Afera korupcyjna w PE. Płażyński: mamy do czynienia z regularną mafią

Szefowa Parlamentu Europejskiego Roberta Metsola nie odpowiedziała na zaproszenie posłów z sejmowej komisji ds. Unii Europejskiej. W rozmowie z portalem PolskieRadio24.pl przewodniczący komisji Kacper Płażyński z PiS stwierdza, że jest sceptyczny co do tego, czy uda się ujawnić i ukarać wszystkie osoby zamieszane w aferę korupcyjną w Parlamencie Europejskim. - Uważam, że w tym przypadku mamy do czynienia z regularną mafią, w której obowiązuje zasada omerty: kto nie szanuje zmowy milczenia, traci życie - mówi polityk.

2023-01-20, 18:25

Afera korupcyjna w PE. Płażyński: mamy do czynienia z regularną mafią
Kacper Płażyński skomentował aferę korupcyjną w Parlamencie Europejskim. Foto: Shutterstock/Alexandros Michailidis

Zaprosił pan przewodniczącą Parlamentu Europejskiego na najbliższe posiedzenie sejmowej komisji ds. Unii Europejskiej. Czy Roberta Metsola pojawi się w styczniu w Sejmie?

Niestety, do dziś nie otrzymaliśmy żadnej odpowiedzi. Przedstawiciele polskiego Sejmu w Parlamencie Europejskim wielokrotnie zwracali się z prośbą o to, aby pani przewodnicząca określiła, czy spotka się z nami, a jeśli nie, to czy wyznaczy swojego reprezentanta. Unijni urzędnicy milczą. 

Dlaczego przewodnicząca Parlamentu Europejskiego nie chce zmierzyć się z pytaniami polskich posłów?

Myślę, że z pytaniami, które chcielibyśmy jej zadać - dotyczącymi afery korupcyjnej w kierowanej przez nią instytucji - musi mierzyć się teraz każdego dnia w Parlamencie Europejskim. Stawia je dziś również wiele poważnych europejskich mediów, jak np. Politico. Dlatego nie sądzę, aby mogła przed nimi uciec. Natomiast reakcja na nasze zaproszenie pokazuje lekceważący stosunek w instytucjach unijnych, nie tyle do polskiego Sejmu, ale ogólnie do parlamentów narodowych. To o tyle szokujące, że przecież to właśnie parlamentarzyści narodowi są najbliżej obywateli państw członkowskich Unii Europejskiej. To my jesteśmy kreatorami krajowych polityk, więc takie lekceważenie jest nieeleganckie i źle wróży na przyszłość. 

Nie jest to pierwsza lekceważąca postawa wobec komisji, którą pan kieruje, ze strony Parlamentu Europejskiego.  

To prawda. Ten brak kontaktu jest tym bardziej irytujący, że już w styczniu ubiegłego roku wysłaliśmy do pani Metsoli pisma z wątpliwościami dotyczącymi trybu legislacyjnego w Parlamencie Europejskim i nielegalnego lobbingu, z którym mamy do czynienia w tej instytucji. Zaprezentowaliśmy tam też konkretne wnioski i propozycje dotyczącego tego, co należy zrobić, żeby ukrócić te niedobre procedery. Niestety, wtedy też nie otrzymaliśmy żadnej odpowiedzi. 

REKLAMA

Afera korupcyjna w Parlamencie Europejskim zatacza coraz szersze kręgi. Słychać też głosy, że nie tylko Katar i Maroko mogły wpływać na decyzje podejmowane w tej instytucji. Premier Mateusz Morawiecki stwierdził wczoraj podczas spotkania z dziennikarzami, że w rozmowach kuluarowych w Davos pojawiła się informacja, że w tym skandalu jest również trop rosyjski. 

Spółki lobbingowe oficjalnie działające w Brukseli, które zatrudniają byłych wysokich funkcjonariuszy Unii Europejskiej, którzy po karierze urzędniczej zaczynają zarabiać jeszcze lepsze pieniądze w prywatnym biznesie lobbingowym, przez wiele lat obsługiwały wielkie rosyjskie przedsiębiorstwa państwowe, takie jak Gazprom. To pokazuje, że ten wpływ istnieje i ma charakter również korupcyjny. Co chwilę wychodzą nowe kwiatki na temat tego, kto jest zamieszany w kontakty z Rosjanami, łącznie z szefami niemieckich służb specjalnych. Oczywiste jest dla mnie, że Rosja miała szeroko otwarte drzwi do Parlamentu Europejskiego. Brak możliwości blokowania decyzji o uzależnieniu Europy od gazu rosyjskiego przez państwa starej Unii jest tego najlepszym wyrazem. "The Spectator", czyli bardzo poważna brytyjska gazeta, poinformował, że z akt śledztwa wynika, iż w proceder korupcyjny zamieszanych jest 60 eurodeputowanych, czyli blisko 10 proc. wszystkich członków Parlamentu Europejskiego - to najlepiej pokazuje skalę tej afery.

Działania podejmowane przez Parlament Europejski przeciwko Polsce, jak chociażby rezolucje dotyczącej rzekomego łamania praworządności, również mogły być inspirowane z zewnątrz?

