"Gdybym tam był, to do tego by nie doszło" - Lech Wałęsa o Ukrainie
Lech Wałęsa ciągle jest gotowy jechać na Ukrainę jeśli zostanie o to poproszony. - Gdybym był tam wcześniej, to do tego by nie doszło. Jestem o tym całkowicie przekonany - mówił były prezydent w rozmowie z TVN24.
2013-12-01, 18:37
Lech Wałęsa pytany o sytuację na Ukrainie podkreślił, że Polska powinna działać zdecydowanie, ale nie może się za bardzo mieszać w sprawy Ukrainy. Jednocześnie przyznał, że gdyby Ukraińcy prosili go o pomoc, to pojechałby do Kijowa.
Protesty na Ukrainie. Zobacz co się działo w Kijowie [wideo]>>>
- Gdybym był wcześniej, to do tego by nie doszło. Jestem o tym całkowicie przekonany, no ale zapomnieli o mnie - powiedział Wałęsa i za chwilę dodał - oczywiście nie tylko o mnie. Nie chcę wyjść na zarozumialca. Przy okazji, były prezydent przypomniał, że jego misja w czasie Pomarańczowej Rewolucji była dużym sukcesem. - Wtedy była podobna sytuacja i dobrze im radziłem, dobrze ich poprowadziłem - mówił Wałęsa.
Lech Wałęsa o sytuacji na Ukrainie/żródło:TVN24
REKLAMA
Na trzy dni przed szczytem Partnerstwa Wschodniego w Wilnie, na którym miała być podpisana umowa stowarzyszeniowa UE - Ukraina Lech Wałęsa też deklarował, że jest gotów jechać do Kijowa. - Mogę pomóc uporządkować działania Ukraińców, ale na ochotnika nie będę tego robił. Mediacji mogę się podjąć - mówił wtedy były prezydent. - Nie ma wolnej Polski bez wolnej Ukrainy - argumentował Lech Wałęsa i mówił wprost - Do Unii Ukraińcy muszą wejść. Pytanie tylko kiedy i za jaką cenę? Dziś Unia nie jest tak silna by podać Ukrainie rękę - za bardzo Ukraina postawić się nie może - podsumował Wałęsa.
Lech Wałęsa w czasie Pomarańczowej Rewolucji
Lech Wałęsa był w Kijowie w gorącym okresie Pomarańczowej Rewolucji między 21. listopada 2004 roku, a 23. stycznia roku następnego. Wtedy także przez Ukrainę przetoczyła się fala protestów. Ukraińcy zbuntowali się przeciwko próbie sfałszowania wyborów prezydenckich. Obóz ówczesnej władzy nie chciał uznać zwycięstwa Wiktora Janukowycza i forsował wygraną Wiktora Juszczenki.
Będący wtedy w sojuszu Wiktor Juszczenko i Julia Tymoszenko wezwali do obywatelskiego nieposłuszeństwa. Na ulice Kijowa wyległy tysiące protestujących, którzy domagali się powtórzenia głosowania. W odpowiedzi, ustępujący prezydent Leonid Kuczma wprowadził stan wyjątkowy i zagroził użyciem siły. Wojsko i milicja opowiedziały się jednak po stronie demonstrantów. Mimo tego Centralna Komisja Wyborcza ogłosiła wygraną Janukowycza. To nasiliło protesty.
Polski udział w Pomarańczowej Rewolucji
W najbardziej gorącym okresie do stolicy Ukrainy przyjechali m.in. byli prezydenci Lech Wałęsa i Aleksander Kwaśniewski. Prezydent Kuczma poprosił o mediację Kwaśniewskiego i prezydenta Litwy Valdasa Adamkusa.
REKLAMA
Kijów i Plac Niepodległości, na którym odbywały się główne protesty, odwiedzili też m.in. Lech Kaczyński. Bronisław Komorowski i delegacja polskich parlamentarzystów. Na ustawionej tam scenie wystąpili też polscy artyści m.in. Perfect i Edyta Górniak.
Wygrana Pomarańczowej Rewolucji
Pomarańczowa Rewolucja zwyciężyła. Sąd Konstytucyjny zdecydował o powtórzeniu wyborów. Odbyły się one 26 grudnia 2004 roku. Wygrał Wiktor Juszczenko. W styczniu 2005 roku został zaprzysiężony na prezydenta. W nowym rządzie premierem została Julia Tymoszenko.
Jednak rozczarowanie
Dla wielu komentatorów, to co wydarzyło się później było wielkim rozczarowaniem. Co prawda, Ukraina stała się krajem pluralistycznym polityczne, ale powiązania biznesu z polityką umocniły się, stwarzając pole do pogłębiania się korupcji ekonomicznej i politycznej. Ukraina nie poszła też zdecydowanie w stronę Europy, na co liczyło wielu polityków i komentatorów, a rozpoczęła trudny balans między Rosją, a Unią Europejską.
polskieradio.pl/iz
REKLAMA
REKLAMA