Białystok: odesłali kobietę do innego szpitala by urodziła martwe dziecko
Prokuratura wyjaśnia działania jednej z klinik położniczych, która najpierw poinformowała ciężarną o śmierci dziecka, a potem kazała jej jechać do innej placówki by urodziła nieżywą dziewczynkę.
2014-02-12, 21:32
Posłuchaj
Kobieta skarżyła się, że nie czuje ruchów dziecka. Jak twierdzi, lekarze z prywatnego szpitala zignorowali jej dolegliwości. Przeprowadzili jedynie proste badanie, po którym uspokojoną odesłano do domu. Kiedy kilkanaście godzin później ponownie zgłosiła się do kliniki stwierdzono śmierć dziecka i kazano jechać do publicznego Szpitala Wojewódzkiego.
Na wniosek ojca poszkodowanej śledczy sprawdzają czy nie doszło do zaniedbań w klinice i czy personel nie przyczynił się w ten sposób do śmierci dziewczynki. Biegli mają też ocenić czy odesłanie kobiety w takim stanie do innego szpitala bez zapewnienia jej transportu medycznego nie naraziło jej na niebezpieczeństwo.
Szef kliniki - Krzysztof Arciszewski - odpiera zarzuty tłumacząc, że lekarze dochowali należytej staranności, a do nieporozumienia mogli się przyczynić towarzyszący kobiecie rodzice, którzy w pewnym momencie zachowywali się agresywnie. - Lekarz prowadzący nie miał szans, by odpowiednio zaopiekować się pacjentką, bo zabrali ją z gabinetu - wyjaśnia. Dodaje też, że nic nie zagrażało jej życiu i zdrowiu - dlatego zgodnie z procedurą, w tym przypadku nie wymagała ona transportu medycznego.
Potwierdza to wojewódzki konsultant do spraw położnictwa i ginekologii, profesor Maciej Kinalski. W jego opinii, karetka jest wskazana tylko w kilku ściśle określonych przypadkach.
REKLAMA
Śledztwo w tej sprawie prowadzone jest już od kilku miesięcy. Na razie nikt nie usłyszał zarzutów.
IAR/PR Białystok/iz
REKLAMA