Po wielkiej katastrofie bali się "utraty stolicy"
Po serii eksplozji w elektrowni atomowej Fukushima I w marcu 2011 r. japoński rząd rozważał ewakuowanie Tokio.
2012-02-28, 14:54
Efektem sześciu miesięcy prac Fundacji na rzecz Odbudowy Japonii (Rebuild Japan Initiative Foundation) jest raport liczący ok. 400 stron. Powstał on na podstawie wywiadów z ponad 300 osobami, w tym przedstawicielami władz, m.in. ówczesnym premierem Naoto Kanem i ówczesnym rzecznikiem rządu Yukio Edano.
Komisja, w której skład wchodzi 30 profesorów, prawników i dziennikarzy, ustaliła, że w najgorszym momencie kryzysu operator elektrowni firma TEPCO chciała ewakuować siłownię, jednak zgody na to nie wyraził premier Kan.
Zdaniem specjalistów w przeciwnym razie kryzys w Fukushimie mogłyby mieć jeszcze bardziej katastrofalne skutki.
REKLAMA
Najczarniejszy scenariusz
Raport ujawnił, że w czasie, gdy opanowanie kryzysu nuklearnego nadal było niepewne, władze przygotowywały plany ewentualnej ewakuacji Tokio, oddalonego o ok. 220 km od Fukushimy I.
Gdy w elektrowni dochodziło do kolejnych eksplozji, 14 i 15 marca 2011 r. w siedzibie szefa rządu rozważano najczarniejszy scenariusz. Jeśli pracownicy Fukushimy I musieliby opuścić uszkodzoną siłownię, sytuacja w elektrowni całkowicie wymknęłaby się spod kontroli, a do atmosfery dostałoby się jeszcze więcej materiałów radioaktywnych. Konieczna byłaby też ewakuacja kolejnych pobliskich elektrowni.
Olbrzymie straty
Edano powiedział komisji, że obawiał się, iż stopienie rdzeni mogłoby wywołać "demoniczną reakcję łańcuchową", w wyniku czego doszłoby do ewakuacji Tokio.
REKLAMA
- Stracilibyśmy Fukushimę II, potem stracilibyśmy Tokai - powiedział Edano, wymieniając dwie elektrownie znajdujące się w pobliżu uszkodzonej Fukushimy I. - Jeśli tak by się stało, logiczne byłoby myślenie, że stracilibyśmy też samo Tokio - zaznaczył.
Prefektura Tokio liczy 13 milionów mieszkańców. Jeśli dodamy do tego ludność trzech sąsiednich prefektur, megalopolis zamieszkuje 35 milionów ludzi.
Zobacz galerię DZIEŃ NA ZDJĘCIACH >>>
REKLAMA
Eksperci opisują także konflikt między Kanem, władzami TEPCO i manedżerem uszkodzonej elektrowni, czego rezultatem był utrudniony przepływ często sprzecznych informacji w pierwszych dniach po zeszłorocznej tragedii - relacjonuje wtorkowy dziennik "New York Times".
mr
REKLAMA
REKLAMA