Dubieniecki w sądzie za "powinien dostać w dziób"
Ruszył proces Marcina Dubienieckiego przed sądem dyscyplinarnym Okręgowej Rady Adwokackiej w Gdańsku.
2011-11-04, 07:31
Posłuchaj
Adwokat, a prywatnie mąż Marty Kaczyńskiej, miał wulgarnie zwrócić się do dziennikarza "Dziennika Bałtyckiego".
Redaktor pytał Dubienieckiego przez telefon o prowadzenie spółki z przestępcą. Mecenas miał mu między innymi odpowiedzieć, że za to pytanie "powinien dostać od niego w dziób".
W czwartek już po raz trzeci próbowano rozpocząć postępowanie. Wcześniej przeszkadzały w tym względy formalne. Jednak rzecznik dyscyplinarny Okręgowej Rady Adwokackiej w Gdańsku Adam Mróz wreszcie przeczytał akt oskarżenia przeciw Marcinowi Dubienieckiemu. - Podczas rozmowy telefonicznej (Dubieniecki - przyp. red.) posłużył się słowami powszechnie uznawanymi za obelżywe i nielicującymi z godnością adwokata - mówił mecenas Mróz.
Marcin Dubieniecki odmówił składania wyjaśnień. W sądzie powiedział tylko: "Nigdy moim zamiarem nie było poderwanie zaufania do zawodu adwokata oraz naruszenie godności zawodu adwokata", ale już poza sądem mówił dziennikarzom: "To sprawa w kontekście politycznym, a nie merytorycznym".
REKLAMA
"Konsternacja w redakcji"
Na sali zeznawali dwaj redaktorzy "Dziennika Bałtyckiego", między innymi Tomasz Słomczyński, który brał udział w słynnej już rozmowie, po której, jak mówił "w redakcji zapanowała całkowita konsternacja. Spodziewaliśmy się merytorycznego odniesienia się do pytania albo stwierdzenia, że odmawiam komentarza".
Obrońca Marcina Dubienieckiego wezwał kilku świadków. Na razie sąd zgodził się na przesłuchanie tylko jednego - Bianki Mikołajewskiej. Dziennikarka "Polityki" też miała usłyszeć od Dubienieckiego nieprzyjemne słowa. Kolejna rozprawa 23 listopada. Mecenasowi grozi kara od upomnienia nawet do usunięcia z palestry.
IAR, to
REKLAMA