Los rodzin ofiar Katynia. "Groby zesłańców kryje tajga, ci, którzy przetrwali, chcą dać świadectwo"

2021-04-12, 20:00

Los rodzin ofiar Katynia. "Groby zesłańców kryje tajga, ci, którzy przetrwali, chcą dać świadectwo"
Polski Cmentarz Wojenny w Katyniu. Foto: PAP/Wojciech Pacewicz

- Członkowie deportowanych rodzin, którym udało się przeżyć i przemieścić do nowej Polski, przez długie lata w PRL zmuszeni byli do milczenia o swoich doświadczeniach i losie bliskich – podkreśla dr Ewa Kowalska (Biuro Poszukiwań i Identyfikacji IPN), opowiadając o losie rodzin katyńskich, skazywanych w latach 40. na deportację w głąb Związku Radzieckiego. Wiele osób nigdy nie powróciło do ojczyzny.


Powiązany Artykuł

1200_Katyń_PAP.png
"W archiwum FSB są pewne dokumenty ws. Katynia, z których nie zdjęto klauzuli tajności"

Dr Ewa Kowalska z Biura Poszukiwań i Identyfikacji IPN zauważa, że poprzez deportacje bliskich ofiar katyńskich rozbijano grupę "nosicieli pamięci" o zbrodni, przenoszono ich w głąb Rosji. - Deportowani mieli pracować w osiedlach specjalnych przez dziesięć lub dwadzieścia lat. Okres ten był proporcjonalny do możliwości przeżycia w warunkach pracy i bytu w miejscach, do których zostali skierowani. Do swoich domów już nie mieli powrócić – zauważa.

Dr Ewa Kowalska podkreśla, że groby deportowanych rozsiane są po całej Rosji, jak mówią ich rodziny: "groby ich bliskich pokrywa step lub tajga, porastają chwasty i drzewa".

Jak zaznacza, Stalin chciał oczyścić okupowane terytoria z "niepewnych elementów" i jednocześnie wykorzystywał deportowanych w niewolniczej pracy w wielu instytucjach państwa.

Jak podkreśla, obecnie ci, którzy przetrwali, czują zobowiązanie, by dać świadectwo w imieniu tych, którzy nie są w stanie tego uczynić. - Rodziny katyńskie nierzadko podkreślają, że historia narodu polskiego jest częścią trudnych doświadczeń obywateli sowieckiej Rosji, represje wobec obywateli polskich są częścią historii narodów zamieszkujących obszar byłego Związku Sowieckiego. Dawanie świadectwa jest dla nich powinnością zarówno wobec bliskich pogrzebanych na tamtej ziemi, jak też przedstawicieli obywateli Rosji, którzy mówić tak głośno nie mogą – zauważa.

Powiązany Artykuł

katyń free cmentarz wojenny free 1200.jpg
Nikita Pietrow: Katyń to zbrodnia, ale wciąż nikt w Rosji nie nazywa Stalina i NKWD zbrodniarzami

Fale deportacji

Dr Kowalska zauważa, że ofiarami pierwszej fali deportacji jeszcze w lutym 1940 roku padli polscy osadnicy i leśnicy oraz ich rodziny. 

A w marcu po tzw. decyzji katyńskiej (5 marca) podjęto decyzję o deportacji rodzin jeńców. - 7 marca 1940 r., zgodnie z dyrektywą 892/B ludowego komisarza spraw wewnętrznych Ławrientija Berii, skierowaną do ludowych komisarzy USRS i BSRS, podjęto przygotowania do operacji wysiedleń rodzin osób przetrzymywanych w obozach specjalnych NKWD oraz więzieniach zachodnich obwodów Ukrainy i Białorusi. W celu sporządzenia list proskrypcyjnych rodzin, zastępca komisarza spraw wewnętrznych Wasilij Czernyszow delegował do obozów wysokiej rangi pracowników Zarządu Głównego ds. Jeńców Wojennych - wyjaśnia.

Na podstawie wypełnianych przez jeńców ankiet, kontroli adresów korespondencji, która była poddawana cenzurze oraz donosów agentów i przesłuchań uzupełniających, ustalono miejsca zamieszkania nie tylko żon i dzieci, ale też rodziców, braci i sióstr osób uwięzionych. Sporządzone spisy rodzin osób represjonowanych, stały się następnie podstawą do realizacji rozkazu przeprowadzenia w początkach kwietnia ich masowej deportacji, głównie na tereny Kazachstanu – zaznacza b. dyrektor Muzeum Katyńskiego. 

Część członków rodzin ofiar tzw. decyzji katyńskiej deportowano także w maju, czerwcu 1940 roku wraz z uchodźcami z Polski centralnej oraz w  czerwcu 1941 r., kiedy wywożono bliskich osób wcześniej aresztowanych członków "organizacji kontrrewolucyjnych" – dodaje.

Więcej o deportacjach, warunkach zsyłek, motywach i metodach działania władz sowieckich  - w treści wywiadu.

Powiązany Artykuł

pap_20210221_0VI (1).jpg
B. ambasador Polski w Moskwie: brak wyroku ws. Katynia ma ogromne znaczenie moralne. Jest zbrodnia, a nie ma kary

PolskieRadio24.pl:Zbrodnia katyńska dotyczy tysięcy polskich wojskowych, funkcjonariuszy, cywilów zgładzonych w wyniku decyzji Biura Politycznego KC WKP(b) z 5 marca 1940 roku. Czy możemy powiedzieć o jej szerszym wymiarze, w jaki sposób tzw. decyzja katyńska miała wpływ na los rodzin ofiar?

Dr Ewa Kowalska (Biuro Poszukiwań i Identyfikacji IPN): Polska, zaatakowana we wrześniu 1939 roku przez sąsiadujące z nią mocarstwa ze wschodu i zachodu, przez kolejne lata zmagała się z ich imperialnymi dążeniami do jej podporządkowania.

Dominację i respektowanie nowego porządku przez społeczeństwo podbitych terenów, miała zapewnić realizacja polityki unicestwienia wiodących warstw państwa polskiego.

W praktyce realizacja jej zamierzeń oznaczała likwidację wszelkich przejawów niezależnego bytu narodowego, religijnego i kulturowego, eliminację ośrodków i osób, które ją tworzyły lub były zdolne stworzyć.

W sowieckiej Rosji spośród wielu regulacji prawnych odnoszących się do podbitego obszaru II RP, do znaczących decyzji, które wpłynęły na los tysięcy polskich obywateli, należy zaliczyć uchwałę podjętą 2 marca 1940 r.:  "O ochronie granicy państwowej w zachodnich obwodach USSR i BSSR".

"Zapewnienie bezpieczeństwa państwa" determinowało wszelkie inne rozstrzygnięcia, w tym m.in. podpisanie 5 marca 1940 r. tzw. decyzji katyńskiej oraz rozkazu 7 marca 1940 r. dotyczącego losów rodzin osób uwięzionych.

Dla Stalina nie liczył się dramatyczny los obywateli Rzeczypospolitej Polskiej uznanych za "niepewnych", lecz likwidacja "przyczółku imperializmu", rozciągającego się wzdłuż zachodnich granic ZSRS.

Symbolem sowieckiej polityki represyjnej wobec obywateli II RP, w tym zbrodni bez kary, stał się Katyń.

Należy podkreślić, iż rozstrzelanie ponad 22 tys. obywateli polskich w wyniku decyzji 5 marca 1940 r. nie ograniczało się tylko do strat ludzkich, lecz miało głębsze konsekwencje.

Zamordowani, w ponad 60 procentach rezerwiści, stanowili grupę nazwaną przez Floriana Znanieckiego "duchowymi ojcami narodu".

Byli nauczycielami, lekarzami, prawnikami, dziennikarzami, duchownymi, pisarzami, poetami, sportowcami, politykami, pracownikami wyższych uczelni, naukowcami o światowej sławie, działaczami społecznymi, ziemianami, inżynierami, kupcami, przedstawicielami ponad 40 profesji. Nigdy nie wydrukowano wyników badań prowadzonych przez wielu z nich, nie wydano książek o rozmaitej tematyce, nie wprowadzono wielu innowacji w rozmaitych dziedzinach, dzieci i młodzież zostały pozbawione ojców i nauczycieli będących niekłamanymi autorytetami.

Związek między decyzją o zamordowaniu jeńców i więźniów (5 marca 1940 r.) oraz przeprowadzenie deportacji ich bliskich (7 marca 1940 r.) wydaje się bezsprzeczny. Decyzje te, których celem było pozbycie się z obszaru Kresów Wschodnich II RP "niepewnych elementów", miały się przyczynić do zapewnienia bezpieczeństwa nowych granic, respektowania sowieckich dążeń na zajętych terenach i zarazem miały gwarantować ukrycie przed światem represji zastosowanych wobec polskich patriotów – i zagłady elit II RP. Poprzez deportacje rozbijano grupę "nosicieli pamięci" o Ofiarach, skoncentrowaną na stosunkowo małym terenie i rozpraszano ją na dużej powierzchni sowieckiej Rosji. Deportowani mieli pracować w osiedlach specjalnych przez dziesięć lub dwadzieścia lat. Okres ten był proporcjonalny do możliwości przeżycia w warunkach pracy i bytu w miejscach, do których zostali skierowani. Do swoich domów już nie mieli powrócić. W ich poprzednich miejscach zamieszkania natychmiast była osiedlana ludność przychylna systemowi komunistycznemu.

Czytaj także

Kogo skazywano na deportacje? Kiedy masowe przemieszczenia rodzin Ofiar miały miejsc?

Jako pierwsze, już w lutym 1940 r. przymusowo zostały przesiedlone rodziny osadników i leśników.

Najprawdopodobniej zostali oni uznani za element szczególnie patriotyczny, mogący stanowić zaplecze dla ewentualnego ruchu oporu.

Osadnicy to bliscy znienawidzonych przez bolszewików bojowników o niepodległość Polski, którzy za przelaną krew zostali nagrodzeni ziemią na kresach. Leśnicy natomiast w tamtych czasach posiadali przeszkolenia strzeleckie i wojskowe. Pełnili trudną służbę, będąc zarazem strażnikami i znienawidzonymi przez bandy rabusiów policjantami leśnymi, do tego ratownikami i zarządcami lasów w jednej osobie.

Zostali oni przesiedleni do obwodów: kirowskiego, permskiego, wołogodzkiego, archangielskiego, iwanowskiego, jarosławskiego, nowosybirskiego, swierdłowskiego i omskiego oraz do republiki autonomicznej Komi, krajów Krasnojarskiego i Ałtajskiego.

Po dotarciu do miejsc przeznaczenia odbierano im dokumenty, podlegali zaostrzonej dyscyplinie pracy. Bez zgody komendanta nie mieli prawa poruszać się poza osiedlem i miejscem pracy. Byli własnością NKWD, który wykorzystywał ich w realizacji rozmaitych potrzeb gospodarki kraju.

7 marca 1940 r., zgodnie z dyrektywą 892/B ludowego komisarza spraw wewnętrznych Ławrientija Berii, skierowaną do ludowych komisarzy USRS i BSRS, podjęto przygotowania do operacji wysiedleń rodzin osób przetrzymywanych w obozach specjalnych NKWD oraz więzieniach zachodnich obwodów Ukrainy i Białorusi. W celu sporządzenia list proskrypcyjnych rodzin, zastępca komisarza spraw wewnętrznych Wasilij Czernyszow delegował do obozów wysokiej rangi pracowników Zarządu Głównego ds. Jeńców Wojennych.

Na podstawie wypełnianych przez jeńców ankiet, kontroli adresów korespondencji, która była poddawana cenzurze oraz donosów agentów i przesłuchań uzupełniających, ustalono miejsca zamieszkania nie tylko żon i dzieci, ale też rodziców, braci i sióstr osób uwięzionych.

Sporządzone spisy rodzin osób represjonowanych, stały się następnie podstawą do realizacji rozkazu przeprowadzenia w początkach kwietnia ich masowej deportacji, głównie na tereny Kazachstanu.

Rodziny, które z rozmaitych powodów uniknęły wywózki w kwietniu, zostały deportowane w głąb Rosji w dwóch następnych falach masowych wywózek w maju i czerwcu 1940 r. podczas deportacji uchodźców z Polski centralnej oraz czerwcu 1941 r., kiedy wywożono bliskich osób wcześniej aresztowanych członków "organizacji kontrrewolucyjnych".

W wyniku realizacji decyzji podjętych przez władze sowieckie na wiosnę 1940 r. naród polski pozbawiono warstwy przywódczej mogącej dążyć do odrodzenia polskiej państwowości. Przez deportacje rodzin osób zamordowanych i jednoczesne zasiedlenie opustoszałych obszarów sowieckimi obywatelami przeprowadzono zmianę struktury etnicznej Kresów Wschodnich, de facto dokonano depolonizacji wschodnich obszarów II RP.

Czemu służyły przymusowe przemieszczenia? Jaki był los deportowanych rodzin?

Przymusowe przemieszczenia setek tysięcy obywateli polskich w głąb sowieckiej Rosji były zarazem działaniem prewencyjnym, jak i posunięciem ekonomicznym.

Przez wywózkę obywateli polskich władze sowieckie oczyszczały zajęte polskie Kresy Wschodnie z niepewnych elementów i urzeczywistniały plan ich wykorzystania w niewolniczej pracy w wielu instytucjach państwa.

Trzeba zaznaczyć, że podjęte działania represyjne były dla wyspecjalizowanego aparatu policyjno – administracyjnego jedynie serią przedsięwzięć -  zmierzających do wykonania rozmaitych planów. Podczas ich sumowania następowała "biurokratyzacja śmierci".

Poprzez ilościowe raportowanie o zgonach, zostały one odarte z ludzkiego dramatu i niejako odczłowieczone. Opracowywane przez funkcjonariuszy rozmaite, statystyczne raporty zbrodni stawały się równie moralnie neutralne, jak wskaźnik strat w produkcji czy handlu. Odarcie z ludzkiego dramatu zestawień statystycznych sporządzanych przez władze sowieckie rozmaitych szczebli, jednak nie umniejsza, lecz potęguje grozę tego, co przeżyte przez obywateli polskich.

Dla skazanych wejście w obozową czy zesłańczą rzeczywistość, rozpoczynało się z zatrzaśnięciem drzwi wagonów kolejowych. Liczby zmarłych w wagonach zmierzających do różnych miejsc przeznaczenia nikt dotąd dokładnie nie ustalił. Opublikowane podsumowania, sporządzone na podstawie dokumentów sowieckich, można traktować jedynie jako wyjściowe, których wyniki mogą tylko wzrosnąć. W czasie drogi umierały zwłaszcza dzieci do lat czterech oraz osoby chore i w jesieni wieku. Ich zamarznięte ciała zostawiano na całej długości trasy eszelonów.

Od czasu przybycia do przymusowego miejsca pobytu głód, ból, lęk i śmierć, towarzyszyły wywiezionym do końca ich dni na "nieludzkiej ziemi". Represjonowani na miarę swoich sił i umiejętności starali się jak najszybciej zorientować w narzuconych im warunkach, skorzystać z doświadczeń wcześniej przybyłych i nabyć nowe umiejętności, związane z najbardziej prymitywną codziennością, opanować język otoczenia i reguły w nim panujące.

Problem dostosowania się do warunków w jakich przyszło im walczyć o przetrwanie, zmagań z całym szeregiem szoków np.: klimatycznym, kulturowym, bytowym - trudno uogólniać.

Przystosowanie wymagało niejako balansowania między nieustanną groźbą śmierci fizycznej, a groźbą śmierci osobowości, degradacji moralnej na skutek walki o przeżycie.

Nie ulega wątpliwości, że najłatwiej byłoby przedstawić tamtą, okrutną rzeczywistość w jednolitych, czarnych barwach. Należy jednak zauważyć, iż rzeczywistość "innego świata" była niezwykle zróżnicowana. Sprostanie jej wyzwaniom było zależne od miejsca represjonowania, środowiska, charakterów ludzi, którzy znajdowali się w danym miejscu, czasu przybycia i długości okresu represjonowania oraz indywidualnych predyspozycji do przetrwania

Pragnienie przeżycia nakazywało podjęcie maksymalnego wysiłku, poszukania sposobu na przetrwanie. Podołanie wymogom pracy ponad siły oznaczało śmieć z wycieńczenia. Trzeba więc było poszukać sposobu na takie jej wykonywanie, aby minimalizować wysiłek. Jak piszą ci, którzy przeżyli, czasem zdarzały się nawet chwile poczucia bliskości z innymi, ludzkie odruchy otoczenia, a nawet chwile podziwu dla sposobów radzenia sobie w trudnych sytuacjach przez miejscową ludność.

W rzeczywistości "innego świata" mało było gestów życzliwości od obcych oraz chwil radości. Tą zapamiętaną przez wszystkich była wiadomość o zmianie sytuacji na arenie międzynarodowej, w wyniku której rzesza polskich "wrogów Kraju Rad", stała się sojusznikami.

To dzięki układowi Sikorski - Majski, zawartemu 30 lipca 1941 r. niektórzy bliscy Ofiar zbrodni katyńskiej mogli opuścić tereny Rosji sowieckiej wraz z wojskiem polskim pod dowództwem gen. Władysława Andersa. Wielu z nich przemieszczając się z północy na południe, umierało jednak z wycieńczenia po drodze. Ci, których siły wyczerpały się np. na barżach (stateczkach rzecznych), byli grzebani podczas postojów na zmiennych i bezimiennych łachach rzeki Amu–darii.

Próbując oszacować liczebność deportowanych przemieszczających się jesienią 1941 r., można stwierdzić, iż migracje objęły ponad 100 tys. osób.

Szacunek ten otrzymamy po zsumowaniu zesłańców: ewakuowanych wraz z armią pod dowództwem gen. Andersa (według danych sowieckich 119865 osób) oraz osiedlonych przez władze sowieckie w południowych regionach Kirgiskiej, Uzbeckiej i Kazachskiej SRS (134500), a następnie po odjęciu nie mniej niż 61 tys. Polaków skierowanych tam w eszelonach w latach 1940 – 1941 i około 77 tys. zwolnionych z więzień i łagrów. Należy zauważyć, iż śmiertelność wśród ludności cywilnej, skupionej wokół jednostek, była znacznie wyższa niż wśród wojska. Niektóre źródła podają, że w krajach Azji Środkowej zmarło ponad 10 tys. osób

Czy zmarli na terenie Rosji obywatele II RP zostali godnie pochowani? Czy ich miejsca pochówku są upamiętnione?

Znane nam i upamiętnione są główne miejsca pochówku tych, którzy zmarli po włączeniu w szeregi polskiego wojska. Znacznie mniej posiadamy informacji o śmiertelności ludności cywilnej, która osiedlona na terenach południowych republik ZSRS, umierała w wyniku chorób, wycieńczenia organizmu i głodu.

Ci, którym nie udało się opuścić obszar sowieckiej Rosji wraz z armią sformowaną przez gen. Andersa, musieli czekać na możliwość powrotu do Ojczyzny szlakiem armii pod dowództwem Zygmunta Berlinga.

Do dzisiaj świadectwem ich losu na "nieludzkiej ziemi" są szczątki bliskich pozostawione w wielu miejscach przymusowego pobytu.  Większość śladów po ich mogiłach zmarłych obywateli II RP zatarł czas.

Co oznaczał powrót deportowanych do Ojczyzny?

Członkowie deportowanych rodzin, którym udało się przeżyć i przemieścić do nowej Polski, zmuszeni byli do milczenia o swoich doświadczeniach i losie bliskich. Zwłaszcza rodziny Ofiar zbrodni katyńskiej przez długie lata pozbawiano nie tylko możliwości głośnego wyznania prawdy, ale też musiały się godzić się na publiczne zakłamywanie losów swoich i bliskich. Niektórzy naznaczeni po powrocie zarówno cierpieniem wewnętrznym, jak i fizycznym na skutek tego, czego doświadczyli w głębi Rosji, odchodzili na zawsze. Nikt ich zgonu nie uwzględnił w buchalterii zbrodni rozciągniętej w czasie. Pamięć jednak nie dała się zgładzić.

Dzisiaj można już mówić o sztafecie pokoleń w przekazie prawdy. Obecnie świadectwo zesłańców stoi w opozycji do uwag wielu osób entuzjazmujących się Rosją, którym się wydaje, że ją znają. Jak mówią: "My wiemy, gdyż poznaliśmy zakazaną dla świata zewnętrznego rzeczywistość. Nie mamy wątpliwości, że nie mieliśmy przeżyć, aby świadczyć o prawdzie. Tylko na skutek zmian na arenie międzynarodowej udało się nam opuścić sowiecką Rosję. My wiemy i dajemy świadectwo prawdy nie tylko o losie swoim, ale też Polaków deportowanych w latach 1937-1938 oraz innych obywateli sowieckiej Rosji, którzy nie mieli tak wiele szczęścia jak my. Obecnie miejsca pochówku naszych bliskich pokrywa step lub tajga, porastają chwasty i drzewa".

Nierzadko podkreślają, że historia narodu polskiego jest częścią trudnych doświadczeń obywateli sowieckiej Rosji, represje wobec obywateli polskich są częścią historii narodów zamieszkujących obszar byłego Związku Sowieckiego.

Dawanie świadectwa jest dla nich powinnością zarówno wobec bliskich pogrzebanych na tamtej ziemi, jak też przedstawicieli obywateli sowieckiej Rosji, którzy mówić tak głośno nie mogą.

***


Zebrała Agnieszka Marcela Kamińska, PolskieRadio24.pl


iv>

Polecane

Wróć do strony głównej