Dymisja ministra zwanego "Czarusiem"
Koledzy z PO mówią o nim "Czaruś". "Pani poseł, bardzo do twarzy pani w tej sukience", "Kolego, świetne wystąpienie" - tymi słowami często witał polityków. W środę wieczorem Cezary Grabarczyk podał się do dymisji z funkcji ministra sprawiedliwości.
2015-04-30, 11:09
- Nigdy nie mogłem wyjść z podziwu. Ma niezrozumiałą dla mnie zdolność prowadzenia rozmów o wszystkim i o niczym, godzinami gadania pitu-pitu - tak zdymisjonowanego ministra opisywał w książce "Kulisy Platformy" były polityk PO Janusz Palikot. - Nieprawdopodobny mandaryn! Odkąd pamiętam, zawsze chodził po klubie, po Sejmie od człowieka do człowieka. I tak dzierga te swoje wpływy - dodał.
Jeden z liderów "spółdzielni"
PAP przedstawiając sylwetkę Grabarczyka przypomina, że ten łódzki poseł PO stoi na czele jednej z partyjnych frakcji, zwanych "spółdzielnią", skupiającą szefów regionów. To właśnie "spółdzielnią", jak donosiły media, posłużył się Donald Tusk, by zmarginalizować frakcję Grzegorza Schetyny. Jednak wybory 2011 roku osłabiły pozycję Grabarczyka, bo w Łodzi uzyskał gorszy wynik niż jego lokalny rywal Krzysztof Kwiatkowski. Odtąd za liderów "spółdzielni" uchodzą Andrzej Biernat i Ireneusz Raś. Według niektórych opinii Grabarczyk, który na początku tej kadencji został wicemarszałkiem Sejmu wykorzystał ten czas na budowanie swej pozycji w partii.
Stanowisko w Sejmie dostał niejako na otarcie łez. Od dawna było bowiem wiadomo, że ma ambicję kierowania resortem sprawiedliwości. Gdy jednak Donald Tusk tworzył swój pierwszy gabinet tekę ministra powierzył Zbigniewowi Ćwiąkalskiemu. Po jego dymisji resort objął Andrzej Czuma, a następnie Krzysztof Kwiatkowski.
Kwiaty od koleżanek
Grabarczyk objął w pierwszym gabinecie Tuska resort infrastruktury. Za zadanie premier wyznaczył mu nadgonienie opóźnień w budowie autostrad. Było to ważne zwłaszcza ze względu na zbliżające się Euro 2012. Opozycja nie zostawiała na jego rządach suchej nitki. Na początku 2011 roku SLD złożył wniosek o udzielenie mu wotum nieufności w związku z chaosem na kolei, który był spowodowany wprowadzeniem nowego rozkładu jazdy. Próba odwołania go z funkcji nie udała się. Po wygranym głosowaniu Grabarczyk dostał bukiet kwiatów od koleżanek partyjnych. Zostało to bardzo źle odebrane - jako prztyczek w nos, dany pasażerom pociągów. Nawet premier Tusk przyznawał później, że te kwiaty były błędem.
REKLAMA
Ewa Kopacz: to człowiek, który kocha ludzi
Marzenia o kierowaniu ministerstwem sprawiedliwości ziściły się dopiero, gdy Tuska zastąpiła Ewa Kopacz. Premier informując, że o powierzeniu Grabarczykowi nowej funkcji podkreślała, że to jej "najbliższy współpracownik od trzech lat, wielki przyjaciel, ale też człowiek, o którym mogłabym powiedzieć, że kocha ludzi, jest przyzwoity i ponad wszystko stawia prawo".
Grabarczyk podał się do dymisji po tym, jak media ujawniły, że może być zamieszany w aferę związaną z pozwoleniem na broń. Polityk jest w gronie kilkunastu osób, które w 2012 roku miały otrzymać takie pozwolenie z obejściem przepisów.
PAP/asop
REKLAMA