Spodziewany rozwód

Sojusz pogrążonej w kryzysie lewicy i znajdującej się w politycznym niebycie Partii Demokratycznej od początku skazany był na rozpad.

2008-03-31, 12:45

Spodziewany rozwód

Sojusz pogrążonej w kryzysie lewicy i znajdującej się w politycznym niebycie Partii Demokratycznej od początku skazany był na rozpad.

Konwencja LiD, źr. sld.org.pl

Jak przewidywało wielu komentatorów, koalicja Lewicy i Demokratów rozpadła się. Sojusz pogrążonej w kryzysie po okresie rządów Millera i Belki lewicy i znajdującej się w politycznym niebycie Partii Demokratycznej był od początku skazany na taki los. Obie partie miały odmienne elektoraty, odmienne poglądy, odwoływały się do innych tradycji. Lewica zawiązała koalicję z przyczyn sentymentalnych, była ona spóźnioną realizacją marzeń z lat dziewięćdziesiątych o „historycznym kompromisie”. Dodatkowym powodem zawarcie tej koalicji był sprzeciw wobec rządów PiS. Strach przed Jarosławem Kaczyńskim był jej głównym spoiwem. Sojuszowi z PD niechętne od początku były partyjne doły. Kończąc go przed kongresem Wojciech Olejniczak znacznie wzmacnia swoją pozycję w partii. Dając partyjnym dołom, to czego chciały, osłabił on szansę ewentualnych przeciwników w walce o przywództwo partii.

Lewicę więcej dzieli od demokratów niż łączy. Nawet skromny zwrot SLD na lewo był bardzo niechętnie przyjmowany przez działaczy PD, którzy są np. zwolennikami obecnych rozwiązań w sprawie dopuszczalności przerywania ciąży, aborcję uważają za temat zastępczy i nie podoba im się to, że SLD ostatnio próbuje z powrotem wywołać dyskusję o obecnej ustawie. Także poglądy gospodarcze dawnych koalicyjnych partnerów są odmienne. Działacze PD to zwolennicy neoliberalnych rozwiązań gospodarczych, są współodpowiedzialni za kształt ekonomiczno-społeczny Polski, demontaż instytucji państwa opiekuńczego. Z kolei lewica, nauczona własnym doświadczeniem, już wie, że taka polityka jej nie popłaca.

Co dalej z lewicą i z demokratami? Jak słusznie zauważył Marek Migalski Partii Demokratycznej właściwie nie ma. Od dobrej woli Donalda Tuska zależy teraz to, czy przed wyborami do europarlamentu uratuje przed politycznym niebytem kilka nazwisk z PD. Poza Geremkiem, czy Onyszkiewiczem jest raczej wątpliwe, by ktokolwiek z działaczy demokratów przetrwał rozwód z LiD.

REKLAMA

A co stanie się z lewicą? Dzięki rozwodowi z Demokratami partia Olejniczaka będzie miała większą swobodę w skręcaniu w lewo. Prawdopodobnie SLD będzie teraz silniej definiować się, jako partia lewicowa, zarówno w sferze gospodarki, jak i spraw światopoglądowych. Nie wiadomo jaką drogą będzie podążał dalej SDPL. Jest raczej pewne, że SLD i SDPL nie zdecydują się na samorozwiązanie i budowanie od podstaw nowej partii. Z kolei wśród działaczy SLD jest niechęć przed jednoczeniem się pod szyldem SLD. Doły Sojuszu nigdy nie wybaczyły „zdrady” Borowskiemu z 2004 roku. Były marszałek Sejmu wie, że prawdopodobnie na pierwszym kongresie, na którym nie będą obowiązywać parytety, SLDowskie doły „wytną” SDPLowców z władz partii. Z drugiej strony jest oczywiste, że samodzielny start partii Borowskiego w wyborach nie ma żadnego sensu.

Najważniejszy dla rozstrzygnięć w LiD będzie oczywiście czerwcowy kongres SLD. Tam tak naprawdę zdecyduje się w jakim kierunku pójdzie w przyszłości lewicowa koalicja i jaką formułę przybierze współpraca między SLD, SDPL i Unią Pracy.

Jakub Majmurek

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej