Groźna luka w regionie Bałtyku. Zasada 72 godzin. Czy ją znamy?
- Według badań tylko 40 procent ludzi w regionie jest świadomych zasady 72 godzin. A jeszcze mniej ją stosuje - mówi nam Vineta Polatside z Rady Państw Morza Bałtyckiego, specjalistka ds. obrony cywilnej. Apeluje: każdy z nas powinien zrobić sobie mentalny audyt, odzyskać sprawczość. Nie warto mówić: "My nic nie możemy zrobić". Trzeba myśleć, jak w razie potrzeby pomóc sobie i krajowi.
2025-11-12, 16:25
Czy dostrzegamy zagrożenia w regionie Morza Bałtyckiego?
Mija kolejny rok wojny Rosji przeciwko Ukrainie. Równolegle nasilają się agresywne działania Rosji przeciwko innym krajom: ataki dronów, akty sabotażu, cyberataki, dezinformacja. Wiele osób oczywiście to dostrzega. Czasem jednak można odnieść wrażenie, że im trudniejsza wydaje się sytuacja, tym więcej osób zamyka na to oczy i zatyka uszy. Czy tak jest?
Vineta Polatside jest starszą doradczynią w Radzie Państw Morza Bałtyckiego. Odpowiada za kwestie obrony cywilnej. Pytamy ją o tę sprawę. Vineta Polatside mówi portalowi PolskieRadio24.pl, że nasze pytanie o świadomość ludzi, o to, czy widzą zagrożenia, dotyka bardzo ważnej kwestii. - Oczywiście, ludzie muszą być świadomi zagrożeń. Jednak gdy mówimy im o tym przez cały czas, ludzie przestają słuchać. Stają się zmęczeni słuchaniem - zauważa. Dlatego, by budować świadomość zagrożeń, a przy tym i zdolność obrony, ludzi trzeba zaangażować w działanie na rzecz siebie samego i na rzecz swojej wspólnoty. Mówienie do nich – to stanowczo za mało.
- Co zatem robimy? Obecnie w regionie Morza Bałtyckiego staramy się wzmocnić szczególne podejście - podejście oddolne. Polega na tym, że dajemy obywatelom nie tylko możliwość bycia informowanym o zagrożeniach, ale także upoważniamy ich do działania. W relacji do rządu, władz lokalnych, powinni czuć się pomocnikami. Nie chcemy, by tylko czekali na pomoc jako bierni odbiorcy, ale by czuli sprawczość i mieli upoważnienie do podjęcia działania - wskazuje Vineta Polatside.
Jaka jest nasza definicja bezpieczeństwa?
Vineta Polatside mówi też o nowym rozumieniu bezpieczeństwa – społeczeństwo powinno poczuć, że to wspólna odpowiedzialność. Chodzi o to, by jeśli dojdzie do katastrofy czy wojny, ludzie nie mówili, że "nic z tym przecież nie mogą zrobić, zwykły człowiek nie może z czymś takim nic zrobić". Trzeba dać im upoważnienie do działania, reagowania i pomagania władzom. To jednak oznacza wypracowywanie ich umiejętności, rozwijanie ich wiedzy. A zatem trzeba organizować szkolenia.
Nowe podejście zakłada także nowego rodzaju zaangażowanie armii. Wcześniej, jak zauważa ekspertka, organy wojskowe i cywilne szkoliły się oddzielnie, armia nie angażowała się w instruktaż społeczeństwa obywatelskiego. A teraz to się zmienia. - Teraz narracja polega na zaangażowaniu społeczeństwa obywatelskiego, na zaangażowaniu obywateli jako wolontariuszy do wspólnego szkolenia. Ponieważ ci ludzie są częścią rozwiązania, częścią odpowiedzi na zagrożenia - mówi. Dlatego także cywilów trzeba szkolić tak, by mieli kontakt z armią.
Zasada 72 godzin. Czy ją znamy?
Trzeba też wprowadzać nowe konkretne nawyki. I tak według nowych wytycznych Unii Europejskiej, każdy z nas powinien być przygotowany na to, by przetrwać 72 godziny bez elektryczności, wody, jedzenia.
