Czarzasty wraca na drogę, którą SLD wyjechało z parlamentu

2019-12-02, 09:18

Czarzasty wraca na drogę, którą SLD wyjechało z parlamentu
Włodzimierz Czarzasty pomyślał, że tak naprawdę nie tylko wiosna, ale jesień i zima będzie jego. Foto: PAP/Adam Warżawa

Kiedy Włodzimierz Czarzasty obejmował stery w Sojuszu Lewicy Demokratycznej, wydawało się, że pozostanie syndykiem masy upadłościowej potężnej niegdyś partii. W końcu był to przez lata polityk pozostający na uboczu, bez większego doświadczenia i sukcesów. Wcześniej nie był nawet posłem. Dzisiaj wiele osób żyje nadzieją, że Czarzasty odbuduje dawną pozycję lewicy i przejmie większość wyborców PO. Wygląda jednak na to, że przerasta to jego możliwości.

Lider SLD porzucił już czerwone swetry na rzecz marynarek, cieszy się stanowiskiem wicemarszałka Sejmu (to jego pierwszy i największy sukces polityczny!) i poczuł się tak swobodnie, że zaczął mówić. Mówić nie to, co powinien, ale to, co myśli. A myśli przekazano mu na szkoleniach w Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, której był członkiem od 1983 r. Niczym cenzor z Mysiej poucza dziennikarzy TVP, jak mają prowadzić programy. Przyciśnięty przez redaktora Michała Adamczyka w programie "Gość Wiadomości" obciąża historię Polski niemieckim planem eksterminacji narodu żydowskiego. I ambitnie broni komunistycznego dogmatu o wyzwoleniu naszej ojczyzny przez wojsko sowieckie.

Powiązany Artykuł

czarzasty 1200 eastnews.jpg
Dinozaury przypominają: hej, jeszcze jesteśmy!

Przez media społecznościowe popłynęła fala komentarzy. Dziesiątki osób przypominało, jak wyglądało "wyzwalanie" Polski przez Armię Czerwoną, jakie były tego koszty i ile było ofiar.

Pisarz Juliusz Erazm Bolek napisał na Facebooku: "Armia Czerwona w czasie »wyzwalania« Bydgoszczy zastrzeliła mojego dziadka, jego brat został zamordowany w Katyniu przez tych samych bandytów…" Podobnie "wyzwolenie" opisuje red. Edyta Hołdyńska: "Włodzimierz Czarzasty mówi, że sowieci nas wyzwolili. A moja śp. babcia zawsze mawiała, że sowieci gorsi byli, niż Niemcy. Dość powtórzyć, że jej brata zamordowali latem 1945 w lesie pod Augustowem. Sama chowała się przed nimi po beczkach." Poseł Dominik Tarczyński zapowiedział na Twitterze: "Takimi jak Czarzasty i ich sowiecką propagandą zajmował się po 1945 r. mój dziadek, Komendant w NSZ i tysiące Wyklętych (…) A ja, wnuk Wyklętego składam zawiadomienie do prokuratury w sprawie promowania ustroju totalitarnego". Redaktor Dorota Kania skomentowała: "Czarzasty, typowe resortowe dziecko (…) Nie rozumiem oburzenia na jego słowa TVP. Mówi to, co go nauczyli sowieccy mentorzy".

To zaledwie kilka, wśród tysięcy reakcji. Mimo to lider SLD nie cofnął się ani na krok. I ta rosnąca pewność siebie Włodzimierza Czarzastego będzie dla niego i jego formacji zgubna.

Jednym ze sposobów na zdobywanie wyborców przez SLD było rozgrzeszanie okresu "realnego socjalizmu". Taka retoryka trafiała zarówno do ludzi związanych z systemem, jak i do osób, które bardzo mocno ucierpiały podczas brutalnych reform prof. Leszka Balcerowicza. Sentyment za PRL przestał jednak działać. Liczba wiernych zwolenników SLD nie dała tej partii w wyborach w 2015 r. miejsc w parlamencie. To, że SLD jest w nim dzisiaj, to efekt szczęśliwych dla tej partii zbiegów okoliczności.

O istnieniu SLD przypomniał światu najpierw Grzegorz Schetyna, budujący koalicję w wyborach do europarlamentu. Cel uświęcał środki, więc były działacz "Solidarności Walczącej" zaprosił na listy ludzi, z którymi walczył w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku. Tak zbudował podwaliny pod obecny sukces SLD. Ale historia mogła się ciągle potoczyć inaczej. W wyborach do europarlamentu nieźle zadebiutowała nowa lewicowa formacja Roberta Biedronia. Wynik wyborczy Wiosny (6 procent głosów) uprawniał tę formację do przejęcia przywództwa na lewicy. I to Wiosna powinna dyktować warunki współpracy Razem i SLD, w ramach ewentualnej koalicji "Wiosna Razem". Lub pozostawić swoją lewicową konkurencję na pastwę losu i walczyć o 8-10 procent w Sejmie. W Sejmie, w którym wtedy na pewno nie byłoby już ani Włodzimierza Czarzastego, ani Adriana Zandberga.

Tymczasem Robert Biedroń koncertowo zmarnował historyczną szansę objęcia przywództwa na lewicy. Nie oddał mandatu europosła. Pokazał, że jest niemal całkowicie skoncentrowany na sobie, nie potrafi organizować działalności partii ani grać zespołowo. Zaraz po wyborach do europarlamentu Wiosna zaczęła się rozsypywać. Partia Razem tkwiła zaś dalej na poziomie klubu dyskusyjnego im. Lwa Trockiego.

Włodzimierz Czarzasty pomyślał, że tak naprawdę nie tylko wiosna, ale jesień i zima będzie jego. Ktoś musiał przecież - dające miejsca w Sejmie - sześć procent Wiosny zagospodarować. Dla Biedronia to było za mało, polityk z prezydenckimi ambicjami niemal obraził się na wyborców. A Włodzimierz Czarzasty policzył, że jak się doda do 6 proc. mniej więcej 2 proc. poparcia dla Razem i 4 proc. poparcia dla SLD to mamy spory sukces wyborczy. I powrót lewicy do parlamentu.

Do skonsumowania lewicowego sukcesu niezbędne okazało się "stare, brzydkie SLD". Działacze, struktury, biura, doświadczenie. SLD było potrzebne obu młodszym partiom nawet do tego, żeby zarejestrować ogólnopolskie listy wyborcze, bo młode wilki lewicy tego nie potrafiły. Partia obciachu obsłużyła niezorganizowanych. Paulina Matysiak, Magdalena Biejat, Adrian Zandberg, Robert Biedroń i Krzysztof Śmiszek zasłonili na listach wyborczych "starych komunistów" z PZPR. Sojusz Lewicy Demokratycznej wrócił do parlamentu dzięki "udostępnieniu" lewicowej młodzieży aparatu partyjnego i "przejęciu" niedostępnego dla niego, nowego, wielkomiejskiego elektoratu.

Teraz Włodzimierz Czarzasty, debiutujący w roli posła i od razu wicemarszałka Sejmu, udaje wszystkowiedzącego guru. Konsumując swój nie do końca zasłużony sukces, wraca na drogę, którą SLD już raz wyjechało z parlamentu. Oddając hołdy Armii Czerwonej, nie tylko drażni, ale i niweluje efekt lewicowej "nowości". Ułatwia przeciwnikom politycznym zrównanie całej lewicy z postkomuną i sowieckością. A tego przez wiele lat próbowali uniknąć młodzi działacze. Nie jest przypadkiem, że wielu z nich, jak Robert Biedroń czy Krzysztof Gawkowski, już z SLD kiedyś uciekło. Teraz, po latach, SLD ich znów dopadł. I raczej nie puści. Słyszymy bowiem zapowiedzi o rychłym zjednoczeniu. Na razie tylko SLD i Wiosny.  

Miłosz Manasterski

Polecane

Wróć do strony głównej