Burmistrz Londynu zakrzyczany przez tłum
Londyńska policja stara się zatrzeć fatalne wrażenie nieporadności i słabości, jakie powstało po trzech nocach rozruchów w brytyjskiej stolicy.
2011-08-10, 13:24
Posłuchaj
Minionej nocy i w ciągu dnia jest niezwykle widoczna, ale za jej błędy muszą teraz również odpowiadać politycy.
Czytaj więcej w relacji na żywo >>>
Szczególnie źle wypadł burmistrz Londynu, Boris Johnson, który był na wakacjach w Kalifornii i wrócił dopiero wczoraj po południu. Kiedy udał się do zdewastowanego Clapham na południowym brzegu Tamizy, powitał go gniewny tłum: "Wiedzieliśmy już o piątej, co się święci, ale nie policja. Byłam w salonie fryzjerskim, kiedy przez szybę wpadła cegła. I nie było nikogo, kto by mnie bronił". Burmistrz został zakrzyczany przez rozgniewany tłum: "Zrezygnuj! Podaj się do dymisji! Gdzieś był przez trzy dni? O trzy dni za późno!"
Boris Johnson przyznał, że należą mu się wymówki za nieobecność, ale tłumaczył, że nie od razu wiadomo było, że sobotnie zajścia przedłużą się, a z Kalifornii do Londynu to jednak kawał świata.
Tłum w Clapham przyjął równie wrogo towarzysząca mu minister spraw wewnętrznych Theresę May. W Birmingham ochroniarze wicepremiera Nicka Clegga zapakowali go pospiesznie do samochodu, kiedy gniew tłumu zaczął przybierać groźne rozmiary.
IAR, sm
REKLAMA