Prawybory w USA: o krok od wielkiej kumulacji, czyli Super Wtorek (analiza)
Amerykańskie prawybory prezydenckie raptownie przyspieszają. Rywale zmierzyli się już kilka razy, ale tylko w pojedynczych stanach. 1 marca poddadzą się weryfikacji wyborców naraz aż w kilkunastu częściach kraju. To największa kumulacja głosowań w całym sezonie prawyborów.
2016-03-01, 10:10
Posłuchaj
Stopień trudności gwałtownie wzrasta w rywalizacji pretendentów do nominacji dwóch partii (Republikańskiej i Demokratycznej), których uzyskanie otwiera drzwi do walki o fotel przywódcy światowego supermocarstwa. Tym razem muszą oni zabiegać o poparcie dużo szerszej i bardziej zróżnicowanej próby elektoratu niż do tej pory. Właśnie w tym celu wymyślono Super Wtorek.
Zrobili to Demokraci w latach 80. ubiegłego wieku. Niepokoiło ich, że aspiranci do nominacji prezydenckiej przesadnie dopasowywali swój program wyborczy do poszczególnych stanów. Chcąc się przypodobać wyborcom w konkretnej części USA kandydaci zaniedbywali przekaz ogólnokrajowy. Super Wtorek miał położyć kres takiej kampanii à la carte.
Republikanie szybko poszli śladem Partii Demokratycznej i również skumulowali swoje prawyborcze głosowania.
W ten sposób kampanię wybiórczą zastąpiła kampania wyborcza z prawdziwego zdarzenia. Bo prawybory w Stanach Zjednoczonych to nie zabawa, czy spektakl medialny, lecz fundament amerykańskiej demokracji. Organizuje się je po to, by wyborcy nie byli skazani na głosowanie na kandydatów, których wysunęły partyjne elity, lecz sami decydowali, kto w ogóle może wystartować w wyścigu do prezydentury.
REKLAMA
Etap prawdy
Zgrupowanie w jednym dniu całego szeregu prawyborów stało się kluczowym testem tzw. wybieralności kandydatów. Ktoś, kto dobrze wypadnie w głosowaniach w Super Wtorek, rokuje szanse na zwycięstwo we właściwych wyborach, które odbędą się w listopadzie.
Tym bardziej, że jest to generalny sprawdzian nie tylko dla samego kandydata, ale i dla jego sztabu oraz całego zaplecza. Super Wtorek bezwzględnie obnaża wszelkie niedostatki machiny wyborczej poszczególnych aspirantów do prezydentury – te, które wcześniej mogły ujść płazem, zostały niezauważone bądź umiejętnie zamaskowane podczas kampanii toczonej na mniejszą skalę.
Walka o przywództwo w Stanach Zjednoczonych przypomina wieloetapowy wyścig kolarski. Żeby się liczyć w walce o zwycięstwo, trzeba być w świetnej formie wiele razy z rzędu, mieć żelazną kondycję i dyscyplinę. Kraksa grozi na dosłownie każdym zakręcie.
REKLAMA
Zaś prawybory w Super Wtorek są niczym najtrudniejszy, górski „etap prawdy”. Dają wielką szansę faworytom na ucieczkę przed peletonem słabszych rywali.
Najlepiej obrazują to liczby. Republikańscy pretendenci walczą w Super Wtorek o głosy 595 delegatów, podczas gdy do nominacji na kandydata tej partii, który wystartuje w listopadowych wyborach prezydenckich potrzeba 1,237 głosów elektorskich. U Demokratów do wzięcia są głosy 865 delegatów, a do nominacji wystarcza nieco ponad dwa razy więcej, czyli 2 383.
Test dla „samotnych wilków”
Mechanizm wyborczy w USA polega na tym, że delegaci na lipcowe konwencje wyborcze poszczególnych partii nominują kandydatów na prezydenta na podstawie rozstrzygnięć, które zapadły w prawyborach.
REKLAMA
Po wtorkowych prawyborach nie poznamy zatem jeszcze kto jest kandydatem danej partii, ale dowiemy się, którzy pretendenci zostaną faworytami do tej roli. W tym roku najbardziej frapujące pytanie brzmi: jak wypadną aspiranci spoza głównego nurtu partyjnej socjety, czyli Donald Trump w obozie Republikanów i Bernie Sanders po stronie Demokratów. Obaj to „samotne wilki”, walczące o przywództwo w stadach wbrew woli dotychczasowej hierarchii watah.
Sanders dopiero od końca ubiegłego roku określił się jako Demokrata, a wcześniej przez lata był niezależnym kongresmenem i senatorem, jedynie stowarzyszonym z Partią Demokratyczną. Jest antytezą plutokraty Trumpa. Rozpoczynając swoją kampanię Sanders oświadczył: „nie wierzę, że mężczyźni i kobiety, którzy obronili amerykańską demokrację, walczyli o to, by miliarderzy władali procesem politycznym”. Przez część mediów Sanders jest określany jako socjalista.
Trump z Biblią
Szanse Trumpa wydają się rozkręcać wraz z tempem prawyborów. Przed wtorkowym rozstrzygnięciem sondaże pokazują, że jest faworytem w prawie wszystkich stanach, poza Teksasem, gdzie prym wiedzie Ted Cruz, dla którego są to rodzinne strony.
REKLAMA
Zwycięzca nie bierze wszystkich super wtorkowych głosów elektorskich. Przypadają one pretendentom wedle podziału proporcjonalnego. A zatem główni rywale Trumpa, czyli i Cruz, i Marco Rubio - nawet w wypadku wygranej miliardera w większości stanów - mogą nadal zachować szanse na nominację republikańską. Np. w Teksasie jest do zdobycia aż 155 głosów elektorskich, czyli więcej, niż w razem wziętych czterech stanach, w których prawybory odbyły się w pierwszej kolejności.
