Andrzej Zybertowicz: umiędzynarodowienie badań tragedii smoleńskiej jest ważne

2017-04-07, 19:03

 Andrzej Zybertowicz: umiędzynarodowienie badań tragedii smoleńskiej jest ważne
Wrak samolotu Tu-154 na miejscu katastrofy w Smoleńsku. Foto: PAP/EPA/SERGEI CHIRIKOV

- W sytuacji spornej zawsze rozsądną strategią jest znalezienie kogoś, kto ma kompetencje poznawcze, a nie jest stroną konfliktu. Dlatego zwrócenie się w sprawie przyczyn katastrofy w Smoleńsku do organizacji, instytucji autorytetów międzynarodowych, jest decyzją słuszną – powiedział w rozmowie z portalem PolskiegoRadia.pl prof. Andrzej Zybertowicz.

Dr Barbara Fedyszak-Radziejowska w rozmowie z portalem PolskieRadio.pl oceniła, że polskie społeczeństwo wciąż nie poradziło sobie z traumą po tym wydarzeniu. Czy Pan też jest tego zdania?

Ta teza jest prawdziwa. Dowodzą tego na przykład spontaniczne zgromadzenia na Krakowskim Przedmieściu i te tysiące Polaków, towarzyszących na ulicach Warszawy przywiezieniu trumny z ciałem Prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Mieliśmy do czynienia z naturalną reakcją dla zbiorowości, która czuje niepokój i pragnie być razem. To dlatego tak wielu Polaków wychodziło wtedy na ulice albo szło do kościołów. To było wstrząsające, że rozbił się samolot z osobą, która powinna być pod szczególną pieczą instytucji państwa.

Ale w momencie, gdy pojawiła się szansa odbudowy wspólnoty, która przed tragedią smoleńską była niszczona, popękana, wtedy środowiska wrogie Lechowi Kaczyńskiemu uruchomiły serię działań, mających na celu zniszczenie tej spontanicznej odbudowy. Zbiorowe manifestowanie, oddawanie hołdu Lechowi Kaczyńskiemu, było działaniem spontanicznym. Ale walka z tym spontanicznym szukaniem nowych form wspólnoty już była rozmyślna. Jak dzisiaj wiemy, manipulowano na różne sposoby; kilka miesięcy później była m.in. operacja „Krzyż” na Krakowskim Przedmieściu. To, co Bronisław Wildstein w powieściowej interpretacji wydarzeń na Krakowskim Przedmieściu - książce „Ukryty” – opisał, dobrze oddaje tego ducha, ukazuje zakulisowe mechanizmy zdarzeń. Wykorzystano rozmaite formy prowokacji, manipulacji, żeby podtrzymać i zaognić niezgodę wśród Polaków.

Strony konfliktu politycznego w Polsce obrzucają się nawzajem oskarżeniami, że katastrofa w Smoleńsku jest wykorzystywana politycznie.

Najpierw mieliśmy do czynienia ze spontanicznymi formami samoorganizacji społecznej w reakcji na traumę, potem z przemyślanymi sposobami ponownego rozbijania społeczeństwa, gdyż formy wspólnotowości, jakie reakcja na traumę przybrała, zdecydowanie nie odpowiadały grupom interesu, które dobrze się czuły pod rządami PO i PSL. Od pierwszych godzin tragedii smoleńskiej, mieliśmy do czynienia z operacjami dezinformacyjnymi. Pamiętam na informację na jednym z głównych portali, że samolot cztery razy podchodził do lądowania. Potrzeba było nieco czasu, by głos zabrali piloci, że takie sytuacje w ogóle nie mają miejsca. Jak się jedno podejście nie udaje, to następuje odejście na inne lotnisko. To, że od pierwszych godzin była uruchomiona operacja dezinformacyjna świadczy, że nie zależnie od tego, jakie były przyczyny tragedii, próbowano wykorzystać ją politycznie. Dlatego też zaogniano i przedłużono konflikt o krzyż.

"

prof. Andrzej Zybertowicz Wykorzystano rozmaite formy prowokacji, manipulacji, żeby podtrzymać i zaognić niezgodę wśród Polaków

Bolesną kwestią dla części społeczeństwa są też żarty z katastrofy. To, co dla jednych jest trwałą raną, bolesnym doświadczeniem, dla innych jest przyczynkiem do dowcipów. Czy to nie kolejny dowód na to, jak mocno ta tragedia podzieliła nasz kraj?

Brutalne żarty można traktować jako element operacji dezinformacyjnej, ale z drugiej strony jest to pewne odreagowanie dysonansu poznawczego. Osoby głośno twierdzące, że na pewno nie było zamachu, że wszystko zostało wyjaśnione, często jednak podświadomie czują niepokój, że coś tu nie gra, że polskie państwo nie zachowało się właściwie w tak poważnej sytuacji. Żartami próbują odwrócić uwagę od swojego własnego niepokoju.

Mówi Pan o manipulacji, jednak oskarżana o to strona broni się przed zarzutami, przekonując, że nie tylko nie ma i nie miała ona miejsca, ale że wspomniane przez Pana wydarzenia to dowód na „szaleństwo” strony przeciwnej. Jak w takich warunkach można dojść do wspólnych ustaleń, które zostaną zaakceptowane nie tylko przez zwolenników danej partii lub szerzeń danego środowiska? Czy to jest w ogóle jest możliwe?

Szansa na przezwyciężenie tego jest, ale jest nieduża, gdyż obie strony popełniają błędy, nadal nie brak głosów nadmiernie rozemocjonowanych, wreszcie po obu stronach można znaleźć wypowiedzi o charakterze manipulacyjnym. Były podejmowane próby, żeby spotkały się zespoły ekspertów. Pamiętam, że patronem takiej inicjatywy miał być prof. Michał Kleiber, były prezes Polskiej Akademii Nauk.

"

prof. Andrzej Zybertowicz Brutalne żarty można traktować jako element operacji dezinformacyjnej, ale z drugiej strony jest to pewne odreagowanie dysonansu poznawczego

W sytuacji spornej zawsze rozsądną strategią jest znalezienie kogoś, kto ma kompetencje poznawcze, ale nie jest stroną konfliktu. Dlatego zwrócenie się w sprawie przyczyn katastrofy w Smoleńsku do organizacji, instytucji i autorytetów międzynarodowych jest decyzją słuszną. Kto jednak najbardziej ostro, stanowczo, przeciwstawiał się przez lata próbom sięgnięcia po autorytety naukowe? Jaka strona blokowała uczonym próbę przeanalizowania wybranych aspektów tragedii w trybie czysto badawczym, akademickim? To za rządów PO i PSL nie dawano środków na granty, utrudniano prowadzenie debat w przestrzeni akademickiej. Konferencja smoleńska działała jako pospolite obywatelskie ruszenie uczonych zaniepokojonych sposobem wyjaśniania i publicznego naświetlania tej tragedii. Umiędzynarodowienie wyjaśniania tragedii to najprawdopodobniej jedyne rozwiązanie rokujące uzyskanie choćby częściowej zgody.

Czy to by spowodowało, że – w obecnej sytuacji, przeciwnicy PiS byliby skłonni zaakceptować wyniki śledztwa, gdyby np. różniły się one od ustaleń komisji Millera?

Jeśli opinia publiczna ma wyrobić sobie wiarygodną ocenę, to potrzebuje odniesienia do instancji eksperckiej, która nie jest uwikłana w ten spór. Należy działać w duchu rozwiązań, którym kiedyś patronował profesor Michał Kleiber. Dzięki temu dałoby się przynajmniej częściowo przedrzeć przez zgiełk politycznego wrzasku i dezinformacji rozpoczętych w pierwszych godzinach po tragedii. Ci, którzy faktycznie chcą poznać prawdę, choćby najbardziej bolesną, wtedy mogliby to zrobić.

Rozmawiał Petar Petrović, portal PolskieRadio.pl

Polecane

Wróć do strony głównej