Komorowski: ofiara polskich spadochroniarzy nie poszła na marne

Poświęcenie polskiej Pierwszej Samodzielnej Brygady Spadochronowej nie poszło na marne, Polska i Holandia znowu są razem w NATO i w UE - mówił w holenderskim Driel prezydent Bronisław Komorowski.

2014-09-20, 20:44

Komorowski: ofiara polskich spadochroniarzy nie poszła na marne

Posłuchaj

Bronisław Komorowski: poświęcenie polskich spadochroniarzy nie poszło na marne (IAR)
+
Dodaj do playlisty

W 70 rocznicę operacji Market Garden w miasteczku niedaleko Arnhem odbyły się uroczystości upamiętniające żołnierzy alianckich, którzy brali udział w tej akcji.

Prezydent Bronisław Komorowski, przemawiając na Polskim Placu, zaznaczył że nasi żołnierze, choć z dala od swojego kraju, walczyli na holenderskiej ziemi o wolność całego zachodniego świata.

Bronisław Komorowski zaznaczył, że brygada generała Sosabowskiego dołożyła cegiełkę także do odzyskanej po wielu latach polskiej wolności.

Zobacz serwis specjalny II wojna światowa >>>

REKLAMA

- To między innymi dzięki wysiłkowi spadochroniarzy generała Sosabowskiego możemy dziś współtworzyć Europę wolnych narodów - podkreślił.

Prezydent podziękował Holendrom za kultywowanie pamięci o polskich spadochroniarzach i o ich dowódcy. Szczególne wyrazy wdzięczności skierował do mieszkańców miasteczka.

W Driel było wiele polskich akcentów. Uroczystość odbyła się w asyście Wojska Polskiego, a chór śpiewał polskie piosenki. W miasteczku było wiele biało - czerwonych flag. Byli też weterani polskich sił zbrojnych walczących na Zachodzie.

Operacja Market Garden

Do bitwy doszło w trakcie rozpoczętej 17 września 1944 r. największej w II wojnie światowej operacji wojsk spadochronowych, o kryptonimie Market Garden.
Żołnierze gen. Stanisława Sosabowskiego wylądowali w Driel, wyzwalając miasto, 21 września 1944 r., w piątym dniu desantu w ramach tej wielkiej alianckiej operacji w okolicach miasta Arnhem. Operacja w zamyśle jej projektodawcy, marszałka Bernarda Montgomery'ego, zakładała przechwycenie przepraw przez Mozę i odnogi dolnego Renu i wtargnięcie aliantów do Zagłębia Ruhry, co mogłoby znacznie przyspieszyć koniec wojny.
Zadaniem Polaków było wsparcie broniących się na drugim brzegu Renu Brytyjczyków z 1. Dywizji Powietrznej. Cała operacja zakończyła się fiaskiem; desantowana pod Arnhem brytyjska dywizja nie zdołała opanować kluczowego mostu na Renie i została unicestwiona. W wyniku niemieckiego ostrzału straty po stronie aliantów były ogromne: z ponad 10 tys. brytyjskich spadochroniarzy ocalało jedynie 2800 - reszta zginęła lub dostała się do niewoli. Pozostali wycofali się w nocy z 25 na 26 września na lewy brzeg rzeki pod osłoną brygady polskiej. Niemiecka obrona w tym rejonie znacznie okrzepła. Generał Frederick "Boy" Browning, dowódca brytyjskiego I Korpusu Powietrzno-Desantowego, z chłodnym cynizmem podsumował porażkę: "poszliśmy o jeden most za daleko".
Straty polskiej brygady wyniosły 378 poległych, rannych i zaginionych.
Najwyżsi dowódcy alianccy, nie chcąc wziąć na siebie odpowiedzialności za porażkę, zrzucili winę na gen. Stanisława Sosabowskiego, zapominając o formułowanych przezeń przed bitwą zastrzeżeniach, zarzucali mu nieudolność i niechęć do współpracy na polu walki. Generał wkrótce pozbawiony został dowodzenia stworzoną przez siebie jednostką - przeniesiony został przez Brytyjczyków na funkcję inspektora jednostek etapowych i wartowniczych.
Dokumenty historyczne wykazały jednak, że to nie Polacy ponosili winę za złe zaplanowanie operacji. Polską brygadę przerzucono w rejon walk dopiero 21 i 24 września - czyli zdecydowanie za późno. Po wojnie gen. Sosabowski pozostał na emigracji. Mimo że służył pod brytyjskimi rozkazami, nie przyznano mu należnej wojskowej emerytury. Musiał pracować jako skromny magazynier. Zmarł w niedostatku w 1967 roku. Jego prochy spoczęły na Cmentarzu Wojskowym na warszawskich Powązkach.

REKLAMA

Zobacz galerię: dzień na zdjęciach >>>

IAR/PAP, to

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej