Trójkąt, wersja z roku 2019
Rok 2001 zapisał się w historii jako ten, w którym "trzech tenorów" stworzyło Platformę Obywatelską, jedną z ważniejszych partii w nowożytnej historii Polski. Rok 2019 zapisze się jako ten, w którym innych "trzech tenorów" na powrót wprowadziło lewicę do Sejmu. Znów dzieje się coś, czego konsekwencje będą historyczne - pisze dla portalu PolskieRadio24.pl Magdalena Złotnicka.
2019-12-30, 09:31
Zima 2001, właśnie powstała Platforma Obywatelska. Na razie jeszcze stowarzyszenie, jako partia zostanie zarejestrowana dopiero za rok. Trzech inicjatorów tego przedsięwzięcia, Andrzeja Olechowskiego, Macieja Płażyńskiego i Donalda Tuska, media szybko okrzyknęły mianem "trzech tenorów". Celem nowej formacji miało być odebranie głosów lewicy. Tuż po wygraniu przez Aleksandra Kwaśniewskiego wyborów prezydenckich w I turze pomysł ów nie wydawał się zbyt realistyczny (i nie był – we wrześniu 2001 roku na SLD zagłosowało ponad 40 proc. tych, którzy ruszyli do urn), niemniej w perspektywie długoterminowej założenia się sprawdziły.
>>>[CZYTAJ TAKŻE] Lewica odkryła karty. Znamy m.in. nazwisko kandydata na szefa klubu
Powiązany Artykuł
Powstanie nowa partia na lewicy? Włodzimierz Czarzasty potwierdza
Głowna linia podziału znana z lat 90., czyli właśnie prawica vs. lewica, po roku 2005 zaczęła zmieniać się w opozycję konserwatyści vs. liberałowie, albo – w dużym uproszczeniu – PiS vs. PO. W 2015 roku przedstawiciele lewicy w ogóle nie weszli do Sejmu. Osiemnaście lat po założeniu Platformy Obywatelskiej, w Polsce Anno Domini 2019, mówimy o zupełnie innych "trzech tenorach". Chodzi jednak o to samo – o zabieranie wyborców. Tym razem Platformie.
Owszem, ktoś mógłby mi zarzucić, że przecież lewica i Platforma są mniej lub bardziej zjednoczoną opozycją i że w Senacie to przecież "wespół w zespół", jak śpiewano w Kabarecie Starszych Panów. Widać jednak wyraźnie, że towarzystwo, które w Sejmie występuje obecnie jako Koalicyjny Klub Parlamentarny Lewicy, tuczy się odpływem elektoratu PO.
REKLAMA
SLD ma struktury, Razem ma pomysł, Biedroń ma nazwisko
Z kierunku polityki społecznej wyznaczonego przez rząd Zjednoczonej Prawicy – nawet jeśli czasem nadal usiłuje się ośmieszać go jako "dejowanie" – nie wycofa się żadna następna władza, byłoby to polityczne samobójstwo. Zaś Polak spokojny o wyprawkę dla dziecka i leki dla rodziców zaczyna zastanawiać się nad tym, jakiej właściwie Polski chce – czy konserwatywnej, odwołującej się do tradycji chrześcijańskiej, czy może liberalnej, postępowej i coraz bardziej oddalającej się od tradycji.
Oczywiście to uproszczenie, widać jednak wyraźnie, że zarysowuje się nowa linia podziału, daleka od osi: państwo wspierające – państwo liberalne. I tu pojawili się panowie Robert Biedroń, Adrian Zandberg i Włodzimierz Czarzasty.
>>>[CZYTAJ TAKŻE] Marcelina Zawisza: potrzebujemy prezydenta wyznającego lewicowe wartości
Chociaż po spotkaniach Aleksandra Kwaśniewskiego, Janusza Palikota i Leszka Millera – z których miała wyłonić się nowa lewicowa siła, a nie wyłoniło się nic – wydawać by się mogło, że trójkąty po lewej stronie nie mają szans na sukces, tym razem wypaliło. Z jednej strony bowiem okazało się, że SLD, nawet trochę poobijany i bez posłów w Sejmie, nadal ma struktury, kilka w miarę pamiętanych twarzy i wysokie notowania u tych, co Polskę Ludową wspominają z łezką w oku, Wiosna – relatywnie młodych działaczy, a jej frontmana, jeśli chodzi o bycie wiarygodnym dla środowisk LGBT, zdecydowanie nie przebiją często prywatnie dość konserwatywni starzy działacze Sojuszu.
REKLAMA
Do tego doszła Razem, której sposób postrzegania problematyki społecznej i socjalnej ewidentnie odcisnął się na programie całej tej lewicowej zbieraniny. Ponadto, jeśli chodzi o SLD, to działacze Sojuszu powinni sobie obrać za hymn piosenkę Stanisława Soyki i zawodzić chórem "niepamięci niech się święci cud". Kto bowiem pamięta dziś rządy SLD, zakończone w roku 2005? Więcej: dzisiejsi trzydziestolatkowie mogą kojarzyć najwyżej mgliste obrazki np. z komisji śledczej ws. afery Rywina, ale sens tych wydarzeń znają tylko, jeśli jako dorośli ludzie doczytali sobie, o co właściwie chodziło.
O młodszych nie wspomnę. Ponadto skoro Adrian Zandberg w 2015 roku tak krytykował SLD, a teraz jest z nim w sojuszu, to przecież musi być to już inne SLD, SLD tak odmienione, że proszę siadać. Aż dziw bierze, ilu obywateli w to uwierzyło.
Zandberg weźmie wszystko?
Skoro już mowa o Zandbergu, to wróćmy na chwilę do "trzech tenorów" z roku 2001. Olechowski rok wcześniej jako kandydat niezależny zdobył drugi wynik w wyborach prezydenckich, w kampanii cieszył się poparciem m.in. Zbigniewa Hołdysa, Czesława Miłosza i Zbigniewa Religii. Śp. Maciej Płażyński (w 2010 roku zginął tragicznie na lotnisku Siewiernyj) w 1997 roku wszedł do Sejmu z list AWS, z najlepszym w tamtych wyborach indywidualnym wynikiem w Polsce. I Donald Tusk – ewidentnie najsłabszy z całej trójki, kojarzony jako przegrany rywal Bronisława Geremka w walce o władzę w Unii Wolności.
Oczywiście proste przypasowanie na zasadzie "kto jest kim" nie ma sensu. Niemniej jednak pewne analogie da się znaleźć. Włodzimierz Czarzasty, jedno z nazwisk od dekad obecne na polskiej scenie politycznej, stary wyjadacz, zaprawiony także w wewnętrznych bojach. Robert Biedroń, pierwszy zdeklarowany homoseksualista, który został posłem, później prezydent Słupska. I Adrian Zandberg, który niby zwrócił uwagę mediów w kampanii wyborczej 2015 roku, ale później częściej gościł w Internecie jako bohater memów niż w poważnych mediach.
REKLAMA
>>>[CZYTAJ TAKŻE] Krzysztof Gawkowski: Lewica chce być opozycją merytoryczną
I nagle okazuje się, że to właśnie on wyrasta na lidera. Jego wystąpienia sejmowe wywołują emocje. Dla elektoratu jest bardziej autentyczny niż dwaj pozostali tenorzy, media mniej rzeczy mogą mu "przypomnieć". Wreszcie – gdy Wiosna i SLD zlewają się w Nową Lewicę, Razem strzeże własnej odrębności. W końcu wchłonie resztę? Może śmiała teza, ale niewykluczone.
Formacje polityczne lepiej funkcjonują, kiedy mają jednego, zdecydowanego lidera (nawet jeśli publicyści sarkają na "partie wodzowskie", to taka jest pragmatyka zarządzania). Rok 2020 przyniesie zapewne lewicową "Grę o tron". Tyle że zamiast Cersei Lannister, Jona Snowa i innych bohaterów George’a Martina w rolach głównych zobaczymy Czarzastego i Zandberga. Robert Biedroń, nawet jeśli faktycznie wróci z Brukseli, by walczyć o fotel prezydenta, w najbardziej optymistycznym dla siebie scenariuszu może zostać nowym "strażnikiem żyrandola", sterowanym przez któregoś z dwóch kolegów-tenorów. W najgorszym – kozłem ofiarnym przegranej kampanii prezydenckiej.
Gdybym dziś miała obstawiać zwycięzcę tego starcia, postawiłabym na Zandberga. Jednak wiele jeszcze będzie zależeć od tego, kto ostatecznie będzie reprezentował lewicę w wyborach prezydenckich i jaki wynik osiągnie. Odpowiedzi na te pytania przyniesie pierwsza połowa nowego roku. Niezależnie jednak od tego, jak będą one brzmieć, widać, że lewica na polskiej scenie politycznej się odrodziła. I raczej nie należy jej lekceważyć.
REKLAMA
Magdalena Złotnicka
REKLAMA