Resort transportu: fotoradary to nie skarbonki
Są stawiane na drogach, gdzie jest najwięcej śmiertelnych wypadków, a nie tam, gdzie kierowcy jeżdżą najszybciej - przekonywał w Sejmie wiceminister transportu Tadeusz Jarmuziewicz.
2013-01-04, 12:35
Odpowiadał na pytanie posłów Ruchu Palikota, którzy stwierdzili, że fotoradary to "żółte skarbonki" ministra finansów.
Jak mówił poseł tej partii Maciej Banaszak, "mimo fatalnego stanu polskich dróg, minister finansów zaplanował w ustawie budżetowej, że każdy kierowca z tytułu mandatów wpłaci do budżetu państwa w 2013 r. kwotę 1250 zł". A w związku z koniecznością realizacji tego założenia rozpoczęto instalację prawie 300 urządzeń.
Zdaniem Banaszaka w sprawę zaangażowane są też Inspekcja Transportu Drogowego oraz straże miejskie. - Próbują bowiem uzyskać odpowiednie wpływy do budżetu państwa i jednostek samorządu terytorialnego na podstawie nieczytelnych zdjęć z fotoradarów, a w przypadku, kiedy kierowcy nie są w stanie wskazać, kto kierował pojazdem, wnioskują do sądu o ukaranie ich grzywną do 5 tys. zł - powiedział.
Nie zgodził się z nim minister Jarmuziewicz. Jego zdaniem miniony rok będzie prawdopodobnie wyjątkowym pod względem spadku liczby śmiertelnych ofiar wypadków drogowych, nawet 15 proc. w porównaniu z rokiem 2011. - To, co robili poprzednicy, to co robi obecny rząd, widocznie ma sens - powiedział.
Poinformował też, że dzięki fotoradarom Centrum Automatycznego Nadzoru nad Ruchem Drogowym w 2012 r. skierowało do sądów rejonowych 1842 wnioski o ukaranie kierowców, którzy złamali prawo. 1035 związanych było z przekroczeniem prędkości, a 807 - przypadków niewskazania przez właściciela pojazdu osoby, której powierzył pojazd do kierowania.
PAP, tj
REKLAMA
REKLAMA