Liga Mistrzów: dla kogo dzień prawdy okaże się okrutny? Bój o cztery miejsca w 1/8 finału będzie zażarty
Przed ostatnią kolejką fazy grupowej Ligi Mistrzów pozostały cztery miejsca w 1/8 finału rozgrywek. Już we wtorek w grupie C odprawiony z kwitkiem zostanie ktoś z trójki Napoli, PSG i Liverpool. Mecz o życie na Camp Nou zagra londyński Tottenham, walczący korespondencyjnie z Interem.
2018-12-11, 08:00
Posłuchaj
Rozstrzygnięcia w piłkarskiej LM w sezonie 2018/19 przed ostatnią kolejką grupową:
Awans do 1/8 finału:
Grupa A: Atletico Madryt, Borussia Dortmund
Grupa B: Barcelona
Grupa C: -
Grupa D: FC Porto, Schalke 04 Gelsenkirchen
Grupa E: Bayern Monachium, Ajax Amsterdam
Grupa F: Manchester City
Grupa G: Real Madryt, AS Roma
Grupa H: Juventus Turyn, Manchester United
Miejsce w 1/16 finału Ligi Europy:
Benfica Lizbona, Valencia, FC Brugge
Odpadnięcie po fazie grupowej:
AEK Ateny, Young Boys Berno, AS Monaco, PSV Eindhoven
Widać wyraźnie, że praktycznie wszystkie rozstrzygnięcia są możliwe w grupie C, którą słusznie typowano jako tę, w której rywalizacja będzie najbardziej zacięta. Po pięciu seriach prowadzi w tabeli Napoli. Klub Arkadiusza Milika i Piotra Zielińskiego ma dziewięć punktów, ale we wtorek zagra na wyjeździe z niepokonanym oraz prowadzącym w Premier League Liverpoolem.
Faktem jest, że w tym momencie pierwsze miejsce nie gwarantuje jednak niczego. Porażka może sprawić, że Włochów zabraknie w 1/8 finału. "The Reds", którzy przegrali wszystkie trzy pojedynki w LM w roli gości, z dorobkiem sześciu punktów są na trzeciej pozycji i mają świadomość, że awans da im jedynie zwycięstwo. Ostatnia jest póki co Crvena Zvezda Belgrad, ale mistrzowie Serbii wciąż mają teoretyczne szanse na awans do 1/16 finału Ligi Europy.
REKLAMA
Los w swoich rękach
- Wydaje się, że w tej grupie właśnie stolica Serbii to idealny teren, by wywalczyć awans. Ale trzeba pamiętać, że ani Napoli, ani Liverpool nie zdobyły tam gola - zauważył kapitan PSG Thiago Silva.
Odpadnięcie z LM po fazie grupowej zarówno w przypadku Liverpoolu, ubiegłorocznego finalisty, jak i PSG byłoby wielką porażką tych klubów. Marzący o podboju Europy francuski klub, od kiedy w 2011 roku przejęło katarskie konsorcjum QSI, jeszcze nigdy nie pożegnał się z Champions League po pierwszej rundzie. Inna sprawa, że wyniki z poprzednich lat także nie były zadowalające - dla właścicieli jest jasne, że setki milionów euro, które wydano na budowę tej drużyny, muszą przynieść efekt w postaci jednego z najbardziej prestiżowych trofeów w świecie futbolu.
- Na razie w LM niewiele układało się po naszej myśli, ale wciąż mamy los w naszych rękach. Musimy we wtorek wznieść się na wyżyny, ale jestem przekonany, że drużynę stać, aby wygrać i zrealizować zadanie - ocenił niemiecki szkoleniowiec "The Reds" Juergen Klopp.
REKLAMA
Uwielbiany na Anfield szkoleniowiec nie zdołał jeszcze wywalczyć z ekipą z Liverpoolu żadnego trofeum, ale wydaje się nieustannie rozwijać zespół. Mecz z Napoli pokaże, czy piłkarze będą w stanie udźwignąć presję. Niemiec mówił, że piłka nożna to gra, w której nie da się uniknąć popełniania błędów. Tym razem jego drużyna będzie musiała ograniczyć ich liczbę do minimum. W przeciwnym razie Klopp przeżyje bardzo przykry wieczór.
