Szczyt bezradności
Fiaskiem zakończyły się próby narzucenia norm emisji gazów cieplarnianych podczas szczytu G8. To paradoksalnie dobra wiadomość.
2008-07-12, 10:00
Fiaskiem zakończyły się próby narzucenia norm emisji gazów cieplarnianych podczas szczytu G8. To paradoksalnie dobra wiadomość. Gorsza jest taka, że zabrakło owocnych rozmów o problemach najważniejszych.
Zakończony niedawno szczyt G8 mógł być przełomowy. Po raz ostatni wziął nim udział prezydent George W. Bush. Po raz pierwszy nowy gospodarz Kremla Miedwiedew. Podkreślono konieczność zaproszenia o dyskusji o losach świata kraje spoza klubu najbogatszych a przez to roszczących sobie pretensje do pouczania słabszych. Skutkiem tego fiaskiem zakończyły się próby narzucenia norm emisji gazów cieplarnianych, które miały spowodować ich zmniejszenie o połowę do 2050 roku. To paradoksalnie dobra wiadomość, choć ambicją szczytu było nadanie tempa walce ze zmianami klimatycznymi. Dobra nie tylko dla „bogaczy-trucicieli” jak najbardziej uprzemysłowione państwa świata. Dobra także dla Indii, Chin i innych krajów stawiających dziś rozwój na pierwszym miejscu – choć i tak z pewnością znalazłyby one sposób na obejście narzuconych limitów emisji Co2. To wiadomość dobra także dla Polski, która i bez „pomocy” G8 zmaga się z narzuconymi przez Komisję Europejską zaleceniami w tej dziedzinie, które dla polskiej gospodarki mogą mieć skutki rujnujące. A odczują je po kieszeniach wszyscy Polacy, kiedy przyjdzie im płacić za prąd, którego braki możemy odczuć już 2013 roku, ceny o 100 proc. wyższe od obecnych.
REKLAMA
Szczyt mógł być przełomowy także z jeszcze jednego powodu. Rozpoczęto tam dyskusję na tematy naprawdę trapiące światowa gospodarkę: galopujące ceny żywności i energii. Od kilku miesięcy odczuwamy je w Polsce, ale odczuwa to cały świat. Od najbogatszych po najbiedniejszych. Ci pierwsi zaczynają rezygnować z luksusów, ale pojawiają się problemy o wiele poważniejsze. Amerykanie zaczynają mieć kłopoty ze spłatami kredytów hipotecznych. Coraz więcej Hiszpanów zaczyna mieć kłopoty z utrzymaniem w ryzach domowego budżetu do następnej wypłaty. O polskiej drożyźnie i cenach paliw nie trzeba nawet wspominać.
A jednak tematy te nie były głównym przedmiotem szczytu G8. Rzuciły raczej cień i odwodziły od doniosłych rytualnych debat o konieczności powstrzymania zmian klimatycznych. Szczyt nie przyniósł ostatecznie żadnego przełomu, obnażył jedynie bezradność podobnych zgrupowań. Ostrzeżenia szefa Międzynarodowego Funduszu Walutowego, że największym zagrożeniem dla światowej gospodarki jest szybko rosnąca inflacja, przechodzą raczej bez echa – poza kilkoma wypowiedziami ekonomistów w ogólnej tonacji: „A nie mówiłem?”. Repertuar działań ratowniczych jest przewidywalny, Europejski Bank Centralny juz podniósł stopy procentowe, krajowe banki centralne pójdą w tym samym kierunku. Czas działań reformatorskich, które umacniałyby fundamenty gospodarki na czas kryzysu minął. Juz przekonują się o tym Hiszpanie, a premier Zapatero deklaruje na razie brak wiary w kryzys, twierdząc, że recesja to kwestia... definicji. Polski rząd również przespał czas zdecydowanych działań, choć wcześniej gromił poprzedników, że jedynie unoszą się na fali wzrostu. Podobnie jak w Hiszpanii, rząd dba w tej sytuacji o ładny obrazek. Jak donosi prasa, następnym rzecznikiem rządu będzie były model...
Szczyt G8 nie przyniósł odpowiedzi na pytania o możliwą nadchodzącą recesję. Czy podniesienie stóp wyhamuje inwestycje i spowoduje zahamowanie wzrostu gospodarczego? Jakie będzie miało ono skutki? Co mogą zrobić rządy, by je przynajmniej złagodzić, skoro nie można im zapobiec? O tym najwięksi rozmawiali z niechęcią, zmuszeni sytuacją. Być może nie muszą. Kryzys, jeśli nastąpi, dotknie ich zapewne w nieco mniejszym stopniu niż tzw. gospodarki wschodzące. Ekonomiści uspokajają, ze na tle innych gospodarek Europy Wschodniej, polska trzyma się mocno. To dobrze, ale jeśli przyłożymy inne tło?
W zglobalizowanej gospodarce, z japońskiej wyspy Hokkaido do Warszawy nie jest daleko. I sprawy, o których była tam mowa dotyczą także polskich rodzin. A z ich punktu widzenia porażką tego i podobnych szczytów nie jest raczej niemożność obniżenia emisji dwutlenku węgla o połowę do 2050 roku. Czekają na inny przełom.
REKLAMA
Radosław Różycki
REKLAMA