Stając przed tą próbą Trump, trzykrotnie żonaty, wiodący laicki żywot nowojorczyk, krytykowany przez papieża Franciszka za sprzeczny z chrześcijaństwem stosunek do imigrantów, nie omieszkał zaprezentować się z księgą, którą określił jako Biblię swej matki. Nie obyło się bez złośliwych komentatrzy, że wolumin wyglądał na podejrzanie słabo nadgryziony zębem czasu. Tak czy owak rekwizyt nie pojawił się przypadkowo. Trump zabiega o zniwelowanie różnicy, jaka – wedle sondaży – dzieli go w Teksasie od faworyta tamtejszych prawyborów,Teda Cruza, który ma wizerunek osoby bardzo religijnej, co w tym stanie jest ogromnym atutem.
Z punktu widzenia politologów Trump jest klasycznym populistą. Nie ma jasnego programu i będzie stawiał na kwestie, które mogą mu przynieść największy poklask. Takie, jak hasło walki z „nielegalnymi” chińskimi subsydiami eksportowymi, zapowiedź zakazu wjazdu do USA dla muzułmanów czy budowy muru na granicy z Meksykiem, co miałoby zatamować napływ imigrantów z biedniejszych państw Ameryki Łacińskiej.
Ból głowy Republikanów
REKLAMA
Amerykańscy komentatorzy i wyborcy spodziewają się, że Super Wtorek może być ważniejszą próbą dla samej Partii Republikańskiej niż dla obecnego faworyta jej wyborców – Trumpa. Większość działaczy tego ugrupowania ma bowiem inne zdanie niż jego elektorat – i sprzeciwia się kandydaturze ekscentrycznego milardera. Choćby dlatego, że potępił on interwencję zbrojną w Iraku, za którą murem stoją republikańscy prominenci.
Niechęć partyjnych wyg do Trumpa jest o tyle niezrozumiała, że na tle pozostałej stawki republikańskich pretendentów do nominacji Trump wydaje się mieć największą zdolność zdobywania głosów spoza tradycyjnej bazy wyborczej Republikanów. A do zwycięstwa w wyborach prezydenckich kandydata republikańskiego potrzebne byłoby pozyskanie także części wyborców Partii Demokratycznej oraz – co jeszcze ważniejsze – tych, którzy nie czują się związani na stałe z żadną siłą polityczną. To ich głosy będą decydujące.
Na przekór sondażom działacze Partii Republikańskiej liczą na to, że w miarę jak grupa pretendentów do nominacji będzie się kurczyć (miesiąc temu było ich dwunastu, pozostało pięciu), Trumpowi wyrośnie realny konkurent i skonsoliduje on głosy, które wcześniej były rozproszone.
Bardziej prawdopodobny wydaje się jednak inny scenariusz – że partyjni baronowie zaczną przechodzić na stronę Trumpa. Wyłom uczynił na kilka dni przed Super Wtorkiem Chris Christie, gubernator New Jersey, który wcześniej krytykował miliardera i próbował walczyć o nominację dla siebie, ale już się wycofał z wyścigu do prezydentury.
REKLAMA
Hillary Clinton pójdzie w ślady męża?
U Demokratów dotąd w czołówce panowała niemal równowaga. Wprawdzie w dotychczasowych prawyborach i w sondażach na czoło stawki wysforowała się Hillary Clinton, ale Bernie Sanders dosłownie deptał jej po piętach.
Działo się tak do momentu sobotnich prawyborów w Południowej Karolinie, bezpośrednio poprzedzających Super Wtorek. Clinton uzyskała w nich miażdżącą przewagę nad konkurentem (73 do 26 %). A wtorkowe głosowania najprawdopodobniej jeszcze tę różnicę ugruntują. Dlaczego?
Panią Clinton popierają Afroamerykanie. W Południowej Karolinie czarni wyborcy stanowili ponad połowę elektoratu Demokratów w roku 2008, kiedy w wyborach prezydenckich zwyciężył Barack Obama. W porównaniu z nim Clinton w prawyborach wypadła nawet lepiej. Również w większości innych stanów organizujących Super wtorkowe prawybory gros wyborców Partii Demokratycznej tworzy ludność czarnoskóra i hiszpańskojęzyczna.
REKLAMA
Zaś wśród białych wyborców w takich stanach jak Arkansas, Alabama, Oklahoma, Tennessee i Teksas dominują osoby o poglądach umiarkowanych, również sympatyzujące z Clinton, nie zaś liberałowie skłaniający się ku Sandersowi.
Wszystkie te dane pokazują, że Super Wtorek może się stać turbodoładowaniem dla kampanii Hillary Clinton.
Super Wtorek zapisał się już złotymi zgłoskami w historii jej rodziny. Bill Clinton właśnie dzięki dobrym wynikom podczas Super Wtorku wygrał w 1992 roku nominację swojej partii i to mimo tego, że wcześniej poniósł porażkę zarówno w Iowa, jak i New Hampshire. Po zgarnięciu wtorkowej wielkiej kumulacji nikt nie był go już jednak w stanie zatrzymać.
Jego żona liczy na skopiowanie tego scenariusza. Wierzy też, że może zostać pierwszą kobietą-prezydentem Stanów Zjednoczonych. Sondaże przewidują, że ma na to ogromne szanse, gdyby jej przeciwnikiem po stronie republikańskiej okazał się Donald Trump.
REKLAMA
Prawybory w Super Wtorek odbędą się w tym roku 1 marca w 13 stanach oraz na zamorskim terytorium zależnym USA, jakim są Samoa Amerykańskie.
Juliusz Urbanowicz, PolskieRadio.pl
REKLAMA