Złoto, które dzieli, zamiast łączyć. Dlaczego musimy porównywać siatkówkę do piłki nożnej?

2018-10-03, 15:37

Złoto, które dzieli, zamiast łączyć. Dlaczego musimy porównywać siatkówkę do piłki nożnej?
Polscy siatkarze za zdobycie mistrzostwa świata otrzymają premię w wysokości 2 milionów złotych . Foto: PAP/Maciej Kulczyński

Obrona złotego medalu mistrzostw świata przez polskich siatkarzy jest rzeczą bez precedensu w historii polskich gier zespołowych. Biało-czerwoni mają za sobą kapitalny turniej, a pochwały pod ich adresem będą spływały jeszcze długo. Niestety, część komentujących, zamiast skupić się na docenieniu wielkiego sukcesu Bartosza Kurka i spółki, woli zajrzeć do kieszeni przedstawicielom innej gry zespołowej - polskim piłkarzom. Ich oponenci ripostują z kolei, jakoby siatkówka miała być sportem niszowym. Dlaczego zamiast się cieszyć, szukamy okazji do zwady? 

Od trzech tygodni trwa swoiste przeciąganie liny między najbardziej zdeklarowanymi fanami siatkówki oraz piłki nożnej. Jedni zarzucają oponentom, że ich faworyci tak naprawdę nic nie osiągnęli i zajmują się głównie przegrywaniem ważnych meczów, pobierając horrendalnie wysokie pieniądze. Ci drudzy z kolei ripostują, że futbol po prostu generuje ogromne zainteresowanie w odróżnieniu od siatkówki, którą co radykalniejsi nazwą sportem niszowym, czy wręcz "świetlicowym". Obie grupy mają rację jedynie częściowo. 

Faktem jest, że jeśli spojrzymy na zestawienie sukcesów polskich reprezentacji oraz zespołów klubowych w obydwu omawianych dyscyplinach w ciągu ostatnich 15-20 lat, przepaść na korzyść siatkarzy jest ogromna. Dwa złote i srebrny medal mistrzostw świata, złoto i brąz mistrzostw Europy, złoto i brąz Ligi Światowej, srebro i brąz Pucharu Świata, do tego wartościowe wyniki klubów w Lidze Mistrzów i Klubowych Mistrzostwach Świata... Wymienienie wszystkiego z pamięci nie jest łatwym zadaniem nawet dla ludzi interesujących się siatkówką.

Co mogą zaoferować piłkarze? Poza jednym ćwierćfinałem mistrzostw Europy czy awansem Legii Warszawa do elitarnej Ligi Mistrzów po dwudziestu latach przerwy - niewiele... W ciągu ostatnich szesnastu lat aż pięciokrotnie kadrowicze nie zdołali wyjść z grupy mistrzostw świata lub Europy. Rozgoryczenie kibiców, zwłaszcza trzy miesiące po klęsce biało-czerwonych w trakcie mundialu, jest więc zrozumiałe. 

Rozgoryczenie nie powinno jednak przesłaniać faktów. Zawodowy sport jest całkowicie skomercjalizowany. A miarą komercji, decydującą o zarobkach zawodników, nie są jedynie ich osiągnięcia. Ba, wielu mistrzów, również sportów olimpijskich, nie może liczyć na wielkie pieniądze, gdyż ich dyscypliny po prostu nie są na tyle atrakcyjne dla reklamodawców.

Dla odmiany: na początku XXI wieku ogromne kontrakty sponsorskie podpisywała tenisistka Anna Kurnikowa, mimo, iż w karierze nie wygrała żadnego turnieju WTA w singlu. Bardziej niż występom na korcie, sławę zawdzięczała nieprzeciętnej urodzie i związkowi z piosenkarzem Enrique Iglesiasem. Faktem jednak jest, iż wiele znacznie wyżej notowanych wówczas zawodniczek mogło jej pozazdrościć zarówno popularności, jak i wysokości zarobków. 

Po igrzyskach w Pjongczangu przez media za oceanem przetoczyła się dyskusja o amerykańskich reprezentantach w sportach zimowych. Jej przyczyną była rezygnacja wicemistrza olimpijskiego w short tracku z reprezentowania USA. John-Henry Krueger stwierdził, iż lepsze przygotowanie do kolejnych igrzysk zagwarantuje mu kadra Węgier i występy w jej barwach. Amerykanie ze smutkiem przyznawali, że poza takimi mistrzami, jak Lindsay Vonn czy Shaun White, mającymi miliony fanów na całym świecie, ich sportowcom ciężko pogodzić regularne starty z materialnym dobrobytem.

Powiązany Artykuł

Krueger 1200.jpg
Bankructwo w USA, eldorado na Węgrzech? Wicemistrz z PjongCzangu ma dość. "Żądania przesadne i śmieszne"

Piszę o tym przykładzie, by pokazać, że nie jest to tylko polski "problem". W USA ludzie interesują się głównie ligami zawodowymi: NFL, NBA, MLB, NHL, ostatnio też w coraz większym stopniu MLS. Miliony zwolenników mają wyścigi samochodowe: NASCAR lub IndyCar. Tam za publiką idą sponsorzy, a za nimi - gigantyczne pieniądze. Na całym świecie świetnie zarabiają tenisiści, kierowcy Formuły 1 czy zawodowi bokserzy lub najlepsi wojownicy mieszanych sportów walki rywalizujący w UFC. Dzieje się tak, gdyż ich mecze/wyścigi/walki generują ogromne zainteresowanie. 

