienia. Później pragnęło je zamknąć, nie mogąc patrzeć na to, w jaki sposób klub roztrwonił fortunę na bezproduktywnego piłkarza.

Nie można stwierdzić, że Denilson nie potrafił grać w piłkę. Miał niesamowity drybling, potrafił mijać rywali jak tyczki, popisywać się kapitalnymi technicznymi zagraniami i sztuczkami. Problem w tym, że ówczesny Betis potrzebował czegoś zupełnie innego. Nie fajerwerków, ale konkretu, który dawałby punkty i wygrywał mecze.

W pierwszym sezonie rekordzisty ekipa zajęła 11. miejsce w lidze, w drugim pożegnała się z Primera Division. Denilson nigdy nie zrobił kariery, jaką wielu mu wróżyło i w tym zestawieniu jest właściwie jedyną ogromną transferową klapą, w dodatku jedną z największych w historii.

Christian Vieri (1999 r. Lazio - Inter Mediolan, 32,1 mln funtów) - jeden z symboli wielkiego Interu, superstrzelec i klubowa legenda. Wielkie pieniądze opłaciły się w pełni. Przez 6 lat w Mediolanie zagrał w 190 spotkaniach, zdobył w nich 123 bramki. W końcu jednak zdecydował się zadać cios w samo serce swoim fanom, decydując się na przeprowadzkę do największego rywala, Milanu. Nie był to dobry ruch.

Tak naprawdę i na dłużej błyszczał tylko w Interze. Inne kluby zmieniał jak rękawiczki, w sumie występował aż w 15, nigdzie (oprócz Juventusu) dłużej niż sezon. Po dwa mistrzostwa Włoch sięgnął jednak ze "Starą Damą", w Mediolanie tytuł zawsze mu się wymykał.

Hernan Crespo (2000 r. Parma - Lazio, 35,5 mln funtów) - kiedy przechodził z Parmy do Lazio, ten ruch wydawał się strzałem w dziesiątkę, powodując wielkie poruszenie. Rzymianie sięgnęli głęboko do portfela, ale nie wszystko potoczyło się w sposób, którego się spodziewali.

Argentyńczyk został najlepszym strzelcem Serie A, ale Lazio nie obroniło mistrzowskiego tytułu. Jego winy nie było w tym wiele, jako jeden z nielicznych nie zawodził, ale pozbawiony towarzystwa Juana Sebastiana Verona i Pavela Nedveda nie mógł być już tak skuteczny. Wciąż trafiał do siatki, miał przyzwoite statystyki, ale klub popadł w finansowe problemy i wypuścił piłkarza do Interu za 26 milionów euro, gdzie miał zastąpić Ronaldo. To oczywiste, że podobne zadanie nie mogło zostać zrealizowane.

Później w swojej bogatej karierze zdobywał jeszcze mistrzowski tytuł z londyńską Chelsea, zaliczył powrót do Mediolanu, występując zarówno w Interze, jak i w Milanie. Buty zawiesił na kołku jako piłkarz Parmy, w której lata wcześniej stał się prawdziwą gwiazdą.

Luis Figo (2000 r. FC Barcelona - Real Madryt, 37 mln funtów) - transfer, który ze wszystkich zebranych wzbudził największe emocje, który zaszokował piłkarski świat i podsycił nienawiść między Barceloną i Realem Madryt. Mocno pracował na to, by zostać klubową legendą, na boisko wychodził z opaską kapitańską, wydawało się, że nie ma powodów, dla których miałby opuszczać "Dumę Katalonii". Okazało się jednak, że "Królewscy" zafundowali mu ich miliony. 

Ruch, który wydawał się niemożliwy, doszedł do skutku, a z piłkarza uwielbianego w Katalonii Figo stał się największym wrogiem. Nie w sensie metaforycznym, i nie w sposób, który ograniczałby się do rzucenia kilku przekleństw z trybun. Florentino Perez bez skrupułów wykorzystał klauzulę w kontrakcie Portugalczyka i wyłożył za niego 37 milionów funtów. Kwotę zawrotną, ale rozpoczynająca erę "Galacticos".

Oczekiwania były ogromne, a początki trudne - za te pieniądze od skrzydłowego wymagano więcej niż od innych piłkarzy. I w końcu, krok po kroku, wyszło na to, że Figo pasował do Realu jak rękawiczka do dłoni. Jego powrót na Camp Nou to jedna z najbardziej przejmujących chwil w historii piłki nożnej. Skumulowana agresja, poczucie zdrady i czysta nienawiść skierowały się tylko i wyłącznie w jedną stronę. 

Źródło: YouTube/James Power

Podobnie było w 2002 roku, kiedy w stronę byłego piłkarza Barcelony leciały butelki, pomarańcze, zapalniczki, monety, telefony komórkowe. Ktoś wrzucił na murawę odcięty łeb świni. Atmosfera jak z najgorszych snów. 

Figo jednak zanotował świetne lata w Madrycie - dwa razy sięgał po tytuł mistrza Hiszpanii, wygrał Ligę Mistrzów, został najlepszym piłkarzem świata FIFA, trafił też do jedenastki najlepszych zagranicznych graczy Realu w historii. Po pięciu sezonach trafił do Interu Mediolan. 

Zinedine Zidane (2001 r. Juventus - Real Madryt, 46,6 mln funtów) - piłkarz absolutnie zjawiskowy, którego gra była prawdziwym fenomenem. Trudno było znaleźć w historii tej dyscypliny piłkarzy, od których kopiował poszczególne elementy sztuki, wydawało się, że wznosi piłkę na nowy, nieznany dotąd poziom. 

W 2001 roku stał się najważniejszym klejnotem w koronie "Galacticos" - z grona Luis Figo, Ronaldo, David Beckham, to on był tym, który pociągał za sznurki, był mózgiem zespołu i jego kluczową postacią. 

W pierwszym sezonie zdobył bramkę, która dała Realowi zwycięstwo w finale z Bayerem Leverkusen i tytuł najlepszej drużyny Europy. Sukces w Europie już się nie powtórzył (przynajmniej w roli piłkarza), ale udało mu się sięgnąć po mistrzostwo Hiszpanii.

Pięć lat, które spędził na Santiago Bernabeu, nie wydaje się okresem szczególnie długim, ale wystarczył on do tego, by 80 tysięcy ludzi dziękowało mu za magię w pożegnalnym meczu.

Czy takiego piłkarza można w ogóle wycenić? Trudno powiedzieć, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że owoce tego ruchu Real zbiera do dziś - Zidane sięgnął z "Królewskimi" po dwa kolejne tytuły w Lidze Mistrzów jako pierwszy w historii.

Cristiano Ronaldo (2009 r. Manchester United - Real Madryt, 80 mln funtów) - wydaje się, że to musiało się stać. Jeden z dwóch najlepszych piłkarzy naszych czasów musiał zostać nowym nabytkiem Realu, będąc przez lata kluczem do sukcesów Realu, jego najważniejszym piłkarzem.

Jeśli można mówić, że jakiś piłkarz jest większy niż klub, to na pewno trzeba brać pod uwagę kandydaturę Portugalczyka.

Upływ lat nie jest mu straszny, wciąż jest głodny sukcesów, goli i trofeów, a w każdym kolejnym sezonie tylko potwierdzał, że jest w stanie spłacić z nawiązką pieniądze, które za niego wyłożono.

Gareth Bale (2013 r. Tottenham - Real Madryt, 86 ml funtów) - w Premier League wyrobił sobie markę, ale ten transfer mógł być zaskakujący. Walijczyk czarował, potrafił w pojedynkę wygrywać mecze dla londyńskiego Tottenhamu, wiadomo było, że ten klub lada chwila stanie się dla niego za mały.

Prezes "Kogutów", Daniel Levy, zamierzał jednak wykorzystać okazję i zażądał od "Królewskich" kwoty astronomicznej.

Florentino Perez został zmuszony do pobicia transferowego rekordu, ale w przypadku Bale'a poprzeczka została postawiona niesamowicie wysoko. Skrzydłowy nie potrafi wyjść z cienia Cristiano Ronaldo, pojawiało się dużo krytycznych głosów kibiców, eksperci także oczekiwali od niego więcej. W Realu nie jest tym jedynym, niepowtarzalnym. Trudno nazwać go jednym z wielu, ale na pewno nie ma w Madrycie tego statusu, którym cieszył się w Londynie.

Paul Pogba (2016 r. Juventus - Manchester United, 89 mln funtów) - jak dotąd rozczarowanie. Dla Francuza przenosiny na Old Trafford były powrotem na stare śmieci. Spędził już kilka lat w Manchesterze jako jeden z wielu graczy w akademii, ale nigdy nie dostał prawdziwej szansy od sir Alexa Fergusona. 

W Juventusie wyrósł na gwiazdę pierwszego sortu, co musiało przełożyć się na jego cenę. Pierwszy sezon na Old Trafford nie przyniósł zachwytów, częściej słychać było dyskusje nad tym, jak bardzo "Czerwone Diabły" przepłaciły.

Presja związana z fortuną, za którą przychodził, na pewno może podcinać skrzydła, jednak można spodziewać się, że kolejny rok będzie już należał do środkowego pomocnika.

Więcej na blogu autora - Krótka Piłka 

Paweł Słójkowski, PolskieRadio.pl

Polecane

Wróć do strony głównej