- Liverpool musi wygrać, nam wystarczy remis. Zwycięstwo w pierwszym meczu 1:0 dało nam dużo pewności siebie. Tort został upieczony, teraz trzeba dodać małą wisienkę. Anfield to niesamowity stadion z kibicami pełnymi pasji. Będzie wielu fanów Liverpoolu, ale będzie też ok. trzech tysięcy kibiców Napoli, a kolejne 40 milionów przed telewizorami. Co powiem zawodnikom na meczowej odprawie? Grajcie i bawcie się dobrze - powiedział.
W 2010 roku doszło do starcia tych drużyn w Lidze Europy. Nie brakowało emocji, przede wszystkim jednak kibice zapamiętali koszmarny faul, który popełnił Salvatore Aronica, wchodząc wyprostowanymi nogami w Davida N'Goga. Włosi wygrywali 1:0 do 75. minuty spotkania, kiedy to wprowadzony do gry po przerwie Steven Gerrard rozpoczął swój popis. Legenda "The Reds" zdobyła trzy gole i zadecydowała o zwycięstwie. Dziś fani Liverpoolu daliby wiele za powtórkę tego wyniku.
REKLAMA
Liverpool w tym sezonie bardzo dobrze spisuje się przed własną publicznością. W 10 spotkaniach o stawkę odniósł osiem zwycięstw, miał jeden remis i jedną porażkę, a na uwagę zasługuje też imponujący bilans bramek: 23-5.
Możliwy jest scenariusz (wygrana Liverpoolu i remis PSG), że trzy czołowe zespoły zakończą rozgrywki z dorobkiem dziewięciu punktów. Wtedy na pewno pierwsze miejsce zajmie drużyna angielska, a losy drugiej lokaty zależeć będą od końcowych rezultatów w Liverpoolu i Belgradzie.
Czy na boisku zobaczymy Piotra Zielińskiego i Arkadiusza Milika? W sobotę Polacy pokazali się z dobrej strony w meczu przeciwko Frosinone, rozgrywający zdobył bramkę otwierającą wynik spotkania, a snajper zanotował dwa trafienia. Mimo tego wydaje się, że włoski szkoleniowiec zdecyduje się wprowadzić ich do gry wtedy, kiedy będzie szukał alternatywnych rozwiązań. W skrócie - w momencie, w którym wydarzenia nie będą przebiegać po jego myśli.
Nie oglądać się na Barcelonę
Ciekawie wygląda też sytuacja Interu Mediolan i Tottenhamu. W grupie obie te drużyny mają po siedem punktów i plasują się za plecami Barcelony (13 pkt). Trudniejsze zadanie czeka "Koguty", które zagrają na Camp Nou. Inter zagra z zamykającym tabelę PSV Eindhoven i liczy na pewne zwycięstwo.
REKLAMA
Trener Tottenhamu Mauricio Pochettino w sobotniej potyczce ligowej z Leicester City (2:0) pozwolił odpocząć swoim gwiazdom - napastnikowi Harry'emu Kane'owi i duńskiemu pomocnikowi Christianowi Eriksenowi.
Nie wiadomo, czy w Barcelonie wystąpi Lionel Messi, który w ostatniej kolejce ligowej dwukrotnie pokonał bramkarza Espanyolu. W 654 występach w barwach "Blaugrany" Argentyńczyk zdobył 569 goli. W tym sezonie Ligi Mistrzów miano najlepszego strzelca dzieli z Robertem Lewandowskim z Bayernu (w środę niemiecki zespół zagra w Amsterdamie z Ajaksem); obaj uzyskali dotychczas po sześć bramek.
Do tego, że Messi jest punktem wyjścia do każdych rozważań dotyczących formy Barcelony, można się przyzwyczaić. Zawodnicy z północnego Londynu doskonale wiedzą, że tutaj nie ma cienia przesady - w pierwszym meczu, który przegrali 4:2, Argentyńczyk po raz kolejny wyglądał na piłkarza z innej planety, strzelił dwa gole, dyrygował grą. Krótko mówiąc, grał na swoim poziomie, który jest nieosiągalny dla innych. Jeśli we wtorek pojawi się na boisku, można spodziewać się, że powiększy swój imponujący dorobek w występach przeciwko angielskim klubom.
REKLAMA
Nie da się ukryć, że Barcelona u siebie jest rywalem szalenie wymagającym, ale jeśli szkoleniowiec "Dumy Katalonii" zdecyduje się dać odpocząć kluczowym piłkarzom - na co może sobie pozwolić - londyńczycy mogą wyczuć swoją szansę i rzutem na taśmę wywalczyć awans. Pochettino musi mieć podobne myśli z tyłu głowy, ale jednocześnie jasno zaznacza skalę trudności tego wyzwania.
- Nie będziemy myśleć nad tym, co oni zrobią. Będziemy myśleć o tym, co my musimy zrobić. Mamy przed sobą mecz, który musimy wygrać. Barcelona ma niesamowity skład, a każdy z tych piłkarzy jest tam dlatego, że na to zasługuje. Ktokolwiek wyjdzie na boisko, będzie niesamowicie zmotywowany - mówił szkoleniowiec, który boryka się z kilkoma poważnymi problemami. W pierwszym składzie ma wystąpić 21-letni Kyle Walker-Peters, który w tym sezonie pojawił się tylko w dwóch spotkaniach - kontuzje leczy dwóch podstawowych prawych obrońców, Kieran Trippier i Serge Aurier.
REKLAMA
Jeśli piłkarzom Tottenhamu nie uda się zwyciężyć, to pretensje o brak awansu będą mogli mieć tylko do siebie. W pierwszym spotkaniu z Interem na własne życzenie wypuścili z rąk punkty - w końcówce meczu najpierw stracili prowadzenie, a w doliczonym czasie gry gol Włochów sprawił, że wracali do domu z niczym. Podobnie wyglądał wyjazdowy mecz z PSV, w którym do 87. minuty piłkarze Pochettino wygrywali 2:1. Po ostatnim gwizdku sedziego nastąpił jednak rozczarowujący podział punktów.
Czy mecz z PSV będzie dla Interu tylko formalnością? Holendrzy pokazali, że potrafią być niewygodnym rywalem, który ma kilka atutów, przede wszystkim przebojowego Hirvinga Lozano, który pokazał już, że potrafi być wyjątkowo groźny. To zespół młody, który ma niewiele do stracenia. Mecz będzie też ważny dla trenera Marco van Bommela. Były reprezentant Holandii Inter wspomina jako największego rywala z czasów gry dla AC Milan. Czy powrót do Mediolanu przyniesie ze sobą niespodziankę? Pierwszym warunkiem do tego będzie wystrzeganie się prostych błędów, które w tych rozgrywkach Ligi Mistrzów już zdarzały się najlepszej ekipie Eredivisie ubiegłego sezonu.
Francuzi czy Ukraińcy?
W środę w grupie F w bezpośrednim starciu o awans i ostatnie miejsce Szachtar Donieck powalczy z Olympique Lyon. Na Stadionie Olimpijskim w Kijowie ekipa ukraińska, która obecnie traci dwa punkty do środowego rywala, będzie musiała wygrać.
Gości martwi przede wszystkim słaba forma uczestnika mundialu Nabila Fekira, który według ekspertów jest "cieniem samego siebie".
REKLAMA
- Wielu zawodników było ostatnio dalekich od optymalnej dyspozycji, ale ponieważ znamy jego możliwości, to jego słabsza forma od razu jest widoczna i odbija się na postawie drużyny. Musimy jednak zachować spokój - przyznał prezes Oympique Jean-Michel Aulas.
Trenerzy zespołów, których los w LM jest już przesądzony, w ostatniej kolejce z pewnością pozwolą odpocząć niektórym z kluczowych piłkarzy, np. Borussia Dortmund ogłosiła, że przeciw Monaco zabraknie m.in. Łukasza Piszczka, Marco Reusa czy Duńczyka Thomasa Delaneya.
Losowanie par 1/8 finału - 17 grudnia w siedzibie UEFA w szwajcarskim Nyonie.
ps
REKLAMA
REKLAMA