Jak jest z siatkówką? Wbrew pozorom i narzekaniom na wielkie dysproporcje, jakie możemy znaleźć w twitterowych wpisach - nie najgorzej. Gdy przed rokiem Bartosz Kurek podpisywał kontrakt z tureckim Ziraatem Bankaasi Ankara, portal gazzettereviev.com oszacował zarobki MVP tegorocznych mistrzostw świata na 1,1 mln dolarów. Dawało mu to wówczas trzecie miejsce na świecie. Więcej zarabiali tylko przyszły reprezentant Polski - Wilfriedo Leon, który inkasował w Zenicie Kazań 1,4 mln dolarów oraz Francuz Earvin N'Gapeth, zarabiający we włoskiej Modenie 1,35 mln dolarów. Warto zaznaczyć, iż są to dane z ubiegłego roku. W przerwie między sezonami Kurek, Leon i N'Gapeth zmienili kluby, co mogło wpłynąć na ich zarobki. Mało prawdopodobne, by Polak mógł liczyć w Stoczni Szczecin na równie wysoki kontrakt, co w Turcji. 

Oczywiście w porównaniu z Neymarem, Lionelem Messim czy Cristiano Ronaldo, którzy z samych tylko umów w klubach inkasują ponad 30 milionów dolarów, kwoty kontraktów siatkarzy nie mogą powalać na kolana. Są one jednak odzwierciedleniem zainteresowania, jakie generują w lokalnym środowisku. 

Warto tu dodać, iż polska PlusLiga jest jedną z najbardziej prestiżowych i najbogatszych lig siatkarskich na świecie. Niedawno dziennikarze portalu money.pl prześwietlili wydatki czołowych klubów: ZAKS-y Kędzierzyn-Koźle oraz Jastrzębskiego Węgla. Z ich szacunków wynikało, iż średnia miesięczna wypłata u wicemistrzów Polski wynosi 37 tysięcy złotych, natomiast u jastrzębian - 19 tysięcy. Dla porównania, w podobnym przedziale mieszczą się wydatki na pensje takich klubów, jak wicemistrz Polski w piłce nożnej - Jagiellonia Białystok, czy rewelacja poprzedniego sezonu Ekstraklasy - Wisła Płock. 

Trzeba przyznać, że siatkówka nie może się równać popularnością z piłką nożną czy też koszykówką w wydaniu amerykańskim. Nie jest też jednak na pewno sportem, który nikogo poza Polską nie obchodzi, co usiłują wmawiać niektórzy, zwykle anonimowi, kibice wyżej stawiający awans do piłkarskiego mundialu niż mistrzostwo świata w siatkówce. Faktem jest jednak, iż jakichkolwiek danych nie spróbujemy przytoczyć, zainteresowanie czerwcowo-lipcowym turniejem w Rosji ze strony kibiców i, co za tym idzie, sponsorów było o wiele wyższe niż zakończonymi w niedzielę mistrzostwami siatkarskimi. Stąd też PZPS otrzymał od FIVB "tylko" 200 tysięcy dolarów premii, a PZPN za sam awans przyjął czek od FIFA na 32 miliony dolarów. 

Warto tu dodać, że dwie kwoty często są ze sobą zestawiane jako przykład dysproporcji w nagrodzeniu obu drużyn. Zapominamy jednak o tym, iż siatkarze dostaną za swój sukces wcześniej ustaloną premię od krajowej federacji w wysokości 2 milionów złotych do podziału. Piłkarze zaś z 32 milionów przeznaczonych dla PZPN otrzymali "tylko" 12 milionów dolarów. Różnica jest nadal znacząca, ale należy ją tłumaczć siłą marketingową obydwu sportów, a nie brakiem docenienia polskich siatkarzy. 

Źródło: TVP Sport 

Jeżeli zaczniemy patrzeć w ten sposób, musimy przyznać, że to samo można powiedzieć o czempionatach w koszykówce, piłce ręcznej czy hokeju na lodzie. Futbol jest globalnym sportem numer jeden i jakiekolwiek zaklęcia nie są w stanie tego zmienić. Nie oznacza to, że inne dyscypliny należy nazywać niszowymi. Jest to obraźliwe nie tylko dla naszych siatkarzy, ale także kilkunastu tysięcy fanów, którzy zasiedli na trybunach turyńskiej hali w niedzielę. Byli wśród nich Polacy, Brazylijczycy, Włosi, ale też Serbowie, Amerykanie czy Rosjanie. 

Sport powinien nas łączyć, tak samo jak wielkie sukcesy biało-czerwonych. Niektórzy jednak, zamiast wspólnoty, wolą dzielić. Jesteśmy wystarczająco podzielonym społeczeństwem, by nie szukać kolejnych waśni przy okazji wielkich wydarzeń sportowych. Powinniśmy się cieszyć z sukcesów siatkarzy, lekkoatletów, skoczków narciarskich czy żużlowców oraz życzyć podobnych wyników piłkarzom, których zarobki, zwłaszcza te w klubowych zespołach, nie powinny nas interesować. 

Drodzy kibice futbolu, siatkówki, koszykówki czy piłki ręcznej: każda z tych sportowych dyscyplin ma niezaprzeczalne piękno i każda potrafi podnieść fanom emocje do stanu przedzawałowego. Zamiast się kłócić i licytować, niech po prostu połączy nas piłka. I sukcesy polskich sportowców... 

Paweł Majewski, PolskieRadio24.pl 

Polecane

Wróć do strony głównej