- 72 godziny to absolutne minimum, na które każdy powinien być przygotowany. Chodzi o to, by zadbać o siebie i pomagać innym - zauważa nasza rozmówczyni. Dodaje, że niestety wciąż jest z tym problem, bo badania pokazują, że tylko 40 procent ludzi jest świadomych konieczności bycia przygotowanym przez 72 godziny, a jeszcze mniej się do tego stosuje. Dotyczy to regionu Morza Bałtyckiego.
Według badań socjologicznych nieprzygotowanie na złą godzinę to globalna przypadłość. Raport "Zagrożenia światowe. Odporność w zmieniającym się świecie 2024" wskazuje, że cztery na dziesięć osób (43 procent) na całym świecie twierdzi, że nie może nic zrobić, aby się chronić w sytuacji katastrofy. Ich liczba zwiększyła się w 2023 roku o 7 procent w zestawieniu z 2021 rokiem. Poczucie bezradności na całym świecie wzrosło.
Ekspertka radzi, by zacząć wprowadzanie zmian od prostych rzeczy. – Zacznijmy od minimum. Niech to będzie na początek to 72-godzinne przygotowanie. Chodzi o to, abyśmy mogli zwiększyć odsetek osób przygotowanych do samowystarczalnego przetrwania przez 72 godziny z 40 do 90 procent – wskazuje ekspertka.
Kanały komunikacji, mapowanie zdolności, koordynacja
Doradczyni w Radzie Państw Morza Bałtyckiego zauważa, że gdy występuje ryzyko zagrożeń, szczególnie ważna jest komunikacja władz z obywatelami. I tu, jak dodaje, trzeba skorygować sposób myślenia po stronie władz. - Jeśli rządy chcą przygotować społeczeństwo do zagrożeń i chcą, by ludzie działali wtedy w sposób skoordynowany, muszą istnieć regularne kanały komunikacji. Nie chodzi tylko o to, by ludzie dostali jedną wiadomość, o tym, że właśnie dzieje się coś złego - tłumaczy.
Do tego, mówi, trzeba wypracować plan, dotyczący tego, w jaki sposób władze danego kraju będą koordynować zaangażowanie społeczeństwa, jeśli dojdzie do jakiegokolwiek kryzysu. A nie wszędzie takie plany przygotowano. - W Ukrainie, kiedy wybuchła wojna, każdy chciał pomóc i każdy robił, co mógł. I dlatego Rosja zapewne nie wygrała. Jednak to wszystko początkowo nie było skoordynowane, było dużo chaosu - ocenia.
Czy my tak naprawdę możemy ocenić, do czego się przygotowujemy? - To trudne pytanie. Gdybyśmy wiedzieli, co dokładnie nadchodzi, to sytuacja byłaby o wiele łatwiejsza - przyznaje nasza rozmówczyni. - Jesteśmy w pewnym sensie świadomi, że to może być wojna. Już teraz jesteśmy w stanie wojny hybrydowej. Ale nie możemy być tego pewni. Nie wiemy, co się będzie się działo. Najlepsze, co możemy zrobić, to po prostu przygotować się na różne ewentualności - odpowiada na to ekspertka.
Jak wskazuje nasz rozmówczyni, trzeba korzystać z tego, że w społeczeństwie jest bogactwo umiejętności i możliwości. - W tym celu można wcześniej prowadzić mapowanie, jakiego rodzaju umiejętności i zdolności mamy w danym kraju, na poziomie miasta, gminy, wsi. Ilu mamy lekarzy, ratowników, ekip poszukiwawczych, gdzie się znajdują - rekomenduje.
Ekspertka zaznacza, że w ostatnim czasie kraje basenu Morza Bałtyckiego kładą duży nacisk na ćwiczenia masowej ewakuacji. Ta może być konieczna nie tylko w przypadku ataku militarnego, ale także klęsk żywiołowych, burz, śnieżycy. Rada organizuje kilka tego rodzaju międzynarodowych szkoleń w krajach regionu Morza Bałtyckiego.
Przygotowania trzeba zacząć od siebie
Zapytaliśmy, jaki rodzaj przygotowań jest najważniejszy. - Każdy z nas musi zmienić sposób myślenia. Odporność na zagrożenia, przygotowanie na ich ewentualność, nie jest cudzą odpowiedzialnością. Minęły już czasy, kiedy mogliśmy polegać na tym, że rządy, policja czy wojsko będą nas chronić. Musimy zastanowić się, co ja mogę zrobić, aby uchronić siebie przez pierwszy tydzień, co mogę zrobić, aby wesprzeć mój kraj. Każdy z nas powinien robić sobie taki mentalny audyt - zaleca nam na koniec ekspertka.
Dodaje, że powinniśmy interesować się tym, co się dzieje na świecie i w kraju, trzeba myśleć, jakie płyną z tego wnioski i co można w związku z tym zrobić. - Zanim nie weźmiemy na siebie odpowiedzialności, nie będziemy słuchać żadnych kampanii uświadamiających. Nie będziemy czytać broszur. Po prostu nie skonsumujemy potrzebnej wiedzy, zanim nie zrozumiemy, że mamy tu do odegrania jakąś rolę - mówi nam ekspertka.
Czym zajmuje się Rada Państw Morza Bałtyckiego?
Pytamy także, jaką rolę odgrywa w tym działaniach na rzecz bezpieczeństwa Rada Państw Morza Bałtyckiego. - Jest organizacją międzyrządową, nie operacyjną. W razie kryzysu nie będzie nas w terenie. Nasza rola polega na łączeniu władz krajów i ich ekspertów na szczeblu rządowym. Współpracujemy także ze społeczeństwem obywatelskim, z naukowcami - wyjaśnia nasza rozmówczyni.
Rada jest, jak tłumaczy, łącznikiem między różnymi dyscyplinami i państwami, pozwala uczyć się od siebie nawzajem na dobrych przykładach i na błędach. Pomaga opracowywać rozwiązania i dobre praktyki dostosowane do lokalnych warunków. Robi to m.in. za pośrednictwem Sieci Ochrony Ludności (Civil Protecion Newtork)
Obecnie wśród priorytetów jest poprawa gotowości społeczeństwa na zagrożenia, polepszenie współpracy cywilno–wojskowej i ćwiczenia w zakresie masowej ewakuacji w regionie Morza Bałtyckiego.
***
Vineta Polatside jest starszą doradczynią ds. bezpieczeństwa przy urzędzie Dyrektora Generalnego Sekretariatu Rady Państw Morza Bałtyckiego. Sekretariat z siedzibą w Szwecji pełni rolę koordynatora prac rady. Polska sprawuje obecnie prezydencję w Radzie Państw Morza Bałtyckiego. Przejęła ją od Estonii w 1 lipca 2025 roku. 1 lipca 2026 roku tę funkcję obejmie kolejne państwo regionu.
Rada Państw Morza Bałtyckiego (ang Council of the Baltic Sea States, CBSS) została założona w 1992 r. przez ministrów spraw zagranicznych państw Morza Bałtyckiego w celu stabilizacji regionu i ożywienia współpracy po zimnej wojnie. Jest to organizacja międzyrządowa, tzw. IGO. Należy do niej obecnie 11 państw: Dania, Estonia, Finlandia, Niemcy, Islandia, Łotwa, Litwa, Norwegia, Polska i Szwecja, członkiem jest także Unia Europejska. Działalność Rady Państw Morza Bałtyckiego jest wspierana i koordynowana przez Sekretariat z siedzibą w Sztokholmie w Szwecji. Funkcję Dyrektora Generalnego Stałego Sekretariatu Rady Państw Morza Bałtyckiego pełni obecnie Gustav Lindström.
Czytaj także:
- Brutalny wyzysk Rosji w Arktyce i w Jakucji. "Moim językiem mówią cztery osoby. Ludzie nie mają tam nawet dróg, brak jedzenia"
- Polska albo Estonia kolejnym celem. Laureatka Nobla ostrzega
- NASZ WYWIAD. Putin chce, by nas zabolało. Pułkownik: każdy atak Rosji to lawina szkód
Rozmawiała Agnieszka Kamińska, PolskieRadio24.pl