Adam Kownacki w drodze po tytuł mistrza świata? Zarywaliśmy noce dla Gołoty, teraz róbmy to dla "Babyface'a"
Adam Kownacki to zjawisko na scenie bokserskiej wagi ciężkiej. Wielokrotnie lekceważony i traktowany przez niektórych jak ciekawostka, na zawodowych ringach jest niepokonany w 19 walkach i rozbija kolejnych rywali. Czy w tym roku ma szansę zapisać się w historii jako pierwszy polski mistrz świata królewskiej kategorii?
2019-01-30, 12:30
Kownacki nie zamierza ukrywać, że myśli o walce o pas. Mówił o tym już w ubiegłym roku, deklarując, że nie obawia się Deontaya Wildera czy Anthony'ego Joshui i swoje szanse w tych pojedynkach oceniłby na pięćdziesiąt na pięćdziesiąt. Zaznaczał jednocześnie, że doskonale wie, co ma zrobić, żeby boksować jeszcze lepiej.
Powody do entuzjazmu są zrozumiałe. Kownacki to w tym momencie światowa czołówka wagi ciężkiej - i to nie za sprawą życzeń polskich fanów, którzy czekają na drugiego Andrzeja Gołotę, mogącego namieszać wśród pięściarskich tuzów. "Babyface" jest doceniany w najważniejszych rankingach, nie ma na swoim koncie żadnej porażki, odprawił już z kwitkiem rywali z niezłymi sukcesami w CV. Droga do tego miejsca nie była spacerkiem po parku.
Drugi Gołota? Na pewno nie drugi Szpilka
Kownacki w wieku siedmiu lat wyjechał z rodzicami z Konarzyc niedaleko Łomży do USA. Z boksu żyje dopiero od niedawna, wcześniej łączył treningi m.in. z pracą na budowie i na bramkach jako ochroniarz. W wywiadach mówił, że pomogło mu to zbudować charakter, przy każdej okazji dziękuje też żonie, która pomagała mu w tym, by skupił się na treningach. Okazało się to świetną inwestycją, chociaż nie brakowało momentów zwątpienia - po obiecującym początku stracił dużo czasu z powodu złamania ręki, które wymagało dwóch operacji.
REKLAMA
Pierwsze duże pieniądze przyszły po walce ze Szpilką, chociaż przecież nie dały mu statusu milionera. Starczyło na to, by kupić dom i wyprowadzić się od rodziców, ale ważniejszy był fakt, że utwierdziło go to w przekonaniu o dobrym wyborze drogi. Cieszący się ogromną popularnością w kraju kontrowersyjny rywal musi usunąć się na dalszy plan, odbudowując sportową markę, podczas gdy na Kownackiego musiała już zwrócić uwagę pięściarska elita.
Patrząc na "Babyface'a" i słuchając jego rozmów z dziennikarzami, trzeba zwrócić uwagę na jeszcze jedną rzecz - "Szpila" właściwie od początku swojej kariery budził ogromne zainteresowanie mediów, nigdy nie gryzł się w język, momentami szokował swoim zachowaniem i zgromadził równie wielu fanów, co zaciekłych krytyków. Pewne jest jednak to, że cały czas robił wszystko, by nie pozwolić o sobie zapomnieć. Nawet po kilku zakrętach w swojej karierze cały czas budzi emocje, co było widać chociażby w ostatniej walce z Mariuszem Wachem. "Babyface" przedstawia się w zupełnie innym świetle.
Nie mógł liczyć na wielkie zainteresowanie mediów - w pewnym stopniu zmieniła to walka ze Szpilką, w której nie zostawił złudzeń co do tego, kto jest w tym momencie lepszy sportowo. Przyszły wywiady, zaczęło się o nim robić głośno, jednak przede wszystkim za sprawą postawy godnej pochwały. Publiczność nie chce tylko zabijaków, chce też mieć za idoli zwykłych ludzi, którzy są w stanie robić niezwykłe rzeczy - "Babyface" wygląda właśnie na kogoś takiego.
REKLAMA
"Szpila" w pewnym stopniu stał się ofiarą własnej arogancji i buty, przez długi czas sprawiał wrażenie kogoś święcie przekonanego o swojej wyjątkowości i ogromnych możliwościach - wszystko to zostało brutalnie zweryfikowane, najpierw przez Deontaya Wildera, później przez Kownackiego. Warto tu dodać, że obaj panowie są rówieśnikami. Poza tym ich drogi były diametralnie różne.
Kownacki nie obraża rywali, nie wchodzi w psychologiczne gierki. Przygotowuje się do walki, wychodzi do ringu i robi swoje. Po nokaucie, który zafundował Geraldowi Washingtonowi, podzielił się z publicznością tym, że jego żona jest w ciąży. A do tego wszystkiego ma do siebie dystans - niedawno przyznał, że gdyby za każdy pytanie o swoją sylwetkę dostawał dolara, byłby już milionerem. Prawda jest jednak taka, że w boksie wygrywa się nie wyrzeźbionym ciałem, a umiejętnościami, realizowaniem taktyki i przygotowaniem.
Właściwie trudno nie używać tu słów o amerykańskim śnie, ale sam Kownacki mówił, że ten dopiero ma się spełnić - w chwili, gdy zostanie mistrzem świata. Długo czekaliśmy na kolejnego Andrzeja Gołotę. Możliwe, że nie musimy już wypatrywać go na horyzoncie.
"Boks byłby bardziej atrakcyjny, gdyby każda kategoria miała swojego Kownackiego"
- Mam cel i będę do niego dążył. Motywuje mnie to do działania. Chcę być pierwszym polskim mistrzem świata. Jestem naprawdę blisko. Właśnie o to mi chodzi, kiedyś taką szansę dostanę - mówił w radiowej Czwórce w październiku ubiegłego roku. I od tego momentu właściwie nie zmieniło się nic poza tym, że jest o krok bliżej od spełnienia swoich marzeń.
REKLAMA
"Kownacki to dowód na to, że wygląd może być bardzo zwodniczy w ringu. Waży za dużo i nie jest mobilny, ale na pewno potrafi uderzyć. Ma kilka wad, które mogą sprawić, że nie pokona najlepszych w wadze ciężkiej, ale w ringu daje rozrywkę, zadaje masę ciosów i walczy z wielką pewnością siebie. Boks byłby bardziej atrakcyjny, gdyby każda kategoria wagowa miała swojego Kownackiego" - napisano o nim w SaturdayNightBoxing.com.
Bokserzy, którzy musieli borykać się ze wzlotami i upadkami, ale cały czas idą do przodu, zasługują na nagrodę i więcej uwagi. Czysty talent, który jest latami szlifowany w cieplarnianych warunkach, ale któremu w kluczowych momentach brakuje charakteru, zawsze będzie miał problemy, żeby przekonać do siebie zwykłych ludzi. Kownacki jest po prostu autentyczny i w świecie sportów walki, w których bardzo dużo jest budowania swojego wizerunku poprzez "trash talk" i różnego rodzaju prowokacje, taki pozytywny bohater jest wart docenienia.
Polak może pracować nad tym, by jego sylwetka była bardziej atletyczna, prawdopodobnie sam chciałby, żeby ludzie przestali oceniać książkę po okładce - trzeba jednak przyznać jasno, że do tej pory wszystko, co pokazywał w ringu, przynosiło oczekiwany efekt mimo nadprogramowych kilogramów. I to, co dla niektórych ekspertów może wydawać się wadą, inni będą w stanie przekuć w zaletę. Wystarczy spojrzeć na to, w jaki sposób odbierany jest Tyson Fury.
REKLAMA
Brytyjczyk borykał się z ogromnymi problemami po pokonaniu Władimira Kliczki, cierpiał na depresję, nadużywał alkoholu i narkotyków, stracił licencję, w sieci pojawiały się zdjęcia, na których ma kilkadziesiąt kilogramów nadwagi. Stracił całe lata, ale jego powrót i walka z Deontayem Wilderem były zjawiskowe. W ringu pokazał wszystkie swoje atuty, momentami bawił się z Amerykaninem jak z dzieckiem. To, że padł na deski w końcówce, ale zdołał się podnieść, tylko dodało widowisku dramatyzmu.
"Gypsy King" to bokser absolutnie nieprzewidywalny, zarówno na ringu, jak i poza nim, co niewątpliwie jest magnesem na kibiców.
Z kim, gdzie, kiedy... I czy to w ogóle ma znaczenie?
To, że kibicom dogodzić jest trudno, widać chociażby po jednym z tych, z którymi chce docelowo boksować Kownacki. Wilder popularnością nawet nie zbliża się do tuzów wagi ciężkiej, którzy rozpalali publiczność do czerwoności kilkanaście lat temu. To, jak sprzedają się jego walki, pozostawia dużo do życzenia i stąd też problemy z tym, by doprowadzić do starcia z uznawanym za króla wagi ciężkiej.
REKLAMA
Anthony Joshua jest wielkim bokserem, ale brakuje mu tego, by rozwiać wątpliwości i pokonać Amerykanina, do tego zdobywając popularność także za oceanem. Tyle tylko, że dla niego ta walka jest z jednej strony ryzykowna, z drugiej zaś nieopłacalna - zwłaszcza, kiedy porównamy gaże pięściarzy i wymagania stawiane przez obóz "Bronze Bombera".
Scenariusz, w którym potężny lewy sierpowy Wildera posyła Joshuę na deski, nie jest niemożliwy, a Anglik na pewno chciałby zachować status niepokonanego. Jasne jest też, że pięściarz nie będzie zbyt chętny, by debiutować w Stanach Zjednoczonych właśnie walką z Wilderem.
Możliwe, że do tej walki nie dojdzie nigdy, ewentualnie zobaczymy powtórkę z pojedynku Floyda Mayweathera Juniora i Manny'ego Pacquiao - walki, która kilka lat wcześniej miała wszystko, by zapisać się w historii jako jedna z największych historii. Tymczasem doszło do niej w momencie, w którym Filipińczyk stracił już swoje największe atuty i nie miał większych szans na wygraną z wciąż świetnie dysponowanym Amerykaninem.
Do czołówki wagi ciężkiej zapuka też Ołeksandr Usyk, który całkowicie zdominował kategorię cruiserweight i w maju otworzy nowy rozdział swojej kariery. To bokser zjawiskowy, który ma niesamowite możliwości, ale trudno przewidzieć, jak sprawdzi się przeciwko większym i potężnie bijącym rywalom.
REKLAMA
Z jednej strony chcielibyśmy, żeby Kownacki dostał swoją szansę na tytuł jak najszybciej, może nawet jeszcze w tym roku. Z drugiej zaś głos rozsądku podpowiada, że skoro jest w stanie poprawić wiele w swoim boksie, może lepiej zrobić to z nieco mniej wymagającymi rywalami, popracować nad swoją marką z kimś klasy Dominica Brazeale'a, Jarrella Millera, Dilliana Whyte'a czy Derecka Chisory. Taka wygrana dałaby mu lepszą pozycję negocjacyjną i skok w rankingach jeszcze o kilka miejsc. W zestawieniu z pozostałymi zawodnikami z czołowej dziesiątki rankingu, to "Babyface" nie musi mieć żadnych kompleksów.
Czas wydaje się tutaj sprzymierzeńcem Polaka, a jego atuty nie są czymś, co można by zgubić w ciągu kilku lat - zwłaszcza, że "Babyface" zdaje się dopiero wchodzić w swój najlepszy wiek.
Adam Kownacki w zestawieniu z Wilderem, Joshuą czy Furym może nie być faworytem, ale nie przestraszy się, znów będzie zadawał wiele ciosów, nie zawaha się pójść na wojnę. Może czasem po prostu nie warto kalkulować i wahać się, tylko brać to, o co walczyło się przez lata i spróbować wycisnąć z tego maksimum.
REKLAMA
Co na pewno się nie zmienia, to fakt, że nieważne kiedy, nieważne z kim i nieważne gdzie, Kownacki wyjdzie do ringu z takim samym nastawieniem i zrobi wszystko, by dać walkę, o której będzie mówić się długo. Jeśli zarywaliśmy noce dla pojedynków Andrzeja Gołoty, to powinniśmy robić to samo dla Adama Kownackiego. Wszystko wskazuje na to, że w tym roku będziemy mieli do tego jeszcze dwie okazje.
Paweł Słójkowski, PolskieRadio24.pl
REKLAMA