Nigerii zagraża nie tylko Boko Haram. Czy dojdzie do konfliktu o ropę w delcie Nigru? (analiza)

Nie tylko dżihadyści z Boko Haram z pustynnej północy Nigerii wzniecają wojnę, zagrażającą bezpieczeństwu nigeryjskiego państwa. Wojną grożą też partyzanci z roponośnej delty Nigru oraz zwolennicy ponownej secesji Biafry.

2015-12-15, 11:36

Nigerii zagraża nie tylko Boko Haram. Czy dojdzie do konfliktu o ropę w delcie Nigru? (analiza)
Zdjęcie ilustracyjne. Foto: Keith Bacongco/Flickr

Biafra - położona w południowo-wschodniej Nigerii ojczyzna ponad 30 mln Ibów, jednego z najliczniejszych nigeryjskich ludów - już raz próbowała oderwać się od reszty kraju. Uznając, że rządzący Nigerią muzułmanie z północy, a także Jorubowie z zachodu traktują ich jak obywateli drugiej kategorii i okradają z ropy naftowej z leżących na ich ziemiach złóż, Ibowie w 1967 roku ogłosili niepodległość ich własnego państwa, Biafry.

Bunt zakończył się trzyletnią wojną domową i spowodował ponad milion ofiar. Rebelia została stłumiona, a władze Nigerii, by nie dopuścić do jej powtórki, podzieliły Biafrę i cały kraj na trzy tuziny pomniejszych stanów. Z krainy Ibów odłączono przede wszystkim deltę Nigru. Za dzisiejszą Biafrę uważa się pięć zamieszkanych przez Ibów stanów na południowym wschodzie Nigerii, odciętych zarówno od Zatoki Gwinejskiej, jak i granicy z Kamerunem. Są to ziemie rolnicze, przeludnione i biedne, pozbawione złóż ropy naftowej. Rozbicie administracyjne Biafry dla części nacjonalistów Ibów było tylko kolejnym dowodem niesprawiedliwości, jakie spotykają ich w Nigerii.

Krwawa pacyfikacja Biafry zniechęciła Ibów do kolejnych buntów, ale poczucie krzywdy i żywa wciąż pamięć o biafrańskiej hekatombie nieufnie nastawiła ich do kolejnych rządów. Ibowie narzekali, że władze wydzielają im z budżetu za mało pieniędzy, że ich stany są celowo zaniedbywane, a oni sami pomijani przy podziale rządowych stanowisk. Narzekania płynęły głównie z diaspory Ibów (w obawie przed prześladowaniami za granicę uciekło wielu Ibów związanych z secesją Biafry), ale po 1999 roku, kiedy generałowie zostali odsunięci od władzy w Abudży, pierwsze polityczne ugrupowania odwołujące się do biafrańskiego nacjonalizmu pojawiły się także w samej Nigerii. Te lokalne wyrzekały się przemocy i domagały przyznania Ibom prawa do niepodległościowego plebiscytu. Ibowie z diaspory nierzadko nawoływali do nowej wojny secesyjnej.

Wzywał do niej zwłaszcza Nnamdi Kanu, dyrektor nadającego z Londynu Radio Biafra i przywódca ruchu Rdzenna Ludność Biafry (IPOB). Radio Biafra nasiliło swoją działalność zwłaszcza wiosną, po wyborach prezydenckich, w wyniku których stracił władzę Goodluck Jonathan, pierwszy szef nigeryjskiego państwa wywodzący się z delty Nigru i szeroko rozumianej Biafry; region dawnej Biafry był jedynym, w którym Jonathan wygrał w głosowaniu.

REKLAMA

Zastąpił go kolejny muzułmanin z północy, a w dodatku były generał Muhammadu Buhari, który jako młody oficer walczył przeciwko Ibom w wojnie biafrańskiej, a w latach 1981-1983 rządził Nigerią jako wojskowy dyktator. Od lata br. Buhari bezskutecznie próbuje zagłuszać audycje Radia Biafra i oskarża dyrektora rozgłośni o podżeganie do wojny domowej, zwłaszcza od jesieni, gdy na Światowym Kongresie Ibów w Los Angeles Kanu wezwał przywódców diaspory w USA do zbierania pieniędzy na zakupy broni na nową wojnę biafrańską. Kiedy więc w październiku Kanu przyjechał do Nigerii, został aresztowany i oskarżony o działalność wywrotową.

Źródło: CNN Newsource/x-news

Wieść o jego zatrzymaniu wywołała wciąż trwające wielotysięczne uliczne demonstracje Ibów i rozruchy. Demonstranci domagają się nie tylko uwolnienia Kanu, ale także zgody władz na plebiscyt niepodległościowy w Biafrze i wyznaczenie jego terminu. Na początku grudnia w Onitshy w ulicznych starciach zginęło dwóch policjantów i ośmiu demonstrantów.

Władze Nigerii zapowiedziały, że nikomu nie pozwolą rozbijać jedności państwa, ale jednocześnie przedstawiciele rządu przyznają, że Ibowie mają powody do narzekania. Sam Buhari milczy. Ma do wyboru wyłącznie trudne rozwiązania. Jeśli pośle wojsko przeciwko demonstrantom w Biafrze, może doprowadzić do zaognienia sytuacji. Jeśli wojska nie wyśle, inni mogą to uznać za przejaw słabości prezydenta. Buhari toczy już wojnę przeciwko dżihadystom z Boko Haram, a wojsko nie radzi sobie z partyzantami. Wojnie na kilka frontom nie podoła.

REKLAMA

A wojna zagraża nie tyle Biafrze, co delcie Nigru. W grudniu wygasa rozejm, jaki władze Nigerii zawarły sześć lat temu z tamtejszymi rebeliantami, którzy zaczęli niszczyć rurociągi uważając, że Abudża okrada deltę z petrodolarów. W rezultacie działań rebeliantów wydobycie ropy naftowej, w zasadzie jedynego źródła dochodów Nigerii, spadło o ponad połowę. Pokój z rebeliantami zawarł ówczesny wiceprezydent Goodluck Jonathan, sam pochodzący z delty. W imieniu rządu obiecał, że za złożenie broni każdy partyzant będzie otrzymywał co miesiąc 500 dolarów, a partyzanckim komendantom władze zapewnią kontrakty z rządowymi firmami i naftowymi koncernami. Z hojnie opłacanej amnestii skorzystało ok. 30 tys. partyzantów, a utrzymanie pokoju kosztuje nigeryjskie państwo ok. 500 mln dolarów rocznie.

FILM: nigeryjska armia odbiła ponad 333 jeńców porwanych i przetrzymywanych przez islamistyczne z ugrupowanie Boko Haram. Wśród uwolnionych jest 138 kobiet i 192 dzieci. W trakcie akcji nigeryjscy żołnierze zabili 30 bojowników Boko Haram. Przejęli też ich skład broni i amunicji.

CNN Newsource/x-news

Lukratywna dla rebeliantów umowa rozejmowa (dzięki pracy dla zagranicznych nafciarzy, dawnych wrogów, wielu byłych komendantów partyzanckich dorobiło się majątków i domów z basenami) kończyła się już w zeszłym roku, ale Jonathan, już jako prezydent, przedłużył ją o kolejny rok.

REKLAMA

Wiosną, gdy Jonathan ubiegał się o reelekcję, wdzięczni mu komendanci z delty straszyli nową wojną, jeśli ich rodak przegra wybory. Rzecznik Buhariego zapowiada, że prezydent chce przedłużyć rozejm z partyzantami z delty, ale nie mówi, czy rząd nie będzie chciał przy okazji wytargować niższej stawki za pokój. Korupcja poprzednich władz i niskie ceny ropy naftowej na światowych rynkach sprawiły, że nigeryjski skarbiec jest pusty. Buhari wie jednak, że pieniędzy będzie miał jeszcze mniej, jeśli rebelianci z delty zamiast jak dotąd chronić rurociągi znów zaczną je dziurawić i kraść z nich ropę. Jedyną dla niego pociechą jest to, że rebelianci z delty nie chcą mieć nic wspólnego z buntownikami z sąsiedniej Biafry.

Wojciech Jagielski (PAP)/pp

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej