„Cierpienia” „moralnej większości”

Polskie społeczeństwo nie doświadczyło kulturowej „rewolucji”, podobnej do społeczeństw zachodnich.

2007-05-25, 10:18

„Cierpienia” „moralnej większości”

Parafrazując to, co Marks powiedział o dziewiętnastowiecznych Niemczech, Polska nie dzieląc z Zachodem jego kulturowych „rewolucji”, dzieli jego kontrrewolucje. Polskie społeczeństwo w niewielkim, lub żadnym stopniu nie doznało przemian społecznych, które zmieniły stosunek Europejczyków do wszelkich mniejszości (w tym seksualnych), religii i jej miejsca w życiu publicznym, czy języka, doświadczyło za to reakcji przeciw nim. Od początków transformacji ustrojowej intelektualiści, publicyści i politycy różnych odcieni prawicy cierpliwie przepisywali do polskiego dyskursu publicznego argumenty przeciw rzekomo panującej w kraju nad Wisłą „dyktaturze politycznej poprawności”, czy „homolobby”, które wypracowali ich zachodni koledzy. W ten trend wpisuje się też tekst „Niech nas usłyszą”.

Jego autor dokonuje bardzo typowego dla publicystyki prawicowej w Polsce manewru; przedstawia siebie i podzielającego jego zdanie czytelnika jako ofiary medialnej, politycznej, ideologicznej ofensywy mniejszościowego środowiska (osoby homoseksualne),  w dodatku wspieranego przez „skrajnie zideologizowane” instytucje europejskie, odwracając rzeczywiste stosunki hegemonii i kierunki ideologicznej agresji panujące w polskim dyskursie publicznym, wiktymizując grupę dominującą (rzekomo zakrzyczana przez homoseksualistów „moralna większość”) ustawia w roli potężnego agresora grupę tak naprawdę represjonowaną (mniejszości homoseksualne). Jest to typowy zabieg ideologiczny, którego celem jest ukrycie rzeczywistych stosunków władzy i opresji. U autora tekstu „Niech nas usłyszą” przybiera on niekiedy zupełnie kuriozalne formy, gdy autor pisze, że medialna recepcja rocznica śmierci Wojtyły, była tylko interwałem w festiwalu promocji homoseksualizmu jakiej oddają się według niego polskie media, to czytelnikowi przemyka przez chwilę myśl, czy jego celem nie była przypadkiem parodia prawicowego dyskursu.

W rzeczywistości bowiem sytuacja mniejszości seksualnych jest w Polsce daleka jest od triumfalnej ofensywy jakiej obraz maluje autor. Homofobia jest realnym problemem społecznym, geje i lesbijki regularnie spotykają się z agresją, wrogością, niechęcią, w dyskusji publicznej dopuszczana jest wobec nich niespotykana agresja, ostatnia wypowiedź Giertycha (o „wstrętnych pederastach”), czy rozważane przez poważnych polityków propozycje zinstytucjonalizowanej dyskryminacji gejów na rynku pracy(zakaz pracy z dziećmi) są tego doskonałymi przykładami. Dyskurs homofobiczny jest silnie obecny w polskiej debacie publicznej, homofobia mieni się nad Wisła wszelkimi odcieniami od ekstremalnych, złowrogich pomruków nienawiści w stylu księdza Oki, czy tekstu Bazaka, do „liberalnej homofobii”, której zwolennicy zapewniają, że przeciw gejom to oni nic nie mają, że nic, a nic ich nie obchodzi co z kim kto robi w zaciszu buduaru, ale nie rozumieją po co to demonstrować, obnosić się tym, na ulice wychodzić. To co łączy obie te postawy to chęć wypchnięcia osób homoseksualnych z przestrzeni publicznej, odebrania im prawa do artykułowania w niej swoich interesów i tożsamości. Jednocześnie efektem takiego wypchnięcia będzie kompletne wyparcie świadomości o homoseksualizmie ze społecznej świadomości i pamięci, z procesów edukacji i socjalizacji, co będzie głębokim zafałszowaniem prawdy o człowieku.

REKLAMA

Co jest podstawą polskiej homofobii, jakie przekonania kryją się za uprzedzeniami? Magdalena Środa wskazuje między innymi na brak zrozumienia przez Polaków idei wolności negatywnej („wolności od”), oraz brak rozdziału sfery publicznej i religijnej. Ten powód wydaje się być kluczowy, także Artur Bazak wyrażając swoje oburzenie przeciw Paradzie Równości przeciwstawia jej „prawdy Ewangelii”(co swoją drogą jest wątpliwe, wiele kościołów liberalnych denominacji protestanckich nie tylko nie potępia homoseksualnych aktów, ale nawet udziela „błogosławieństwa” jednopłciowym parom). Jednak jaka by „prawda Ewangelii” nie była, to nie może ona kształtować sfery publicznej i rządzących nią reguł, sfera publiczna w demokratycznym państwie nie może być podporządkowana wymogom jednej religii, nawet jeśli wyznaje ją większość obywateli. Fundamentalne niezrozumienie tej podstawowej prawdy, którą przyswoiły sobie już dawno zachodnie demokracje stoi za takimi tekstami jak ten Bazaka. Parady równości mają takie samo prawo do obecności na ulicach Krakowa, czy Warszawy, co procesje z okazji święta bożego ciała. W tradycji zachodniej filozofii polityki istnieje od czasów starożytnych napięcie pomiędzy dwoma wizjami polityki: polityki, której celem ma być „zbawienie” ludzi (w wielkim skrócie można by ją nazwać platońsko-tomistyczną) i polityki jako filozofii formy, traktującej państwo, społeczeństwo jako zadanie do rozwiązania, wyzwanie pogodzenia różnych napięć i tworzenia ram dla koegzystencji różnych grup (w największym skrócie nazwać ją można by „nominalistyczną”, jej korzeni należy szukać u Makiawela i Hobbesa). W obozie obecnie sprawującym władzę wydaje się panować wyjątkowo uproszczona wariacja tej pierwszej tradycji, stąd polityka i coraz śmielej artykułowane żądania podporządkowania kolejnych obszarów życia doktrynie moralnej, która rządzący uznają za objawioną (rzymskokatolickiej). Na szczęście „są jeszcze sądy w Strasburgu”, wyroki w sprawie Alicji Tysiąc, czy parady równości dają nadzieję.

Artur Bazak rysuje wizję kraju sterroryzowanego przez homoseksualistów i fanów politycznej poprawności, gdzie „moralna większość” pozbawiona jest prawa głosu. Jest dokładnie odwrotnie, rozpisany na wiele głosów basowy ryk homofobicznej większości zakłóca, ciągle bardzo nieśmiałe, próby walki mniejszości o prawo do głosu i szacunku. Artur Bazak pisze, że „stawką walki  jest przyszłość Europy i jej prawowitych gospodarzy”. Czyli według autora geje nie mają miejsca w Europie, zdanie to wygląda jakby zostało przepisane z jakiejś antysemickiej broszury z lat 30, tylko Żyda zastąpił gej. Jeśli ktoś nie jest „prawowitym gospodarzem” Europy, to ludzie używający dziś takiego języka.

Jakub Majmurek

Komentowany artykuł: Artut Bazak, „Niech nas usłyszą”.

REKLAMA

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej