Niech nas usłyszą!

W Europie i Polsce toczy się wojna o rodzinę.

2007-05-21, 11:48

Niech nas usłyszą!

Wystarczy krótki przegląd kilku wydarzeń z ostatnich miesięcy, żeby przekonać się, że w Europie i w Polsce toczy się wojna. Po jednej stronie stoi armia europejskich żołnierzy kulturowej i obyczajowej emancypacji. Po drugiej, rzecznicy zdrowego rozsądku i prawdy Ewangelii. Stawką jest przyszłość Europy i miejsce jej prawowitych gospodarzy.

Kilka miesięcy temu Robert Biedroń ogłosił, że „rodzicielstwo gejów i lesbijek jest faktem. A osoby heteroseksualne nie mają monopolu na dobre rodzicielstwo”. („Gazeta Wyborcza”, 23. 01. 2007). Wywód rzecznika homoseksualizmu był bardzo charakterystyczny. Kto jest zaznajomiony z prasą zagraniczną, rozpoznał niezawodnie linię argumentacyjną, za pomocą której w sposób bezproblemowy przechodzi się od sfery postulatów do porządku faktów. Od aspiracji, dążeń i żądań partykularnej grupy interesu do potwierdzonych badaniami faktów społecznych, których wymowa ma być zobowiązująca sama przez się. Suma tych naukowo dowiedzionych faktów społecznych składa się na prawdę o rzeczywistości... Przynajmniej według autorów tego stylu myślenia.

Jak można się łatwo spodziewać, autor zastosował efekt zestawienia dwóch odmiennych typów społeczeństw reprezentujących dwa radykalnie odmienne systemy normatywne - z jednej strony zacofana Polska, z drugiej postępowa Holandia. W Polsce tylko 7 proc. respondentów akceptuje adopcję dzieci przez pary homoseksualne, w Holandii aż 69 proc. Biedroń tłumaczy ten fakt  w następujący sposób: „Jak widać, tam, gdzie osoby homoseksualne nie są zmuszane do ukrywania swojej orientacji seksualnej, akceptacja społeczna adopcji przez homoseksualne pary jest dużo większa. Tam, gdzie notuje się sporo przykładów dyskryminacji gejów i lesbijek, takie poparcie jest niskie”.

Kolejnym chwytem retorycznym jest odmalowanie opresyjnej, dusznej i wrogiej atmosfery panującej w naszym kraju, wynikającej przede wszystkim ze sprawowania władzy przez ludzi nie akceptujących homoseksualistów i ich postulatów, z ministrem edukacji na czele. Homoseksualiści  - według tej wizji - są w najlepszym wypadku napiętnowani, częściej upokarzani i bici na manifestacjach czy w obronie klubu Le Madame.

REKLAMA

Punkt kulminacyjny wywodu rozpoczyna zdanie, któremu w dalszej części autor zaprzeczył: „Po raz kolejny przypominam, że dyskusja nad prawem do adopcji dzieci przez pary homoseksualne wyprzedza w Polsce postulaty tego środowiska”. Po czym bez cienia zażenowania przechodzi do słów, mających uzasadnić potrzebę stworzenia warunków możliwości adopcji dzieci przez pary homoseksualne - co de facto się dzieje - ze względu na...dobro dziecka. Idziemy dalej: „Problemem nie jest więc prawo do adopcji dzieci przez pary homoseksualne” - przekonuje Biedroń. „Ale stosunek społeczeństwa do wychowywania dzieci przez takie pary”. Rodzinom heteroseksualnym przypisuje się swoiste prawo „domniemania moralnej niewinności” wychowawczego oddziaływania na dziecko, zaś związkom homoseksualnym odmawia się takiego prawa na mocy nie popartych naukowo żadnymi badaniami (prze)sądami wartościującymi”. Nauka w służbie postępu - skąd my to znamy?

Na samym końcu autor strzela z emocjonalnej armaty: „Osoby heteroseksualne nie mają monopolu na dobre rodzicielstwo. Jest ono niezależne od naszej orientacji seksualnej, w każdej grupie bowiem znajdziemy rodziców lepiej i gorzej sprawdzających się w swojej roli. Tak długo jak będziemy podtrzymywać krzywdzące mity i uprzedzenia wobec rodziców homoseksualnych, tak długo będziemy skazywać dzieci wychowywane przez nich na cierpienie i niebezpieczeństwa związane z ich nieuregulowanym statusem prawnym. Ze względu więc na dobro dzieci powinno nam zależeć na obalaniu niesprawiedliwych stereotypów. W przeciwnym razie pozostanie jedynie odebranie dzieci ich homoseksualnym rodzicom. Czy o to chodzi głosicielom zasady, że gejom i lesbijkom nie wolno powierzać dzieci?”.

Nie trzeba powoływać się na nauczanie Kościoła katolickiego. Również zbędne jest przywoływanie wielkich słów wielkich ludzi w obronie rodziny, którą tworzy uświęcony związek mężczyzny i kobiety. Szkoda nawet czasu na pastwienie się nad ideologicznym (neutralnym w mniemaniu akademików) terminem „alternatywne formy życia rodzinnego”, które co rusz pojawia się w kontekście takich wywodów. Artykuł pana Biedronia w sposób modelowy wręcz pokazał, że homoseksualnemu lobby coraz bardziej panoszącemu się w Polsce nie chodzi o dobro dziecka czy promowanie kultury tolerancji. Chodzi tylko i wyłącznie o jego własne, grupowe, partykularne dobro - czyli homoekspansję w katolandzie.

Europa wstrząśnięta

REKLAMA

Najbardziej wyrazistym przedstawicielem grupy, która głośno protestuje przeciwko takiemu stawianiu sprawy w obecnym rządzie, jest Roman Giertych. W marcu br. minister edukacji i wicepremier w rządzie Jarosława Kaczyńskiego swoją wypowiedzią w Heidelbergu wstrząsnął europejskimi i polskimi elitami. Potępił aborcję, nawoływał do jej całkowitego zakazu w całej Unii Europejskiej, a także wezwał do odejścia od propagandy homoseksualizmu. W tym samym czasie - o czym niektóre media informowały na 6 lub 8 stronie - rząd Hiszpanii wprowadzając nowe ustawy: o szkolnictwie i tożsamości płciowej, rozpoczął realizację kolejnego etapu  kulturkampf aktion.

Tradycyjnie Giertychowi dokopały wszystkie mainstreamowe media, znani komentatorzy sceny publicznej oraz politycy opozycji. - Nie wolno zakazać tolerancji!!! - w programie  „Kawa na ławę” grzmiał Ryszard Kalisz. Wtórował mu Bronisław Komorowski: „Wypowiedź Romana Giertycha jest skandaliczna!”.

Roman Giertych popełnił pewne błędy, ale raczej natury politycznej, niż moralnej.  Wypowiedział się w imieniu rządu bez jednoznacznej legitymacji na forum międzynarodowym. Żądał czegoś, co nie reguluje prawo wspólnotowe, lecz ustawodawstwo na poziomie krajowym. Wreszcie, zinstrumentalizował autorytet Jana Pawła II do zbijania politycznego kapitału.

Ale czy Roman Giertych powiedział coś skandalicznego? Czy jego poglądy w tym zakresie odbiegały od nauczania magisterium Kościoła, zdrowego rozsądku, przekonana większości Polaków? Ci sami komentatorzy, którzy odsądzali Giertycha od czci i wiary, przyznawali, że w zasadzie nie są zwolennikami kultury i ideologii homoseksualnej. Nie popierają liberalizacji prawa do aborcji. A w ogóle  to Europa się wyludnia i mamy problem z muzułmanami – dodawali zatroskani. Oczywiście nie widząc żadnego związku tego faktu z dominującą dzisiaj na Starym Kontynencie homoseksualną i aborcyjną poprawnością! Powołują się na autorytet Jana Pawła II, kiedy ich usta wypełniają frazesy o tolerancji, prawach człowieka i demokracji. Ale nie wtedy, kiedy mówimy o kulturze śmierci i zabijaniu dzieci. Żonglowanie przesłaniem Papieża Polaka należy do ulubionych zajęć tego towarzystwa.

REKLAMA

Można było mieć uzasadnione pretensje do Romana Giertycha za styl, cynizm polityczny i narażanie na szwank wizerunku naszego kraju. Ale tylko dlatego, że jego pomysły na realizację własnych przekonań nie brały pod uwagę realiów. Co nie oznacza, że jego poglądy są z gruntu poronione. Konstytucyjny zakaz aborcji w całej Europie jest niemożliwy, ale to nie unieważnia moralnych przesłanek, jakie za tym poglądem stoją.

Media miały temat przynajmniej na dwa dni, reporterka „Tageszeitung” mogła porównać słowa polskiego ministra do pomysłów Adolfa Hitlera. W tym samym czasie w Warszawie odbywała się kolorowa manifa. I tak dzięki temu pstrokata demokratyczna debata w Polsce ma się dobrze.
Po drugiej stronie naszego kontynentu lewicowy premier Hiszpanii zdobywał kolejny szaniec swojej cywilizacyjnej rewolucji. Zmiany w ustawodawstwie dotyczące zrównania praw par homoseksualnych z heteroseksualnymi i zastąpienie słów „matka” i „ojciec” terminami „rodzic A” i „rodzic B” były tylko jej preludium. Rewolucyjny zapał zaraził szkolnictwo i oświatę. Wprowadzono nowy, obowiązkowy przedmiot - wychowanie obywatelskie - na którym te postępowe idee postanowiono wtłoczyć uczniom. Idea zyskała poklask europejskich elit. Słowa sprzeciwu padły tylko z ust hiszpańskich biskupów.

Polska, kraj homofobów

Miesiąc później, 26 kwietnia Parlament Europejski przyjął rezolucję o homofobii, w której 16 z 32 punktów poświęcił trudnej sytuacji środowisk homoseksualnych w Polsce. W punkcie R,4 PE ustanowił 17 maja dorocznym Międzynarodowym Dniem Walki z Homofobią. W trakcie dyskusji na sali plenarnej Daniel Cohn-Bendit - bohater maja '68 r. – określił Polskę „krajem rządzonym przez faszystowskich i stalinowskich szaleńców”, a Martin Schulz, lider socjalistów wykrzykiwał, że polski rząd to hańba.

REKLAMA

Polska została przedstawiona jako kraj, w którym dyskryminacja homoseksualistów w życiu publicznym jest problemem palącym i wymagającym europejskiej interwencji. Późniejszy wyrok Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu, negatywnie oceniający decyzję ówczesnych władz Warszawy, które zabroniły parady równości, dał rzecznikom tolerancji w Polsce kolejny argument w światopoglądowym sporze. Sprzeciw polskich europarlamentarzystów z niemal wszystkich frakcji politycznych przeciwko rezolucji  PE nie zdał się na wiele. Polska zyskała już status ojczyzny europejskich homofobów.

Kolejne wcielenie idei postępu

Anna Laszuk, publicystka Radia Tok FM, autorka  książki „Dziewczyny wyjdźcie z szafy” ogłosiła niedawno na łamach „Rzeczpospolitej” (18.05.2007), że „nic nie powstrzyma zmian kulturowych”, mając na myśli, rzecz jasna, jedynie słuszny cel kolejnego wcielenia idei postępu, jakim jest „znormalizowanie” homoseksualizmu poprzez nadanie parom homoseksualnym przywilejów, zrównujących je w świetle prawa ze związkami osób dwojga płci. Pani Laszuk – wzorem przywoływanego wyżej kolegi Biedronia - roztoczyła wizję, umęczonych jarzmem katolickiego reżymu i dyskursu, społeczności gejów i lesbijek, które pałowane w Poznaniu w 2005 r. zyskały obywatelską świadomość, porównywalną tylko ze zrywem „Solidarności" przed 25 laty.

Redakcja "Rzeczpospolitej” -  obok odpowiedzi ks. Dariusza Oko, który od dawna znany jest z wyrazistych poglądów na ten temat - zamieściła wyniki badań, z których m.in. wynika, że 65 % respondentów uważa homoseksualizm za złą skłonność, 54 proc. za zboczenie, 49 proc. za grzech. Badani nie godzą się na to, aby homoseksualista był księdzem (77 proc.), nauczycielem (67 proc.) czy dziennikarzem (34 proc.). Wyłania się tutaj ciekawy obrazek. Wbrew tezie autorki tekstu, różniący nas radykalnie od zachodnich, postępowych sąsiadów. Badani Polacy okazali się impregnowani na kulturowy postęp rodem z zachodu.

REKLAMA

Jakie z tego wszystkiego płyną wnioski? Wydaje się, że tzw. postępowa i wyzwolona światopoglądowo elita kulturowa, medialna i polityczna w Polsce jest mocno odrealniona i straciła kontakt z własnym narodem. Najlepszym tego dowodem są przywołane przez „Rz” statystyki. Z kagankiem europoprawnej oświaty przemierza trasę między Warszawą i Brukselą.
Każdego normalnego i nieuprzedzonego obserwatora sceny politycznej w  zdumienie musi wprawiać ideologizacja Parlamentu Europejskiego i unijnej polityki kulturalnej. Zadziwia  konsekwencja i upór, z jakim ludzie pokroju pani Laszuk czy Biedronia wałkują temat homoseksualizmu i homofobii (która ma szanse zdetronizować wrodzony Polakom antysemityzm) oraz równa, jeśli nie większa konsekwencja i odporność zwykłych ludzi na takie dyrdymały. Europa wciąż jest w rękach lewicowo-liberalnej grupy pogrobowców maja ’68. Ale Europejczycy (wszak Polacy sa Europejczykami, przynajmniej do czasu jakiejś kolejnej rezolucji PE) wiedzą swoje i dają temu wyraz.

Homoseksualizm niestety stał się w Polsce tematem dominującym, wypełniającym szpalty mainstreamowych gazet. Zajmującym cenne godziny czasu antenowego dużej części mediów. To już jest sukces homolobby. Doszło już do tego, że rocznica urodzin Karola Wojtyły to nieodnotowany medialnie antrakt między, ustanowionym niedawno przez Parlament Europejski, dniem walki z homofobią a nagłośnioną w mediach paradą równości.

Ludziom, którym się to nie podoba, w których budzi to moralny czy religijny sprzeciw, życzę odwagi w głośnym mówieniu „nie”!

„Niech nas usłyszą!!!”.

REKLAMA

Artur Bazak

(Dziennikarz „Gościa Niedzielnego”)

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej