Deportacja Tatarów Krymskich to śmierć tysięcy ludzi, głód, rozbite rodziny. Teraz boją się nowego wysiedlenia
Deportacja Tatarów Krymskich stała się doświadczeniem kształtującym świadomość narodu, centralnym punktem tożsamości narodowej – mówił Nedim Useinow, krymskotatarski działacz. Z Krymu do Azji Centralnej wysiedlono kilkaset tysięcy osób. Połowa z nich zmarła w wyniku chorób, głodu, złych warunków życia. 18 maja przypada 74.rocznica deportacji Tatarów Krymskich.
2018-05-18, 21:49
Każda rodzina krymskotatarska ma za sobą wiele trudnych wspomnień, związanych z deportacją. To strata bliskich, rozbijane rodziny, bieda, nędza, choroby, głód.
Powiązany Artykuł
"TATARZY KRYMSCY PRZETRWAJĄ, ALE CZY ZACHÓD WYTRWA?"
- W oparciu o to poczucie niesprawiedliwości Tatarzy Krymscy zjednoczyli się wokół ruchu społeczno-politycznego. Stworzyliśmy ruch pokojowy, który w końcu doprowadził do powrotu na Półwysep Krymski – mówił portalowi PolskieRadio.pl Nedim Useinow, przedstawiciel Rady Koordynacyjnej Światowego Kongresu Tatarów Krymskich w Polsce, członek ruchu narodowego Tatarów Krymskich.
Powroty nie były też łatwe: Tatarzy po przyjeździe na półwysep wszystko musieli zaczynać od początku. Teraz jednak, jak zaznaczył Nedim Useinow, znów boją się, że zostaną wygnani z Krymu.
Historie rodzinne Tatarów Krymskich są naznaczone cierpieniem i walką o swoją godność – Nedim Useinow opowiedział portalowi PolskieRadio.pl, co oznaczała deportacja dla niego i jego bliskich. Te historie były tak tragiczne i dramatyczne, że, jak wspomniał, ich bohaterowie czasem nie byli w stanie opowiedzieć ich do końca.
REKLAMA
***
Zdjęcia z planu filmu fabularnego"Chajtarma", opowiadającego o deportacji Tatarów Krymskich w 1944 roku. Fot. Andrii Shvachko
Agnieszka Marcela Kamińska, PolskieRadio.pl: Urodził się pan w Uzbekistanie, po deportacji Tatarów Krymskich z półwyspu. Czy mógłby pan przedstawić historię rodziny?
Nedim Useinow, przedstawiciel Rady Koordynacyjnej Światowego Kongresu Tatarów Krymskich w Polsce, członek ruchu narodowego Tatarów Krymskich: Urodziłem się w niewielkim miasteczku Syrdarii w Uzbekistanie, dokąd przyjechała moja rodzina: dziadek i babcia, jako małe dzieci w 1944 roku. Wówczas na mocy rozkazu Stalina przesiedlono Tatarów z Krymu.
W 1989 roku, gdy miałem 5 lat, władze chylącego się ku upadkowi ZSRR nie mogły dłużej zakazywać Tatarom Krymskim powrotu do swojej ojczyzny. To wtedy rozpoczęła się masowa reemigracja, która trwała kilka lat.
REKLAMA
Moja rodzina przesiedliła się z powrotem na Krym w pierwszych falach repatriacji. Pochodzimy z miejscowości Bałakława pod Sewastopolem na Krymie. Jednak nie mogliśmy tam wrócić. Mój dziadek, który jako pierwszy wyruszył na Krym, aby przygotować przyjazd całej rodziny, próbował wykupić ziemię i dom na południu Krymu, ale to się nie udało. Częste wówczas były przypadki, gdy władze lokalne, komunistyczne i nastawione prorosyjsko, robiły wszystko, aby Tatarom Krymskim utrudnić powrót na Krym.
Zdjęcia z planu filmu "Chajtarma", opowiadającego o deportacji Tatarów Krymskich. Fot. Andrii Shvachko
Na początku odmawiano meldowania Tatarów Krymskich, legalizacji ich pobytu na południu Krymu, w miejscowościach kurortowych itd. Mniejszy opór czyniono na terenach stepowych na północy Krymu. W związku z tym dziadek kupił niewielki dom pod miejscowością Dżankoj, z myślą o tym, że za kilka lat, kiedy sytuacja się unormuje, moja rodzina przeprowadzi się w rodzinne okolice pod Sewastopolem. To się jednak nie udało i spędziliśmy kolejne lata na północy pod Dżankoj. Nasza dalsza rodzina zdołała się przeprowadzić, my jednak ciągle to odkładaliśmy, ponieważ cały czas pojawiały się jakieś problemy. Stamtąd po ukończeniu szkoły średniej wyjechałem do Polski.
Czy pamięta pan cokolwiek z czasu powrotu na Krym?
Pamiętam chwilę, gdy matka powiedziała, że niedługo pojedziemy na Krym. Byłem pięcioletnim dzieckiem i najbardziej ekscytowała mnie podróż. Nie zdawałem sobie sprawy, że tak naprawdę wracamy do naszego domu. Najpierw był przelot przez Moskwę, potem dziadek odbierał nas samochodem. To było niesamowite przeżycie dla małego dziecka, jednak nie rozumiałem wagi i znaczenia tej podróży.
Po latach, kiedy byłem świadomą osobą, nie tęskniłem oczywiście za Uzbekistanem jako domem, patriotyzm i tożsamość narodową wpoiła mi nie tylko rodzina, ale także szkoła krymskotatarska, do której uczęszczałem. Dzięki nim zacząłem rozumieć, dlaczego jesteśmy na Krymie, dlaczego powrót z Uzbekistanu był dla nas tak ważny i dlaczego wszyscy stamtąd wyjechali, choć mieli w Uzbekistanie poukładane życie.
REKLAMA
Zdjęcia z planu filmu "Chajtarma", opowiadającego o deportacji Tatarów Krymskich. Fot. Andrii Shvachko
Matka w Uzbekistanie pracowała w prestiżowym przedsiębiorstwie, żyliśmy na dość wysokiej stopie. Mimo tego, gdy nasi liderzy i naród podjęli decyzję o powrocie, sprzedaliśmy wszystko co mieliśmy, w tym duży dom, po niższej cenie. Podjęliśmy decyzję o wyjeździe, nie zastanawiając się nad tym, co nas czeka na Krymie, najważniejsze było to, by znaleźć się na swojej ziemi.
Powroty zawsze są bardzo ciężkie. W naszym przypadku on również był bardzo trudny, ponieważ wszystko trzeba było zaczynać od nowa. Załamała się kariera zawodowa mojej mamy. Gdy już zaczęła pracować w Dżankoj, nie była w stanie odbudować swojej pozycji, musiała ciężko pracować fizycznie, nie w swoim zawodzie. To oczywiście osobisty dramat.
Powiązany Artykuł
CZEGO TATARZY KRYMSCY OCZEKUJĄ OD ZACHODU?
Znacznie pogorszyła się sytuacja materialna rodziny. Do tego doszły inne okoliczności – siostra mamy wyszła za mąż i przeprowadziła się na drugi koniec Krymu. Nie moglibyśmy od razu zamieszkać we własnym domu, trzeba było przez lata starać się o jego kupno. Gdy załamała się waluta, rubel, z dnia na dzień masy ludzi straciły swoje pieniądze. Nasza rodzina straciła ogromne jak dla nas oszczędności. To stało się z dnia na dzień. Nagle ocknęliśmy się bez odłożonych środków.
Te problemy zapewne dotknęły wielu Tatarów, którzy też dopiero co wrócili z całymi rodzinami i starali się budować na Krymie swoje nowe życie.
Zdecydowana większość została dotknięta przez kryzys. Gdy Tatarzy zaczęli wracać na Krym na początku lat 90. nawet nie pretendowali do odzyskania domów, które musieli porzucić w 1944 roku, bo w tych domach mieszkali już Rosjanie, których przesiedlono z innych rejonów ZSRR. Tatarzy Krymscy codziennie mijając domy swoich przodków ronili tylko łzy tęsknoty, wspominali dawne czasy. Nie dążyli jednak do tego, by siłą lub na drodze prawnej przejmować te mieszkania.
REKLAMA
Tatarzy prosili władze przede wszystkim o ziemię. Na półwyspie było wystarczająco dużo ziemi, którą można było przekazać Tatarom Krymskim. Jednak władze robiły wszystko by ten proces utrudnić, zahamować.
W związku z tym pojawiały się konflikty. Gdy Tatarzy Krymscy zrozumieli w pewnym momencie, że władze lokalne są niechętne wobec nich, zaczęli samodzielnie zajmować działki pod Symferopolem, w innych miejscowościach na Krymie i domagać się zalegalizowania, zarejestrowania własności tej ziemi, by zacząć budować swoje domy.
Zdarzało się, że na buldożerami niszczono prowizoryczne domki, które Tatarzy Krymscy budowali na szybko, żeby mieć dach nad głową, bo nic solidnego nie mogli zbudować na niezarejestrowanej ziemi.
Te problemy były powszechne w latach 90.
REKLAMA
Czy miał pan jeszcze okazję usłyszeć historie o czasach deportacji? Za czasów ZSRR, też w PRL, rodzice czasem nie mówili swoim dzieciom prawdy, bojąc się o ich bezpieczeństwo. Najczęściej jednak rodzinne historie w jakiś sposób przechodzą z pokolenia na pokolenia.
Takie tragedie dotyczą niemal każdej rodziny deportowanych Tatarów Krymskich.
Moi dziadek i babcia byli dziećmi, kiedy zostali wywiezieni. Na Krymie w 1941 roku władza sowiecka ogłosiła powszechną mobilizację, wcieliła do Armii Czerwonej większość Tatarów Krymskich, mężczyzn. Wyruszyli oni na front w szeregach Armii Czerwonej. Wśród nich był mój pradziadek. Niektórzy dołączyli potem do sowieckiej partyzantki. Część walczyła po stronie Niemców – to jednak była mniejszość, margines. Większość była w armii radzieckiej.
Gdy mój pradziadek wrócił z frontu po 1944 roku, po 18 maja, nie zastał swojej rodziny. Gdy przyszedł do domu, powitał go obcy mężczyzna – z siekierą czy z pałką. Nie znamy dokładnie tej historii. Usłyszał: ”Was wszystkich wywieziono”. Nie powiedziano mu jednak dokąd. Pradziadek szukał bardzo długo rodziny na Krymie, w Azji Środkowej. Nie znalazł i stracił wszelką nadzieję ponieważ podczas deportacji i w pierwszych miesiącach po niej według badań historyków krymskotatarskich, ukraińskich ale też zachodnich – od 40 do 50 procent Tatarów Krymskich zginęło, wiązało się to z tym, że wywieziono głównie kobiety, starców, dzieci, czyli tych najsłabszych fizycznie.
Zdjęcia z planu filmu "Chajtarma", opowiadającego o deportacji Tatarów Krymskich. Fot. Andrii Shvachko
Na początku Tatarzy Krymscy byli osiedlani głównie w Uzbekistanie, również w Kazachstanie, w rejonie Uralu, etc. Byli traktowani przez miejscową ludność jako zdrajcy – bo władze sowieckie odpowiednio nastawiły do nich miejscowych. Wpojono lokalnym społecznościom, że jadą tam niemalże potwory. Tatarzy KRymscy mieli gdzie mieszkać, nie mieli domów, żyli w barakach. Latem ciężko pracowali, np. przy zbiorze bawełny. Szerzyły się choroby. Wiele osób umierało.
REKLAMA
Duża grupa zmarła podczas transportu. Wszyscy byli ściśnięci w wagonach bydlęcych, bez jedzenia, wody. Ciała osób, które umarły, były wyrzucane na postojach.
Pradziadek stracił nadzieję i założył inną rodzinę. Gdy po latach znalazł tę pierwszą, miał już małe dzieci. Były trudne czasy, głód. Pierwsza żona kazała mu wrócić do drugiej kobiety tłumacząc, że ich wspólne dzieci już podrosły, już sobie poradzą. Oczywiście to bardzo intymna i osobista historia, ale pokazuje ona skalę dramatu Tatarów Krymskich, którzy przeżywali podobne dramatyczne historie. Są one niemal w każdej rodzinie, kogo nie spytać.
W czasie wojny zmarł też starszy brat mego dziadka – bo zjadł placek, który był zrobiony z zatrutej mąki. Kiedy ogłoszono komunikat, że mąka jest zatruta, było dla niego za późno. Był najstarszy, najsprytniejszy z dzieci – urwał kawałek placka i zjadł…I zmarł.
Zdjęcia z planu filmu "Chajtarma", opowiadającego o deportacji Tatarów Krymskich. Fot. Andrii Shvachko
Moja babcia została sierotą i całe życie mieszkała u dalszej rodziny, była tak naprawdę traktowana jak służąca. Nie mogła wrócić do szkoły, nikt nie zadbał o jej przyszłość i edukację. Dopiero gdy była dorosłą dziewczyną, została wydana za mąż za mojego dziadka – wtedy dowiedziała się, czym jest normalne życie.
REKLAMA
To bardzo ciężkie i trudne historie. Mało się w rodzinie o tym mówiło. Gdy dziadek czy babcia zaczynali opowiadać, nie mogli dokończyć tej historii. Bardzo silnie ją przeżywali, płakali.
A teraz Tatarzy Krymscy obawiają się kolejnego wysiedlenia
***
Rozmawiała Agnieszka Marcela Kamińska, portal PolskieRadio.pl
Wideo: Beata Krowicka, Agnieszka Kamińska, PolskieRadio.pl
***
REKLAMA
Nedim Useinow, fot. archiwum prywatne
Nedim Useinow urodził się w Uzbekistanie, dokąd Tatarów Krymskich zesłał Stalin w 1944 roku. W 1989 roku, mając wtedy 5 lat z rodziną i setkami tysięcy innych wracających do ojczyzny rodaków przeprowadził się na Krym. Uczęszczał do pierwszej i jednej z 15 szkół krymskotatarskich, gdzie redagował szkolną gazetę. Po ukończeniu liceum w 2001 roku wyjechał na studia do Polski dzięki stypendium, zaoferowanemu mu przez polskie organizacje pozarządowe, które pomagały w odradzaniu edukacji krymskotatarskiej. Na studiach zaangażował się w działalność organizacji pozarządowych. Jako politolog z wykształcenia komentował dla mediów polskich i ukraińskich wydarzenia w czasie Rewolucji Godności na Majdanie, a także podczas rosyjskiej aneksji Krymu i agresji na Donbasie. Jest przedstawicielem Rady Koordynacyjnej Światowego Kongresu Tatarów Krymskich w Polsce i pracownikiem Fundacji Solidarności Międzynarodowej.
REKLAMA
REKLAMA