Związki do bicia
Jeśli PO spełni żądania środowisk biznesowych, dotyczące osłabienia pozycji związków zawodowych, zaszkodzi w dłuższej perspektywie całej gospodarce.
2008-05-19, 14:30
Jeśli PO spełni żądania środowisk biznesowych, dotyczące osłabienia pozycji związków zawodowych, zaszkodzi w dłuższej perspektywie całej gospodarce.
Od początku transformacji ustrojowej związki zawodowe były w Polsce „chłopcem do bicia”. Wszystkie siły polityczne, organizacje reprezentujące prywatny biznes, neoliberalni eksperci ekonomiczni i media zgodnym chórem przekonują Polaków o rzekomej wszechwładzy związków zawodowych w Polsce, anachroniczności tej instytucji i konieczności „zmiażdżenia jej wpływów” dla uwolnienia zasobów wzrostu polskiej gospodarki. W kraju, w którym ruch „Solidarności” stanowi część mitu założycielskiego, związki zawodowe traktowane są jako zbędny balast na drodze ekonomicznego rozwoju. Kolejny akt tej antyzwiązkowej kampanii możemy obserwować w obecnych działaniach rządu Donalda Tuska, który chce zmienić prawo o związkach zawodowych znacznie ograniczając - i tak słabą - ich pozycję. Na razie trwają na ten temat rozmowy w ramach Komisji Trójstronnej. Przedstawiciele pracodawców w Komisji żądają delegalizacji strajku okupacyjnego. Domagają się również wprowadzenia przepisów obciążających organizatorów strajku za straty ekonomiczne spowodowane przez strajk, jeśli ten zostanie uznany za nielegalny. Pracodawcy domagają się także podniesienia minimalnego progu poparcia dla legalizacji strajku w zakładzie pracy. Oznaczałoby to praktyczne sparaliżowanie w zarodku większości protestów pracowniczych.
Nie jest prawdą, że związki w Polsce są wszechmocne. Poziom uzwiązkowienia w polskiej gospodarce należy do najniższych w Unii Europejskiej. W sektorze prywatnym jest on bliski zeru. Próby zakładania związków w prywatnych firmach często spotykają się z szykanami ze strony ich władz. Wbrew prawu pracodawcy zwalniają osoby, które próbują założyć związek zawodowy, często pozostają przy tym bezkarni. W dodatku obecne prawo nie pozwala na zakładanie związków branżowych, które jednoczyłyby na przykład pracowników małych firm rodzinnych. Zgodnie z prawem miejscem działania związku jest wyłącznie zakład pracy, jest więc oczywiste, że w firmach, które zatrudniają trzy, cztery, czy osiem osób, związków nie ma w ogóle, a ich pracownicy pozbawieni są opieki związkowej i korzyści wynikających z bycia zatrudnionym w oparciu o układy zbiorowe. Tymczasem w wielu krajach Europy Zachodniej pracownicy małych firm są uzwiązkowieni w związkach branżowych oraz zatrudnieni w oparciu o umowy zbiorowe negocjowane przez związek na poziomie całej branży (np. małej gastronomii).
Nie jest również prawdą, że związki zawodowe są anachroniczne, że spowalniają rozwój gospodarczy. Krajami Europy, które najlepiej radzą sobie według wszelkich ekonomicznych wskaźników, są kraje skandynawskie. Mają one bardzo wysoki stopień uzwiązkowienia. W Szwecji jest on najwyższy w Unii Europejskiej. Także, w uznawanej przez Platformę za idylliczny kraj Irlandii, rola związków zawodowych w gospodarce jest bardzo silna, a poziom uzwiązkowienia wysoki.
REKLAMA
Związki zawodowe są bowiem konieczne dla sprawnego funkcjonowania gospodarki rynkowej. Równoważą różnicę sił między światem pracy, wszystkimi ludźmi, którzy by żyć muszą sprzedawać swoją pracę na rynku, a światem kapitału, czyli ludzi, którzy posiadają środki, by kupować pracę innych. Jest oczywiste, że pracodawcy dążą do maksymalnych zysków (wymusza to na nich sam charakter kapitalistycznej gospodarki), a jednym z podstawowych środków ich maksymalizacji jest obniżanie płac. Jest to sprzeczne z interesami pracowników. Jednak pojedynczy pracownicy są zbyt słabi, by skutecznie walczyć o swoje interesy. Potrzebują do tego organizacji, takich jak związki zawodowe. Od samych początków istnienia kapitalizmu robotnicy walczyli o prawo do zrzeszania się. Odkąd po raz pierwszy to prawo - w bardzo ograniczonym zakresie - zostało im przyznane we Francji Drugiego Cesarstwa, stało się stopniowo jednym z licznych praw obywatelskich i socjalnych przysługującym obywatelom zachodnich demokracji. Polska ”Solidarność” walczyła przede wszystkim o wolne związki zawodowe. Tymczasem polska demokracja konsekwentnie osłabia ich pozycje, przedstawiając je przy tym często jako relikt poprzedniego systemu i wytworzonej przezeń „roszczeniowej mentalności”.
Walka ze związkami zawodowymi na dłuższą metę jest nie tylko szkodliwa dla demokracji i praw obywatelskich jednostki, ale także dla gospodarki. Związki są bowiem podstawowym narzędziem nacisku świata pracy na kapitał. Tam, gdzie związki są słabe, tworzą się gospodarki niskich płac, w których bogactwo skupione jest w rękach wąskiej grupy najbogatszych. Jak pokazuje doświadczenie tygrysów azjatyckich oraz wspomnianych już krajów skandynawskich równość ekonomiczna jest motorem rozwoju całej gospodarki. Gospodarka nie może się naprawdę rozwijać, by z jej rozwoju korzystało całe społeczeństwo, jeśli nie jest przede wszystkim nastawiona na zaspokajanie wewnętrznych potrzeb. A nie może się na to nastawić, jeśli rynek wewnętrzny nie tworzy wystarczająco dużego popytu. Wewnętrzny popyt jest mniejszy w tych gospodarkach, w których struktura dochodów jest głęboko nierówna. Bogaci nie są w stanie konsumować tyle, by pobudzić całą gospodarkę do wzrostu. Niskie płace są po prostu barierą dla autentycznego, obejmującego całe społeczeństwo rozwoju gospodarczego. A w ramach demokracji wolnorynkowych jak dotąd nie wymyślono lepszego sposobu walki z presją na obniżanie płac przez pracodawców niż poprzez działalność związkową.
Dlatego, jeśli PO spełni żądania środowisk biznesowych, zaszkodzi w dłuższej perspektywie całej gospodarce. Gdyż wbrew temu, do czego przekonują nas neoliberalni ekonomiczni eksperci z think-tanków finansowanych przez wielki biznes, to, co najlepsze dla Konfederacji Pracodawców Prywatnych Lewiatan, niekoniecznie musi być najlepsze dla całej gospodarki.
Jakub Majmurek
REKLAMA
REKLAMA