Szefowa unijnej dyplomacji wątpi w skuteczność sankcji wobec Rosji
- Faktem jest, że sankcje wpływają na rosyjską gospodarkę i że rosyjskie kierownictwo oraz jego otoczenie odczuwają ich skutki. Nie znamy jednak odpowiedzi na pytanie, czy Moskwa zmieni z tego powodu swoją politykę - mówi szefowa unijnej dyplomacji Federica Mogherini, w wywiadzie dla "Sueddeutsche Zeitung".
2014-11-04, 07:04
Zdaniem szefowej unijnej dyplomacji niedzielne wybory, jakie na wschodzie Ukrainy zostały zorganizowane przez prorosyjskich separatystów mogą zaprzepaścić proces pokojowy w tym regionie. - Musimy policzyć nie do tysiąca, ale do stu tysięcy, zanim uznamy proces miński za fiasko - zastrzegła.
Federica Mogherini powtórzyła, że głosowanie było nielegalne i nie zostanie uznane.
Zadeklarowała zarazem, że w relacjach z Moskwą - nawet w sytuacjach, które można jednoznacznie interpretować jako eskalację - jest gotowa "chwytać się wszystkich możliwych sposobów dyplomatycznych".
KRYZYS NA UKRAINIE - serwis specjalny >>>
Jak zaznaczyła, Moskwa reagując na wybory we wschodniej Ukrainie Moskwa nie posłużyła się formułą "uznanie" lecz oświadczyła jedynie, że "respektuje" ich wynik. - To stwarza nam pewne pole manewru - oceniła. Podkreśliła, że w języku dyplomacji pomiędzy pojęciem "uznać" a "respektować" jest bardzo duża różnica.
Jej zdaniem zanim zostanie odrzucony proces polityczny, który stworzył pewne nadzieje, trzeba zastanowić się dwa, a nawet trzy razy. Jak zaznaczyła, należy stworzyć "odpowiednie ramy" aby ustalenia z Mińska przyniosły rezultaty. To leży w interesie tak Ukraińców, jak i Rosjan, a także UE. - Nie można zaprzeczyć, że dziś jest to jeszcze trudniejsze niż dwa dni temu - przyznała szefowa unijnej dyplomacji.
Mogherini oceniła pozytywnie "centralną rolę" odgrywaną w polityce europejskiej przez Niemcy. Zastrzegła jednak, że nie oznacza to, iż pozostałe 27 państwa UE są mniej ważne. Jej zdaniem Bruksela powinna być "kraterem, do którego wpływa strumień utworzony z narodowych pomysłów".
PAP/asop
REKLAMA
REKLAMA