Po zakupy tylko rano, poza tym nie wolno wyjść z domu. Nepal wprowadza najostrzejszy lockdown świata
Od piątku w dolinie Katmandu obowiązuje zakaz wychodzenia z domu, nawet na spacer, a sklepy spożywcze będą zamykane o godz. 9 rano. Najbiedniejszym, którzy stracili pracę, kończą się zapasy żywności, a władze mówią wprost: nie mamy innych narzędzi, brakuje szczepionek, lekarzy i sprzętu do walki z pandemią COVID-19.
2021-05-29, 10:02
W czwartek przed 7 rano ulice Tokha, północnej dzielnicy Katmandu, mimo trwającej już miesiąc kwarantanny wypełniały tłumy. - Mamy tylko czas do 9 rano, bo od piątku nawet sklepy spożywcze będą zamknięte! Mój Boże, trzeba się spieszyć - mówi 50-letnia Rupa Sharma, przyspieszając kroku.
Powiązany Artykuł
"Budzi szczególny niepokój". WHO zabrała głos ws. indyjskiego wariantu koronawirusa
Od końca kwietnia w dolinie Katmandu, gdzie mieszka 2,5 mln ludzi, obowiązywała łagodniejsza wersja lockdownu - sklepy spożywcze były otwarte do 10 rano i od 17 do 19 wieczorem. - Tak jakby koronawirus nie zarażał rano i przez dwie godziny po południu - opowiada ze śmiechem pani Sharma. - Potem wirus zaczął zarażać również wieczorem, więc zakupy można było robić już tylko do 10 rano. Teraz najwyraźniej wziął się za sklepy spożywcze - wylicza, dodając, że od piątku można będzie tylko do 9 rano kupić wyłącznie warzywa, nabiał oraz mięso.
"Absurdalne" przepisy władz Nepalu
- W warzywniaku był niesamowity tłum, człowiek na człowieku, trzeba się było rozpychać łokciami - dodaje sąsiadka Rupy, Mana Regmi. - To koszmar. Nie rozumiem logiki tych nowych przepisów - mówi rozkładając ręce. Szef dystryktu Katmandu Kali Prasad Parajuli powiedział w poniedziałek dziennikowi "The Kathmandu Post”, że nowe przepisy mają zmniejszyć tłumy na ulicach miasta w czasie drugiej fali koronawirusa.
Czytaj także:
- "SOS Indie". Polska Misja Medyczna wyśle do Indii koncentratory tlenu
- Poprawia się sytuacja w belgijskich szpitalach. Rząd zapowiada luzowanie obostrzeń
- WHO dopuszcza do użytku chińską szczepionkę przeciw COVID-19
- To absurd. Ograniczanie godzin zakupów i zamykanie sklepów spożywczych jako sposób na poradzenie sobie z wirusem jest czystym absurdem - ocenia dr Vivek Raunyar ze szpitala Grande w dzielnicy Tokha. - Przez te przepisy codziennie przez dwie godziny rano ludzie gromadzą się w sklepach, gdzie łatwo o zarażenie - dodaje.
REKLAMA
- Nigdy nie widziałam takich tłumów jak w czwartek w supermarkecie SalesBerry - mówi Magda Jungowska, której fundacja White Grain codziennie od kilku tygodni przekazuje pomoc materialną Nepalczykom w Katmandu. - Ludzie rzucili się do sklepów jak w USA w ubiegłym roku, gdy w sklepach były puste półki - opisuje panikę po ogłoszeniu zaostrzenia reguł lockdownu.
Powiązany Artykuł
W Indiach trwa dramatyczna walka z pandemią. WHO wysyła pomoc
"Nie mamy innych narzędzi"
Indyjski wariant wirusa obecny w Nepalu ma obecnie drugi najwyższy wskaźnik reprodukcji na świecie, a 35 proc. przeprowadzanych testów jest pozytywnych. W szpitalach brakuje łóżek, tlenu i lekarstw. - Nowe przepisy zakazują wychodzenia z domu na ranne i wieczorne spacery. Boję się o nasze zdrowie fizyczne i psychiczne - ocenia dr Raunyar, który wątpi w szkodliwość przebywania na świeżym powietrzu i zarażenie podczas spaceru. - Rzeczywiście zakaz wychodzenia z domu jest najostrzejszy na świecie podczas epidemii koronawirusa - przyznaje wysoki rangą urzędnik ministerstwa zdrowia. - Ale nie mamy innych narzędzi. Nie mamy szczepionek, sprzętu medycznego i brakuje lekarzy. Może w ten sposób zatrzymamy wirusa - zastanawia się.
opr. Johns Hopkins University
Trudna sytuacja Nepalczyków
- Po wprowadzeniu lockdownu z miejsca straciłam pracę - mówi Gita Nepali, która pracowała jako pomoc domowa w dzielnicy Tokha. - Nie mamy już pieniędzy na jedzenie. Naprawdę nie wiem, co mam zrobić - dodaje. 28-letnia kobieta opowiada jak w 2020 r. ogólnokrajowa kwarantanna trwała 4 miesiące i również nie można było wychodzić na ulice, a ona i wszyscy jej sąsiedzi stracili pracę. Pomoc nepalskich władz nie dotarła do rodziny Gity i musieli sobie radzić sami. - Ledwo spłaciłam długi, a teraz już znów od miesiąca mamy lockdown - dodaje.
REKLAMA
Czytaj także:
- KE proponuje złagodzenie restrykcji. Dotyczą one "nieistotnych" podróży do Unii
- Ponad 100 mln do wygrania. Tak Kanada zachęca ludzi do szczepień przeciw COVID-19
- W tamtym roku rozdawaliśmy 6 kg paczki z żywnością, które starczały na tydzień - tłumaczy Jimi Oostrum, Holender mieszkający w Katmandu od niemal dekady, podczas wirtualnego spotkania organizacji "Alians dla Nepalu”. - Ludzie byli tak osłabieni z głodu, że nie mogli unieść tych 6 kg paczek - mówi. Oostrum z grupą nepalskich wolontariuszy w 2020 r. dotarł z paczkami do 8 tys. rodzin, czyli przynajmniej 24 tys. osób. - Jeśli lockdown się przedłuży, znów będziemy w takiej sytuacji - dodaje.
W tym roku Holender połączył siły z Nicole Thakuri, która od 25 lat prowadzi szkołę w dzielnicy Tokha. Jimi i Nicole, którzy w ciągu ostatniego tygodnia zaopatrzyli 500 najbiedniejszych rodzin w północnym Katmandu, zastanawiają się, czy zmniejszać zawartość paczek. - Zgadzam się z tobą Jimi, w paczce powinna znaleźć się również herbata i mydło - mówi Thakuri. - To jeszcze nie moment, żeby je zmniejszać. Paczki żywnościowe powinny mieć w sobie coś ekstra. Odrobinę godności i człowieczeństwa - tłumaczy. - Może później będziemy musieli je zmniejszać - kończy.
mbl
REKLAMA