„The Independent” o muzułmańskich zamachach samobójczych

Londyński dziennik „The Independent” zamieszcza dziś frapujący artykuł swego bliskowschodniego korespondenta Roberta Fiska. Autor analizuje w nim zjawisko muzułmańskich zamachów samobójczych.

2008-03-15, 16:36

„The Independent” o muzułmańskich zamachach samobójczych

Londyński dziennik „The Independent” zamieszcza dziś frapujący artykuł swego bliskowschodniego korespondenta Roberta Fiska. Autor analizuje w nim zjawisko muzułmańskich zamachów samobójczych.

Robert Fisk uważa, że Zachód nie rozumie motywacji i nie docenia rozmiarów zjawiska samobójczego „męczeństwa” muzułmanów, którego światowym centrum stał się Irak. Próbując zrozumieć zamachowców-samobójców Fisk odwiedził Sydon w Libanie i rodzinę jednego z nich, młodego Palestyńczyka Hassana, który wysadził się w powietrze atakując amerykańską kolumnę wojskową w Iraku. Powitał go dom dumny ze swego męczennika i z jego młodszego brata, Chalida, który już szykuje się do tej samej drogi do raju. Fisk pisze, że młody człowiek nie dał się przekonać żadnym argumentom, że mógłby uczynić więcej dla ludzkości, dla sprawy arabskiej i dla swojej wiary pozostając przy życiu.

Dziennikarz „Independenta” nie ma wątpliwości, że zjawisko masowej samobójczej śmierci to skutek amerykańskiej interwencji w Iraku. W toku izraelskiej okupacji Libanu po 1982 roku ginął najwyżej jeden samobójca miesięcznie. W szczytowym okresie palestyńskiej intifady zamachy samobójcze zdarzały się nie częściej niż 4 razy w miesiącu. W Iraku od 5 lat ginie czterech do pięciu zamachowców tygodniowo.

„Independent” prowadzi swój własny rachunek: od marca 2003 roku w Iraku wysadziło się w powietrze 1121 muzułmańskich zamachowców, zabijając co najmniej 13 tysięcy mężczyzn, kobiet i dzieci i raniąc ponad 16 tysięcy. A są to niepełne dane, bo nie wszystkie zamachy przedostają się do wiadomości publicznej, w połowie przypadków nie podaje się liczby rannych, nie wiadomo też ilu z nich umiera w szpitalu.

REKLAMA

Ani Amerykanie, ani władze irackie nie mają pewności kim są zamachowcy – zidentyfikowano zaledwie dziesięciu. Wiadomo, że pochodzą z wielu państw arabskich – od Arabii Sudyjskiej, przez Liban, Algerie, aż o Maroko. Ale część osobistości rządowych w Bagdadzie jest przekonana, że większość to Irakijczycy. Nie wiadomo też kto nimi kieruje – przypuszczalnie jest to cała plejada niezależnych organizacji, nie tylko al-Kaida, zapewne wielu działa na własną rękę. Robert Fisk odnotowuje zmieniające się cele zamachów samobójczych. Początkowo byli to Amerykanie, ale w sumie zginęło ich 216, a rychło gównym celem stali się „kolaboranci” - żołnierze i policjanci iraccy. Zginęło ich dotychczas co najmniej 3 i pół tysiąca. Jeden z punktów rekrutacyjnych w Bagdadzie padł już 8-krotnie ofiarą terrorystów-samobójców. Jeszcze później celem sunnickich zamachowców stała się większość szyicka – jej meczety, pielgrzymki, uliczne targi, a nawet szpitale. W dwóch największych atakach na szyitów, w dwóch wsiach w prowincji Chataniya, straciło życie ponad 500 osób, a drugie tyle odniosło rany.

Gdyby poznany przez Roberta Fiska w Sydonie młody Palestyńczyk nie powiedział mu wyraźnie, że zdecydował się już na samobójcze „męczeństwo”, nikt nie rozpoznałby w nim terrorysty – pogodny, ubrany w czarne dżinsy i koszulę Armani, z ułożoną żelem czupryną, wyglądał jak tysiące 18-latków na całym świecie. Stąd trudność w spenetrowaniu środowisk muzułmańskich terrorystów i ułożeniu ich profilu psychologicznego. A tymczasem moda na śmierć w zamachu przekroczyła już dawno granice Iraku i świata arabskiego – dotarła do Afganistanu i Pakistanu, a co gorsza do Europy, jak tego dowiodły zamachy w Londynie.

George Bush pozostawi po sobie w Iraku groźny i zagadkowy spadek – małżeństwo nacjonalizmu i uduchowionej zawziętości oraz bezprecedensowych rozmiarów armię muzułmanów zainspirowanych ideą śmierci – kończy Robert Fisk swoją analizę w „Independencie”.

Grzegorz Drymer

REKLAMA

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej