Polak z zakazem wjazdu do Izraela. Za "związki z terrorystami"

Pracownik Polskiej Akcji Humanitarnej nie został wpuszczony do Izraela. Decyzję w tej sprawie podjął izraelski Sąd Najwyższy.

2013-09-11, 23:59

Polak z zakazem wjazdu do Izraela. Za "związki z terrorystami"
Mike Harari był w Izraelu legendą. Foto: Glow Images/East News

24-letni Kamil Qandil, syn Palestyńczyka i Polki, mający polskie obywatelstwo, był przez 9 dni przetrzymywany na lotnisku w Tel Awiwie. Wracał na Zachodni Brzeg, gdzie od czerwca pomagał remontować cysterny na wodę - w ramach programu Polska Pomoc finansowanego przez nasz MSZ.
W lipcu otrzymał izraelską wizę, ważną rok. Pod koniec sierpnia pojechał na kilka dni do Polski, na ślub przyjaciół. Wracał do Izraela w poniedziałek 2 września. Na lotnisku w Tel Awiwie zatrzymały go jednak tamtejsze służby bezpieczeństwa. Został - jak zwykle - szczegółowo przesłuchany, a także poddany wyjątkowo drobiazgowej kontroli osobistej. Jak podkreśliła w rozmowie z Informacyjną Agencją Radiową jego siostra Alicja Qandil, tym razem rewizja i przesłuchanie trwały sześć godzin, a nie zwyczajowe trzy. Pytania, jakie padały, były jednak te same co zawsze. Dotyczyły palestyńskiego dziadka i palestyńskiego ojca - jak się nazywają, gdzie się urodzili czy jakiego są wyznania. Tym razem na końcu Kamil Qandil usłyszał decyzję o zakazie wjazdu do Izraela. Ponieważ jednak nie przedstawiono mu jej powodów - poza ogólnikowymi "względami bezpieczeństwa" - postanowił walczyć w izraelskim sądzie o prawo do powrotu do pracy na Zachodnim Brzegu i dokończenia swojego projektu.
Już następnego dnia, 3 września, odbyła się pierwsza rozprawa w sądzie rejonowym w mieście Lod. Według Alicji Qandil, sędzia nie był pewien, czy przedstawione przez służby bezpieczeństwa materiały są wystarczające do wydania zakazu wjazdu do Izraela. Jednak w tym kraju sędziowie bardzo rzadko kwestionują decyzje tych służb. Mimo to Kamil Qandil i jego prawnik postanowili złożyć apelację.
Zanim Sąd Najwyższy zebrał się w tej sprawie, przetrzymywanie pracownika Polskiej Akcji Humanitarnej potępiło Stowarzyszenie Międzynarodowych Agencji Pomocowych AIDA, zrzeszające ponad 80 organizacji humanitarnych. Organizacja zażądała wpuszczenia go na terytorium Izraela i umożliwienia mu powrotu do pracy. Sprawą zainteresowała się też Unia Europejska.
Izraelski Sąd Najwyższy ostatecznie orzekł jednak wczoraj, że Kamil Qandil nie może zostać wpuszczony na terytorium kraju, gdyż "kontaktował się z osobami mogącymi mieć związki z organizacjami terrorystycznymi".
Jak tłumaczy IAR Alicja Qandil, tego rodzaju podejrzenia biorą się stąd, że pracownicy humanitarni mają codzienne kontakty z Palestyńczykami. Tymczasem wielu Palestyńczyków jest traktowanych przez izraelskie służby jako osoby zagrażające bezpieczeństwu ich kraju.
Organizacje humanitarne obawiają się, że zakaz wjazdu Kamila Qandila do Izraela - a tym samym na terytoria palestyńskie - może stać się precedensem, który utrudni im prowadzenie działalności, bowiem każdego z pracowników będzie mogło spotkać to samo.
Polak zapewnił przed sądem, że nie zrobił niczego, co mogłoby zaszkodzić Izraelowi. Prowadzący rozprawę sędzia zareagował stwierdzeniem, że "być może nie był świadomy swoich czynów", jednak nie jest to wystarczający powód do zmiany decyzji o zakazie jego wjazdu do Izraela.
Kamil Qandil jeszcze dziś ma wrócić do Polski.

''IAR/aj

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej