Stanisław Marusarz. Jaki był na co dzień legendarny skoczek narciarski? Kulisy rodzinnego życia odkrywa jego wnuczka
Jakim dziadkiem był Stanisław Marusarz, wybitny sportowiec, ale też legendarny kurier tatrzański podczas II wojny światowej? Kulisy rodzinnego życia odkrywa jego wnuczka Magdalena Gondek.
2024-01-06, 06:05
Rozmowa z Magdaleną Gondek, wnuczką Stanisława Marusarza, polskiego skoczka narciarskiego, a także kuriera tatrzańskiego.
Jak zapamiętała Pani dziadka? Jakim był człowiekiem?
- Wspominam dziadka jako bardzo opiekuńczego, bardzo kochającego człowieka, który dużo rzeczy chciał mnie nauczyć - przede wszystkim miłości do nart, miłości do zwierząt, szacunku do przyrody - a ponad wszystko uczył cenić wartości rodzinne. Zawsze podkreślał, że rodzina była dla niego najważniejsza.
Jak wyglądał czas spędzany z dziadkiem? Kiedy Pani się z nim spotykała?
- Mieszkaliśmy razem, widzieliśmy się praktycznie prawie cały czas. Dziadek opowiadał różne historie, także ze swojego dzieciństwa m.in., ze szczegółami, jak zrobił swoje pierwsze narty z bukowych desek. Wielokrotnie podkreślał, że bardzo ważne jest dążenie do spełniania marzeń.
Dziadek oprócz sportu miał inne pasje, m.in. ule i swoje pszczoły. Pokazywał mi, jak wygląda pszczelarstwo - tłumaczył, jak pszczoły pracują, w jaki sposób i z czego produkują miód, ale też jak się o nie troszczyć.
REKLAMA
Do dziś pamiętam jelenie, które przychodziły na nasze podwórko. Dziadek Stanisław leczył jednego antybiotykami zdobywanymi u znajomego weterynarza, które podawał w owocach i jarzynach. Kiedy zwierzę wyzdrowiało, przyprowadziło kolejnego jelenia, a także łanie. Dziadek zrobił też w naszym ogrodzie żłób, do którego jelenie dostawały m.in. obierki z kuchni i jabłka z ogrodowych jabłoni. Na naszym podwórku w pewnym momencie codziennie pojawiały się dwa jelenie. Spały pod dziadka drzwiami, czekały na niego, to było coś pięknego, taka przyjaźń. Nadaliśmy im imiona - Kuba i Wojtek. Nigdy jednak nie mieliśmy z jeleniami takiego bliskiego kontaktu, żeby je pogłaskać czy dotknąć. Dziadek szanował dzikie zwierzęta, nie mając zamiaru ich oswajać i przywiązywać do człowieka. Były wolne.
Czy dziadek zaraził Panią pasją do zwierząt?
- Tak. Jak znajdę jeże w okresie jesienno-zimowym, to opiekuję się nimi do początku wiosny. Wówczas dopiero wypuszczam do ogrodu. Jeże zimują w naszym domu w pokoju. Zanim tam trafią, są odrobaczane i leczone. Uwielbiają kocie jedzenie. Dokarmiamy również sarny i lisy, jeśli zajdzie taka potrzeba.
A wracając do dziadka pasji, czy zaszczepił młodszemu pokoleniu bakcyla do sportu?
- Miłość do sportu miał zakorzenioną już od dzieciństwa i chciał ją przekazywać dalej. Brał nas z bratem na górkę, która jest nieopodal domu, gdzie szkolił, jak zjeżdżać i stawiać pierwsze kroki na nartach. Podchodziliśmy na nartach pod górkę, ponieważ nie było wówczas jeszcze wyciągu. Dziadek zabierał nas też na spacery po dolinach, ponieważ bardzo lubił chodzić.
Był najlepszym nauczycielem na świecie. Nigdy nie krzyczał, ale tłumaczył. Zabierał na rozmowę najpierw mnie, a potem mojego brata, miał zupełnie inne podejście wychowawcze. Sama teraz staram się dużo rozmawiać i tłumaczyć swojej córeczce, a także dzieciom z rodziny. Wybieram też odpowiednie lektury - bajki z morałem, żeby dać im do myślenia, jak postępować dobrze w życiu.
REKLAMA
Czy dziadek opowiadał, kto w nim zaszczepił miłość do sportu?
- To był "zimowy bakcyl", który zawsze był w rodzinie w związku z tym, że mieszkamy w Zakopanem, gdzie pół roku mamy zimę. Na nartach jeździli moi pradziadkowie i ich kuzynostwo.
Z rodzeństwa dziadka na nartach jeździł jeszcze jego brat Jan, który też miał osiągnięcia sportowe, a także jego siostra Helenka, która została zamordowana podczas II wojny światowej. Największe sukcesy sportowe miał właśnie dziadek i jego siostra. Obydwoje mieli ogromną pasję do nart, dlatego zaangażowali się w sport wyczynowo.
Dziadek wyjątkowo długo był aktywny sportowo, swój ostatni skok oddał w podeszłym już wieku.
- Widać było, że sport sprawiał dziadkowi radość i satysfakcję, że wieku 66 lat jeszcze potrafił skakać, to było niesamowite. Na skoczni czuł się jak w drugim domu, lubił tam odpoczywać. Po wojnie, będąc w sędziwym wieku, bardzo często przesiadywał pod skocznią, gdzie odpoczywał. Czuł się tam bezpiecznie.
Mieszkamy bardzo blisko skoczni, widzimy ją z okna. Po wojnie dziadkowie sprzedali rodzinny dom babci za grosze, gdy dokwaterowano im lokatorów. Dom, w którym mieszkamy, zaprojektowała babcia, z zawodu architekt. Zbudował go dziadek ze znajomymi cieślami. Nie zdołali go jednak wykończyć ze względu na brak środków. Rodzinie było bardzo ciężko. Żyli naprawdę bardzo biednie. To były czasy, kiedy sport nie był doceniany i dobrze opłacany, jak teraz. Mimo wszystko dziadek był wierny swojej pasji. Przed wojną prowadził nieistniejące już schronisko na Hali Pysznej, a po wojnie schronisko na Hali Ornak.
REKLAMA
Czy Państwo dziś kontynuują sportowe tradycje w rodzinie?
- Wszyscy jeździmy na nartach. Często wspominamy babcię i dziadka, a szczególnie jego sportowe osiągnięcia. Przypominają nam ich także fotografie wiszące w naszym domu. Oglądamy też skoki narciarskie, cały czas pamiętamy o dziadku i babci.
Komu Pani kibicuje?
- Wszystkim polskim skoczkom.
Które wspomnienia są szczególnie żywe?
- Dziadek często wyjeżdżał za granicę, a szczególnie na Węgry, gdzie miał szerokie kontakty, dużo przyjaciół z czasów II wojny światowej, kiedy działał w konspiracji. Człowiek był w jego życiu bardzo ważny, ponieważ całe swoje życie poświęcił dla innych. Swoją osobowością i charyzmą wręcz przyciągał do siebie ludzi. Przebywający w jego obecności mieli poczucie ogromnego bezpieczeństwa, ludzie mu ufali.
Dotyczyło to także czasów II wojny światowej, kiedy jako kurier przeprowadzał ludzi przez Tatry, by wyjechali z okupowanej Polski?
- Tak, wówczas dziadek darzony był ogromnym zaufaniem i szacunkiem.
REKLAMA
Pani też tego doświadczyła jako wnuczka?
- Był bardzo ciepły. Skoczkowie, z którymi się spotykał, mówili do niego: "dziadku". Kiedy próbował swoich sił na skoczni, był jednym ze starszych, ostatni skok oddał po sześćdziesiątce.
Czy dziadek wspominał czas II wojny światowej?
- Kiedy zmarł, miałam osiem lat, ale mama wspominała, że temat ten nie był poruszany w domu. Przypuszczam, że nie chciał rozbudzać nienawiści do Niemców. Były to bardzo bolesne dla niego czasy. Całe rodzeństwo dziadka było zaangażowane w konspirację: siostry Maria, Zofia, Bronisława i Helena oraz brat Jan.
Rozmawiamy w okresie świątecznym. Jak świętowało się Boże Narodzenie w rodzinie Marusarzy?
- Dziadek przede wszystkim dbał o atmosferę. W domu musiało być ciepło i przytulnie. Rodzina spotykała się przy dużym stole, na którym w Wigilię nie było zwykle 12 potraw, ale był karp, pstrąg, pierogi, uszka, a także barszcz oraz pasztet z zająca. Zapraszał zawsze swoją siostrę Zofię, która przetrwała obóz koncentracyjny w Ravensbrück. Najważniejsze było dla niego, by rodzina była razem przy jednym stole. Dzieliliśmy się opłatkiem z miodem z własnej pasieki, co też dla dziadka było bardzo ważne. To był najpiękniejszy okres w roku.
Dziękuję za rozmowę.
- Stanisław Marusarz. "Marzyłem o własnych nartach i wynikach"
- Helena Marusarzówna. Jej odwaga dorównywała urodzie
- Tu leżą słynni Polacy. Najważniejsze polskie nekropolie
kg
REKLAMA