Tragiczne, krwawe dni w Iranie, nawet tysiąc ofiar. Ekspert: by zamknąć obieg informacji, władze wyłączyły internet

2019-12-11, 09:00

Tragiczne, krwawe dni w Iranie, nawet tysiąc ofiar.  Ekspert: by zamknąć obieg informacji, władze wyłączyły internet
Na zdjęciu: protesty 16 listopada w Isfahanie. Foto: PAP/EPA/STRINGER

- Iran pogrąża się w kryzysie gospodarczym  - mówi portalowi PolskieRadio24.pl Jakub Gajda, iranista i ekspert Fundacji imienia Kazimierza Pułaskiego. - Póki Waszyngton i Teheran nie porozumieją się w sprawie umowy nuklearnej, sytuacja gospodarcza w Iranie będzie się pogarszała – dodaje. 


Powiązany Artykuł

Iran 1200.jpg
Protesty w Iranie po zapowiedzi podwyżek cen paliw

PolskieRadio24.pl: Doniesienia, które docierają w ostatnich dniach z Iranu, mają dramatyczny wydźwięk. Według informacji, które dotarły do departamentu stanu w ostatnich dniach, podczas demonstracji zostało zabitych ponad tysiąc osób. Czy wiemy, co tam się działo, co się teraz dzieje?

Jakub Gajda, ekspert Fundacji imienia Kazimierza Pułaskiego: Docierają do nas bardzo różne dane. Władze Iranu początkowo podawały, że zginęło około stu osób. Oczywiście inne szacunki są przedstawiane przez różne instytucje międzynarodowe. Problemem jest to, że w czasie protestów informacje stamtąd przedostawały się do nas z dużymi utrudnieniami, o ile w ogóle. Związane to było z odcięciem od świata przez wyłączenie sieci, a właściwie obniżeniem jej przepustowości do 4 procent.

Co to oznaczało w praktyce?

Kontakt z Iranem był mocno utrudniony, w ogóle nie było możliwości skontaktować się z nikim przez popularne w tym kraju komunikatory internetowe typu WhatsApp czy Telegram. Internet działał na tyle, że można było wysłać e-maile, ale bez większych załączników. Celem było ograniczenie komunikacji między protestującymi – de facto nie miała ona miejsca.

W Iranie głównym sposobem komunikowania się są bowiem komunikatory internetowe. Są one o wiele bardziej popularne niż na przykład u nas w Polsce.

Ograniczenie komunikacji między protestującymi – to była motywacja numer jeden. Po drugie chodziło także o ograniczenie komunikacji z zagranicą. Protesty, jakkolwiek wybuchły w związku z podniesieniem cen paliw, szybko przekształciły się ze stricte ekonomicznych w protesty o wymiarze politycznym. Władze Iranu zakładały, że ich przeciwnicy będą chcieli w nie zaingerować, aby dodatkowo zaostrzyć ich wymiar.

W tej sytuacji wyłączenie Internetu okazało się metodą władz na walkę z protestami. Budzi to oczywiście olbrzymie kontrowersje w świecie.

Później internet włączono. Departament stanu USA informował kilka dni temu, że w odpowiedzi na apel sekretarza stanu Mike’a Pompeo, który zwrócił się do Irańczyków o przekazywanie wideo, zdjęć lub opisów represji reżimu irańskiego - przyszły 32 tysiące wiadomości. To ogromna liczba.

Decyzja o odcięciu internetu była zapewne trudna i okazała się także szkodliwa dla władz, bo utrudniała komunikację ze światem, na przykład niezwiązanym z protestującymi irańskim firmom, które wciąż starają się prowadzić interesy w przestrzeni międzynarodowej.

Stany Zjednoczone starają się być adwokatem protestujących Irańczyków, stąd apel sekretarza Mike'a Pompeo.

Patrząc na drugą stronę: irańskie władze oskarżają Waszyngton o to, że chodzi mu tylko o kwestie polityczne, bo, jak twierdzi Teheran, wprowadzając sankcje, negatywnie wpływają na życie zwykłych ludzi. Władze w Iranie twierdziły na przykład, że dotyczyć to ma też chorych, czy sprawy dostępu do sprowadzanych z Zachodu leków i skomplikowanych technologicznie terapii. Stanowisko władz Iranu w kwestii "zginania karku przed prezydentem Trumpem" jest stałe i stąd też wynika wiele problemów dla Irańczyków.

Można rzec, że w wyniku batalii ideologiczno-politycznej najbardziej cierpią w Iranie zwykli obywatele.

W przypadku sankcji chodzi jednak o kwestie nuklearne, bezpieczeństwa i polityki regionalnej. Ważnym pytaniem jest też, jaki jest naprawdę zakres sankcji. To byłby zapewne materiał na długą rozmowę, podobnie jak walka propagandowa w tym konflikcie. Wracając zaś do protestów, czy wiadomo dokładnie ile trwały, ile osób brało w nich udział, kiedy wygasły?

Był problem z dotarciem do informacji. Protesty zaczęły się po tym, jak ogłoszono podwyżkę cen benzyny w Iranie.

To oburzyło ludzi. Również w Polsce, gdy rosną ceny benzyny, także inne produkty drożeją. Ceny towarów w Iranie nie są obecnie wysokie, ale kraj mierzy się z dużym kryzysem gospodarczym, zarobki nie są wysokie, za to bezrobocie rośnie. Stąd po podwyżce ludzie natychmiast poczuli się zaniepokojeni.

Obecnie władze irańskie zadeklarowały, że starają się przywrócić ceny do poziomu sprzed protestów. Czy to się uda – nie sądzę. Bo Iran, od kiedy USA wyszły z umowy nuklearnej, pogrąża się w kryzysie. Jednocześnie jako kraj aspirujący do statusu potęgi regionalnej ma duże wydatki – chodzi tu o politykę w sąsiedztwie. Tymczasem sprawy wewnętrzne, zdaniem społeczeństwa, są drastycznie zaniedbywane przez władze. Teheran wspiera siły sobie przyjazne w całym regionie, a problemy własnego społeczeństwa nieco marginalizuje. Ten zarzut również wypłynął podczas protestów.

To znaczy?

Protestujący domagali się, żeby rząd irański przestał wspierać takie organizacje jak Hezbollah oraz inne organizacje w różnych krajach regionu, w Palestynie, Syrii, Iraku, Jemenie. Wskazywali, że należy skupić się przede wszystkim na sytuacji wewnętrznej.

Cena benzyny, jeśli chodzi o nasze realia, nie była wysoka.

Przed podwyżką było to bodajże 45 groszy za litr. Dla nas to abstrakcja, ale nie można porównywać się w tej materii do Iranu. Dotychczas dzięki tak taniej benzynie niektórzy, zwłaszcza ci biedniejsi mogli przetrwać.

Czyli podłoże było ekonomiczne czy też polityczne?

Na początku chodziło tylko i wyłącznie o podwyżkę cen, jak wspomniałem, podłoże było wyłącznie ekonomiczne. Szybko jednak pojawiły się hasła typowo polityczne, skandowane przez protestujących. Warto podkreślić, że o upolitycznienie protestów władze Iranu zaczęły obwiniać nie tyle Irańczyków, ile wrogie Islamskiej Republice siły zewnętrzne.

Władze Iranu przyznały też dopiero kilka dni temu, po raz pierwszy po dłuższym czasie, że strzelały do protestujących z ostrej amunicji – tak podano w telewizji państwowej Iranu. Czy coś pewnego wiemy o przebiegu zamieszek?

W kwestii ofiar są bardzo różne szacunki. Demonstracje w wielu miejscach miały gwałtowny przebieg. Dochodziło do ataków protestujących na instytucje publiczne, również do niszczenia mienia publicznego. Straty szacowane są na ogromne sumy. Co ważne protesty miały miejsce nie tylko w Teheranie, ale właściwie w całym kraju, a szczególnie w rejonach newralgicznych, czyli na zachodzie, gdzie mieszkają Kurdowie, czy w Beludżystanie, gdzie mieszkają Beludżowie. W takich miejscach protesty były podobno intensywniejsze i bardziej krwawe niż gdzie indziej.

To są jednak strzępy informacji. Trudno znaleźć klucz do ich weryfikowania. Irańskie władze zapewne zaniżają liczbę ofiar, przy tym w mediach pokazują jako poszkodowanych głównie funkcjonariuszy policji, zdecydowanie mniej mówią o ofiarach wśród demonstrantów. Protestujących zaś nazywają w wielu przypadkach wywrotowcami, ludźmi inspirowanymi z zewnątrz. Tymczasem to manifestujący, jakkolwiek by ich nie nazywać, są ofiarami zamieszek.

Teraz protesty już wygasły, ludzie zostali zastraszeni. Co się będzie działo dalej? Nie będzie już kolejnych protestów?

W Iranie panuje opinia, że większość uczestników odstąpiła od protestów, nie widząc w nich sensu i nie mając nadziei na faktyczne zmiany.  

Bardzo trudno dziś powiedzieć, czy w najbliższej przyszłości będą miały miejsce kolejne protesty. Irańskie społeczeństwo jest bowiem bardzo zróżnicowane i poparcia dla działań władz wśród Irańczyków też nie brakuje. Świadczy o tym fakt, że wiele osób brało udział w kontrmanifestacjach, które potępiały manifestacje przeciwko władzy, a przede wszystkim ich agresywny wymiar.

Z drugiej strony należy mieć na uwadze, że sytuacja w Iranie jest bardzo niekorzystna. Póki Waszyngton i Teheran nie porozumieją się w sprawie kolejnej umowy nuklearnej, sytuacja gospodarcza w osamotnionym na arenie międzynarodowej Iranie będzie się pogarszała. Irański biznes został mocno ograniczony, jeśli chodzi o współpracę z zagranicą. Ograniczony został ruch turystyczny. Brakuje wielu importowanych wcześniej towarów. Na tym najbardziej cierpią zwykli ludzie, obywatele.

Na kolejną rewolucję się jednak nie zanosi. Dziś nie ma potencjalnych liderów, którzy mieliby charyzmę i cieszyliby się poparciem. O wiele intensywniejsze demonstracje miały miejsce w 2009 roku, po reelekcji Mahmuda Ahmadineżada w wyborach prezydenckich.

Tymczasem w relacjach USA-Iran widzimy impas.

Sankcje USA to główne źródło nacisku gospodarczego na Iran. Wpływają bardzo mocno na możliwości Iranu w zakresie współpracy z Zachodem, chodzi głównie o możliwość handlu ropą naftową – co jest największym źródłem dochodów dla budżetu państwa. Prezydent Iranu, co prawda, kilka dni temu znów oświadczył, że jest gotów spotkać się ze swoim odpowiednikiem amerykańskim, ale jak podkreślił, stanie się to, jeśli władze USA zdecydują się znieść sankcje. Podejrzewam, że to ostatni scenariusz, jaki przewiduje prezydent Trump. Maksymalna presja na Iran to amerykańska strategia. Tu błędne koło się zamyka.

Informacje o setkach zabitych są przerażające.

Poza ofiarami śmiertelnymi i rannymi wiele osób zostało aresztowanych. W tym zakresie również nie ma wiarygodnych szacunków. Zarzuty to, oczywiście, współpraca z obcym wywiadem i podżeganie do wrogich działań.

Teraz jest już spokojnie?

Na ulicach jest już spokojnie. Elity polityczne skupiają się na tym, aby obarczyć całkowitą winą za to, co się dzieje w Iranie wrogów tego kraju. Oczywiście, w tej retoryce jest trochę prawdy, bo działania Iranu w otoczeniu i postawa wobec panującego porządku regionalnego nie są na rękę jego przeciwnikom. 

Tymczasem na irańskiej ulicy widać zniechęcenie i odczuwa się niepewność jutra. Wiele osób mówi o tym, że chce wyjechać z kraju z powodu braku perspektyw – nawet do Armenii, Gruzji czy Bułgarii, a trzeba powiedzieć szczerze, że te kierunki emigracji wcześniej były dla statystycznego Irańczyka nie do pomyślenia.

Wobec trwania administracji amerykańskiej i irańskiej na dwu odległych biegunach światopoglądowych sporo mówi się, że możliwa jest tzw. mała wojna regionalna, która nieco oczyści napiętą sytuację. Może dojść do jakiegoś starcia Iranu z państwami bloku proamerykańskiego w regionie. Nie wydaje mi się jednak, że rozwiązanie siłowe byłoby dla kogokolwiek korzystne.

Tak więc impas w Iranie może trwać długo. W mojej ocenie sytuacja wygląda tak: władze nie mają zamiaru się zmieniać, opozycja nie jest znacząca, część - przedstawianych na Zachodzie, jako popularne - ugrupowań opozycji dla większości Irańczyków nie ma odpowiednich walorów, by stanowić alternatywę dla Islamskiej Rewolucji. Niektóre ugrupowania mają za sobą kontrowersyjną przeszłość. Stąd też, nawet jeśli rządy Republiki Islamskiej nie są rządami marzeń, w mojej ocenie pozostają jedyną realną drogą. Ponadto rządy islamskiej republiki, jako ideologia, która zrodziła się w Iranie i nie była inspirowana z zewnątrz, wciąż jeszcze mają rzesze zwolenników w tym kraju.

Z Jakubem Gajdą, iranistą, ekspertem Fundacji im. Kazimierza Pułaskiego, rozmawiała Agnieszka Marcela Kamińska, PolskieRadio24.pl 


 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 


Polecane

Wróć do strony głównej