Rezolucje na pewno były inspirowane. Pytanie, w czyim interesie to się działo? Większość parlamentarzystów w Brukseli głosuje tak, jak liderzy opinii, którzy zajmują się danymi sprawami. W Parlamencie Europejskim jest jedna podkomisja, która zajmuje się kwestią praworządności czy stosowaniem nielegalnej inwigilacji przez państwa członkowskie. Okazuje się, że to właśnie w niej pracowali eurodeputowani, którzy dziś siedzą w areszcie z zarzutami korupcyjnymi. Natomiast przewodnicząca tej podkomisji podała się do dymisji, bo ujawnione zostało, że nie informowała służb europejskich o tym, że latała do Kataru w nieokreślonym celu na koszt tamtejszych władz. To wszystko daje do myślenia. 

Uda się ujawnić i ukarać wszystkich eurodeputowanych, którzy dopuścili się korupcji?

Jestem sceptyczny. Uważam, że w tym przypadku mamy do czynienia z regularną mafią, w której obowiązuje zasada omerty: kto nie szanuje tej zmowy milczenia, traci życie. Taka jest brutalna rzeczywistość, gdy w tle są setki milionów euro. W 2021 roku francuski dziennik "Liberation" pisał, że sędziowie Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej, urzędnicy Komisji Europejskiej i politycy Europejskiej Partii Ludowej mieli spotykać się na wspólnych biesiadach i handlować wpływami. Na forach europejskich przedstawiciel polskiego rządu wielokrotnie podejmował tę sprawę. W końcu usłyszał, że "Komisja Europejska nie komentuje tych artykułów". To pokazuje, że tam, gdzie instytucje unijne chcą, to podejmują działania. Natomiast tam, gdzie mamy skrupulatnie opisaną potężną aferę, która może uderzyć w najważniejsze figury Unii Europejskiej, tam mamy do czynienia ze zmową milczenia.

REKLAMA

Wobec afery korupcyjnej w Parlamencie Europejskim pytanie o jego reformę jest retoryczne. Jak powinna ona wyglądać? 

Polska powinna być wzorem do naśladowania, chociażby w kwestii wypełniania oświadczeń majątkowych. W Parlamencie Europejskim nikt nie weryfikuje tego, czy eurodeputowani przekazują w nich prawdziwe informacje. Nie ma też żadnych konsekwencji za podanie nieprawdy. Parlamentarzyści europejscy nie są objęci zakazem pozyskiwania dochodów z innych źródeł - mimo tego, iż niektórzy z nich uzyskują w ten sposób sześć razy więcej, niż wynosi ich wynagrodzenie jako europosłów. To rodzi poważne wątpliwości. Zwłaszcza że często źródłem tych dochodów są think tanki, w których eurodeputowani są konsultantami z nieokreślonymi zadaniami, na czym zarabiają bajońskie sumy. To w sposób oczywisty jest korupcjogenne. Do tej pory nikt nie chciał, żeby to było na podstawowym poziomie przejrzyste i możliwe do zweryfikowania. Myślę, że czas najwyższy to zmienić.

Może w ramach tej reformy należy też zmienić sposób wyboru europosłów i wrócić do tego, co było przed 1979 rokiem, gdy deputowani byli desygnowani przez parlamenty narodowe? 

Parlament Europejski to świątynia lobbingu w Europie. Przecież europosłowie tylko teoretycznie są inicjatorami tych wszystkich aktów prawnych, które wychodzą z tej instytucji. Przygotowują je najczęściej asystenci, do których docierają różni lobbyści. To są zbyt skomplikowane sprawy, żeby eurodeputowani byli w stanie tworzyć je samodzielnie. Ubolewam nad tym, że Parlament Europejski przyjął taką formę działania. Uważam, że nie jest nam potrzebny. Potrzebujemy Unii Europejskiej. Natomiast istnienie Parlamentu Europejskiego wiąże się z wydawaniem ogromnych sum pieniędzy na to, żebyśmy mieli poczucie pseudowspólnoty. A tymczasem okazuje się, że część naszych reprezentantów jest wyjęta spod prawa, skorumpowana i oderwana od rzeczywistości. Myślę, że europosłowie tracą też kontakt z wyborcami, bo większość czasu spędzają w Brukseli. Nie wiadomo też do końca, czyje interesy mają reprezentować - swoich państw narodowych czy Unii Europejskiej.

W Unii Europejskiej nie ma jednak chętnych do likwidacji tej instytucji. Chciałby pan, żeby Polska wystąpiła z taką inicjatywą? 

Myślę, że nie byłby to dobry pomysł. To, że jestem zwolennikiem tego rozwiązania, nie oznacza, że uważam je za możliwe do przeprowadzenia. Wyjście z takim postulatem byłoby narażeniem się na kompletne niezrozumienie. W tym głównym nurcie europejskim dążenie do federalizacji jest tak silne, że dotknięcie tego świętego dla nich miejsca, którym jest Parlament Europejski, wywołałoby szok i niedowierzanie. Myślę, że nie przyniosłoby to dobrych skutków. Natomiast jeżeli okaże się, że 60 eurodeputowanych zostanie skazanych na korupcję, to może wtedy pojawi się dobry moment, aby zastanowić się nad istnieniem Parlamentu Europejskiego.

Rozmawiał Michał Fabisiak, PolskieRadio24.pl 

REKLAMA

kor

Czytaj także:

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej