Bogate kraje muszą mieć silne armie. Felieton Miłosza Manasterskiego

Nie da się wskazać w dziejach Polski momentu, w którym siła gospodarcza i polityczna nie szłaby w parze z potencjałem militarnym. Jeśli chcemy zapewnić Polsce dalszy rozwój, musimy zdecydowanie postawić na nasze bezpieczeństwo.

2021-10-27, 14:37

Bogate kraje muszą mieć silne armie. Felieton Miłosza Manasterskiego
Zdjęcie ilustracyjne. Foto: De Visu/Shutterstock

W uwzględniającym aż 50 czynników rankingu siły militarnej Global Firepower Index Polska zajmuje w 2021 r. 23. miejsce na świecie. Ranking szacuje, że zajmujemy pod tym względem siódme miejsce w Europie. Tak wysoka pozycja już dzisiaj może być powodem do zadowolenia i dumy, ale czy możemy na tym poprzestać?

Powiązany Artykuł

żołnierz wojsko free shutt 1200 .jpg
"Napawa ogromnym optymizmem". Gen. Skrzypczak o projekcie ustawy o obronie ojczyzny

Uważna lektura GFI stanowi ciekawą inspirację do debaty publicznej. Jeśli ograniczymy nasze porównania do obszaru Europy, przestrzeni, której historia naznaczona jest tak licznymi konfliktami zbrojnymi, dostrzeżemy, że nasza wysoka pozycja w rankingu daje tylko złudne poczucie bezpieczeństwa. W Europie mamy bowiem do czynienia z drugą co do wielkości na świecie potęgą militarną, jaką jest Rosja. W dodatku jest to siła szybko i wysokim kosztem rozwijana. Współczesna Rosja nie jest naszym strategicznym sojusznikiem, w przestrzeni europejskiej odgrywa wręcz rolę destabilizującą. Nasz drugi sąsiad na wschodzie, Białoruś, co prawda w rankingu zajmuje dopiero 50. pozycję na świecie, jednak nie powinno nas to nadmiernie uspokajać, bo reżim miński ściśle współpracuje z Moskwą, od której może czerpać zasoby, uzbrojenie, a nawet kadry (w tłumieniu protestów opozycji uczestniczyli prawdopodobnie "pomocnicy" z Rosji). Wobec prowadzonej przez Białoruś z Polską, Litwą i Łotwą wojny hybrydowej pytanie o nasz potencjał odstraszania nie jest w żadnej mierze pytaniem retorycznym. Przedmiotem dyskusji dzisiaj powinno być jedynie to, jak duży ten potencjał Polska powinna posiadać.

Jeśli porównamy pozycję Polski w światowej gospodarce, już na pierwszy rzut oka widzimy wyraźną dysproporcję naszych możliwości militarnych. W 2019 r. światowe rankingi gospodarcze sytuowały Polskę na 21. miejscu w świecie. To o dwie pozycje wyżej od naszego obecnego miejsca w GFI. Automatyczny wniosek jest prosty - zdecydowanie powinno być nas stać na więcej. A ponieważ polska gospodarka aspiruje obecności w światowej czołówce, trudno by nasze siły zbrojne pozostawały daleko w tyle, niejako prowokując swoją słabością agresywnych sąsiadów. Warto zauważyć, że wbrew głoszonym często przez lewicę tezom wszystkie bez wyjątku najwyżej rozwinięte kraje świata utrzymują silne armie. Nawet Niemcy, które często akcentują swoją niechęć do militaryzacji, choć oszczędzają na utrzymaniu armii, która nie cieszy się tam szczególną renomą, w rankingu GFI znajdują się daleko przed Polską, na 15. pozycji w 2021 r. Inne europejskie kraje, do których poziomu życia dążymy, wyprzedzają nas przynajmniej o kilkanaście pozycji (Francja – 7. miejsce, Wielka Brytania – 8., Włochy – 12.).

Czytaj także:

W tymże rankingu przed nami jest też kraj, z którym bardzo lubimy się porównywać, ze względu na zbliżoną kulturę i liczbę mieszkańców. To Hiszpania, której wojsko zaklasyfikowano o pięć pozycji wyżej od naszego (18. miejsce w zestawieniu). A przecież trudno wskazać bardzo poważne zagrożenia bezpieczeństwa tego kraju. Europejskie granice lądowe Hiszpania dzieli z sojusznikami z NATO, w zachodnim rejonie basenu Morza Śródziemnego także zaś trudno jej szukać dzisiaj potencjalnego agresora. Jeśli więc zbroją się "po zęby" Hiszpanie, których sytuacja geopolityczna jest, z naszego punktu widzenia, bardzo komfortowa, to jak powinniśmy reagować w takim położeniu, w jakim sami jesteśmy?

Między nami a Hiszpanią w rankingu znajdują się kraje o mniejszych od Polski populacjach, ale zdecydowanie większym potencjale obronnym: Australia, Izrael, Tajwan i Kanada. Na 11. miejscu GFI znajduje się Turcja, kraj, który dziś już oficjalnie uznawany jest za regionalne mocarstwo.

Możemy się spierać, czy Global Firepower Index jest rankingiem obiektywnym, w jakim stopniu oddaje realne potencjały krajów. Możemy również pocieszać się, że nie uwzględnia on już zakontraktowanych dla polskiej armii, ale jeszcze niedostarczonych, nowoczesnych samolotów F-35, czołgów Abrams czy dronów Bayraktar TB2. Najnowsze zakupy Ministerstwa Obrony Narodowej kierowanego przez Mariusza Błaszczaka to bardzo istotne wzmocnienie naszej armii, które powinno przełożyć się na naszą pozycję w GFI. Nie jest to jednak powód, by spocząć na laurach, zwłaszcza że inne kraje również się wzmacniają, często kosztem ogromnych nakładów.

Powiązany Artykuł

kaczyński 1200.jpg
Prezes PiS: jeśli chcemy uniknąć najgorszego, musimy budować silne wojsko

Prezes PiS i wicepremier Jarosław Kaczyński uważa, że idea utrzymywania małej, dobrze wyposażonej armii w naszym przypadku się nie sprawdzi. Jedną z największych zmian, która ma być wprowadzona przez nową ustawę o obronności, jest liczebność armii. Według danych MON w czasie rządów PiS liczba żołnierzy zawodowych zwiększyła się z 95 tys. w 2015 r. do 110 tys. na początku 2021 r. W samym tylko 2020 r. przyjęto 7 tys. nowych żołnierzy zawodowych. Jednak rząd Prawa i Sprawiedliwości stworzył od zera także nowych rodzaj wojsk - Wojska Obrony Terytorialnej, które liczą już dzisiaj ponad 30 tys. żołnierzy. Łączny wzrost polskich sił militarnych w ostatnich sześciu latach to zatem ponad 45 tys. żołnierzy, co daje sumaryczny wzrost stanu polskiej armii o 50 proc.! Zaprezentowane założenia nowej ustawy o obronności idą dalej: czeka nas jego dalszy wzrost, łącznie o ponad 100 proc. w służbie zawodowej i WOT. Ma to nastąpić w odwrotnej niż do tej pory proporcji. Siły zbrojne RP mają liczyć co najmniej 300 tys. żołnierzy, z czego 50 tys. stanowić mają Wojska Obrony Terytorialnej (co zakłada rekrutację dalszych 20 tys. żołnierzy tej formacji). Jeszcze bardziej imponujący jest wzrost liczebności armii zawodowej - oznacza on dodatkową rekrutację 140 tys. żołnierzy, czyli zwiększenie obecnego stanu o 127 proc.!

REKLAMA

Czy tak liczna armia jest nam potrzebna? Znów spójrzmy na statystyki: kraje, które leżą w rejonach zapalnych i w większym stopniu narażone są na potencjalne konflikty, nie poprzestają na skromnych wojskach, których głównym atutem są dobrze wyszkolone siły specjalne. Parafrazując słowa Jarosława Kaczyńskiego, od małej, dobrze uzbrojonej armii zawsze bardziej odstrasza duża, dobrze uzbrojona. Izrael utrzymuje blisko 190 tys. żołnierzy zawodowych (i prawie 500 tys. rezerwistów) przy łącznej liczbie mieszkańców wynoszącej około 8 milionów. Przywoływana już Turcja utrzymuje około 730 tys. żołnierzy (przy około 83 milionach mieszkańców). Egipt, który rozpoczyna teraz współpracę z Grupą Wyszehradzką, dysponuje siłą 468 tys. żołnierzy (przy ponadstumilionowej populacji). Już zestawienie tych danych unaocznia, że projektowane przez Prawo i Sprawiedliwość radykalne zwiększenie liczebności armii nie jest wcale przesadą. Zwłaszcza że najważniejszą zmienną, do której zawsze przy okazji takich rozważań powinniśmy się odnosić, jest obecnie ponadmilionowa, dobrze wyposażona, armia rosyjska.

Miłosz Manasterski

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej