Korupcja w Sądzie Najwyższym? Sprawa częściowo umorzona
Gdańska prokuratura apelacyjna umorzyła w znacznej części tajne śledztwo ws. rzekomej korupcji w wymiarze sprawiedliwości i powoływania się na wpływy m.in. w Sądzie Najwyższym. Śledczy uznali, że nie można wykorzystać procesowo materiałów zebranych przez CBA.
2015-06-24, 10:10
Rzecznik prasowy gdańskiej prokuratury Mariusz Marciniak poinformował, że śledczy 15 czerwca br. zakończyli umorzeniem postępowanie w zasadniczej jego części (do zbadania pozostało kilka pobocznych wątków). Umorzenie czterech związanych z korupcją i powoływaniem się na wpływy czynów, które badano, nastąpiło z powodu "braku danych dostatecznie uzasadniających podejrzenie popełnienia czynu zabronionego" lub "wobec stwierdzenia, iż dana osoba nie popełniła przestępstwa".
Prokurator dodał, że w ramach śledztwa przesłuchano m.in. osoby, które - na różnych etapach postępowania sądowego - zajmowały się sprawą cywilną toczącą się przed Sądem Okręgowym we Wrocławiu (to przy okazji tej sprawy miało dojść do korupcji i powoływania się na wpływy), a także uczestników tego postępowania i osoby postronne. - Przesłuchania te nie dostarczyły jednak dowodów zaistnienia przestępstw - mówił Marciniak. Zaznaczył, że także analiza innych dowodów, w tym dokumentów sądowych, "nie dostarczyła przesłanek do uznania, że doszło do popełnienia przestępstw".
Marciniak przypomniał, że najobszerniejszą część materiału dowodowego w sprawie stanowiły materiały niejawne, w tym materiały uzyskane przez CBA w ramach czynności operacyjno-rozpoznawczych. Prokurator wyjaśnił, że "kompleksowa ocena możliwości wykorzystania niejawnego materiału dowodowego doprowadziła do wniosku, że w świetle obowiązujących obecnie procedur, jak i ugruntowanego już orzecznictwa, nie było możliwe procesowe wykorzystanie wszystkich zebranych dowodów o charakterze niejawnym".
Powołując się na tajny charakter materiału dowodowego zebranego przez CBA, Marciniak odmówił sprecyzowania powodu, dla którego śledczy nie mogą z niego skorzystać.
REKLAMA
Gdańscy śledczy (w przeciwieństwie do prokuratorów z Krakowa, którzy wcześniej zajmowali się tą sprawą) uznali, że CBA nie złamało prawa przeprowadzając czynności operacyjne.
Tajne śledztwo
Tajne postępowanie w tej sprawie wszczęła w październiku 2009 r. Prokuratura Apelacyjna w Krakowie. Podstawą do wszczęcia śledztwa było złożone przez CBA zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa poparte materiałami zdobytymi przez Biuro podczas działań operacyjnych. Wskazywały one na to, że na przełomie 2008 i 2009 r., w związku z pewnym postępowaniem cywilnym (prowadzonym przez Sąd Okręgowy we Wrocławiu) doszło do korupcji i powoływania się na wpływy w Sądzie Apelacyjnym we Wrocławiu i Sądzie Najwyższym.
Krakowska prokuratura apelacyjna umorzyła śledztwo w 2012 r. informując, że w jego toku "nie zgromadzono materiałów uzasadniających podnoszenie zarzutów popełnienia przestępstw korupcyjnych wobec sędziów Sądu Najwyższego". Prokuratorzy doszli też do wniosku, że CBA zgromadziło materiały operacyjne bez podstawy prawnej i wbrew przepisom, a ówczesny szef Biura Mariusz Kamiński wyłudził zgodę na stosowanie podsłuchu na podstawie faktów niezgodnych z rzeczywistością. Kilka miesięcy później Prokuratura Generalna po analizie akt śledztwa uznała, że decyzja o umorzeniu była przedwczesna; sprawa została podjęta na nowo i przekazana do dalszego prowadzenia do Gdańska.
O rzekomej korupcji w wymiarze sprawiedliwości pisała "Gazeta Polska". W październiku 2012 r. w publikacji pt. "Seremet chroni kolegów przed prokuraturą" napisała, że "jedną z kluczowych postaci tej afery jest sędzia SN (...), dobry znajomy prokuratora generalnego Andrzeja Seremeta". Gazeta podała nazwiska sędziów, którzy - według niej - byli przedmiotem operacji specjalnej CBA o kryptonimie "Alfa" i szczegóły sprawy. Z sędziami SN miał się kontaktować b. sędzia NSA i b. członek Krajowej Rady Sądownictwa. Pisano, że jeden z sędziów SN miał pomóc rozpracowywanemu przez CBA pośrednikowi w napisaniu pisma procesowego do SN, które inny sędzia SN - po kontakcie z tym pośrednikiem - przyjął potem do rozpoznania przez SN.
REKLAMA
Po publikacji zainteresowani sędziowie SN złożyli oświadczenia zaprzeczające zarzutom opisanym w "GP". I prezes SN Stanisław Dąbrowski (zmarły w styczniu ub.r.) oraz szef i sędziowie Izby Cywilnej SN wyrazili wówczas "oburzenie oraz zdecydowany protest przeciwko bezpodstawnemu pomawianiu" sędziów SN o działania korupcyjne i zachowania niezgodne z etyką sędziowską. Oświadczyli, że "zawarte w doniesieniach prasowych spekulacje, pełne sprzeczności i niedomówień, nieprawdziwe i niemające pokrycia w faktach, w sposób niedopuszczalny podważają autorytet sędziów i zaufanie do najwyższego organu wymiaru sprawiedliwości w Polsce".
mr, PAP
REKLAMA