Krew, pot, łzy, kurz i błoto ”piekła północy”. W niedzielę wielki ”pomnik kolarstwa”: wyścig Paryż – Roubaix

2019-04-13, 21:50

Krew, pot, łzy, kurz i błoto ”piekła północy”. W niedzielę wielki ”pomnik kolarstwa”: wyścig Paryż – Roubaix
Słowak Peter Sagan zwyciężył w ubiegłorocznej edycji Paryż - Roubaix . Foto: PAP/EPA/ETIENNE LAURENT

Kolarstwo to wspaniała dyscyplina sportu – uwielbiana przez tłumy, ma za sobą mroczną epokę dopingu, która kładzie się cieniem na osiągnięciach wielu wspaniałych zawodników. Jeśli jest jeszcze w ściganiu się na rowerze romantyczny duch, to najbardziej odczuwalny jest w ”klasykach północy”. W niedzielę 117. edycja wyścigu Paryż – Roubaix.

W wiosennej części sezonu kolarskiego peleton rozgrywa mordercze jednodniowe wyścigi zwane klasykami północy, wśród których znajdują się jednodniowe zawody zaliczane do tzw. pomników kolarstwa. Najsłynniejsze i najbardziej wymagające wyścigi tej części sezonu mają nawet XIX-wieczny rodowód i są rozgrywane we flamandzkiej części Belgii (północna część kraju) oraz w jej południowej części – pagórkowatych Ardenach. Najbardziej reprezentatywnym wyścigiem jest jednak królowa klasyków, czyli rywalizacja na trasie Paryż – Roubaix, które leży na granicy z Belgią.

Najbardziej znane wyścigi tej części sezonu to rywalizacja w Ardenach: Amstel Gold Race (rozgrywany od 1966 roku w Holandii), Walońska Strzała (od 1936 roku w Belgii), Liege-Bastogne-Liege (od 1892 roku). Jeszcze bardziej wymagające są brukowane klasyki. Rywalizacja tylko dla orłów: Gandawa – Wevelgem, rozgrywana od 1934 roku w Belgii – to wyścig, który inauguruje słynne klasyki północy. Drugi klasyk to Ronde van Vlaanderen, czyli Dookoła Flandrii – rozgrywany w Belgii od 1913 roku. Trzeci wyścig to wspomniany Paryż – Roubaix, który kolarze nazywają piekłem północy.

Trasy wspomnianych rywalizacji wiodą przez malowniczo położone wsie i miasteczka, ale ich urok ma zgoła odmienny wymiar dla rywalizujących kolarzy. Dlaczego? Wyobraźmy sobie ściganie się w takich oto warunkach: XIX-wieczne brukowane (z kamienia polnego) wąskie drogi, konieczność jazdy po nierównym, często błotnistym poboczu. To drugie tylko gdzieniegdzie, bo kolarze często jadą w gęstym szpalerze kibiców po odcinkach o dwumetrowej szerokości, gdzie odbywa się zacięta walka bark w bark.

Jakby tego było mało – o tej porze roku w tamtych regionach słońce jest rzadkością, a mgły i deszcze zamieniają trasy w piekielnie śliskie okoliczności właściwe raczej dla kolarstwa przełajowego. W niejednym z wymienionych wyścigów zresztą kolarze pokonują odcinki tras (zwłaszcza podjazdy) z rowerami na ramieniu. 

Źródło: YouTube.com/Tour de France 

Konfiguracja tras jest niezwykle wymagająca fizycznie i sprzętowo: zawodnicy startują na rowerach ze wzmocnionymi łańcuchami i oponami, ale usterek nie daje się uniknąć. Dziury, wibracje i nierówna nawierzchnia szybko oddzielają chłopców od mężczyzn, awariom ulega sprzęt (wspomniane koła i łańcuchy najczęściej), a – ze względu na ukształtowanie tras oraz tłumy widzów – wozy serwisowe są często daleko: defekt oznacza zatem ogromne straty czasowe lub kraksy. Co ciekawe, zawodnicy zawsze starają się kończyć wyścigi, nawet z ogromnymi stratami czasowymi i bez szans na dobre lokaty – do końca jadą wśród żywiołowo dopingujących tłumów.

Źródło: YouTube.com/Moris Buriola 

Należy koniecznie zaznaczyć, że jazda po bruku wymaga specjalnej techniki – dopasowanej do słabszej przyczepności, śliskiej i nierównej powierzchni oraz podskakującego roweru. To wszystko elementy determinujące skuteczną i (względnie) bezpieczną rywalizację. Elementy jazdy właściwe dla klasyków bruku to:

Prędkość jazdy: konieczne jest dostosowanie rytmu pedałowania i siły nacisku na pedały. Rower jadący po bruku wciąż podskakuje, co wpływa na bardzo słabą przyczepność kół. Dlatego ważne jest, aby mocno i pewnie siedzieć w siodełku, starać się utrzymywać punkt ciężkości w tylnej części roweru oraz skupiać maksymalną uwagę na trakcji przedniego koła. Częstotliwość pedałowania powinna zawierać się w przedziale 65-85 obrotów na minutę. Dozwolone jest także wykorzystywanie miękkiego pobocza, kiedy tylko jest to możliwe, jednak uwaga: często grozi to przebiciem opony.

Chwyt kierownicy: ważną zasadą jest niezapieranie się na kierownicy (nieciągnięcie jej z całych sił), jak zazwyczaj czyni się na normalnych suchych i płaskich powierzchniach. Kolarze starają się trzymać kierownicę lekkim, kontrolowanym, delikatnym uściskiem.

Balansowanie ciałem: należy unikać nadmiernego balansowania ciałem (”pozycji ciała tańczącego”), co może doprowadzić do ślizgania się kół podobnego do efektu ”łyżwowania”. Może to w konsekwencji prowadzić do upadku.

Każdy ze wspomnianych wyścigów ma swoje kultowe, najbardziej widowiskowe (i arcytrudne przy okazji) odcinki. ”Najłatwiej” jest w wyścigu Gandawa – Wevelgem, który toczy się na płaskim terenie, gdzie używanie mają sprinterzy. W pozostałych klasykach ukształtowanie terenu jest już jednak dużo bardziej wymagające.

Walońska Strzała ma swój ”Mur de Huy”. To podjazd (o długości 1300 metrów i średnim nachyleniu 9 proc. – do 26 proc. na jednym z zakrętów) należący do najbardziej wymagających w Europie. Na nim znajduje się meta tego wyścigu. 

W wyścigu Dookoła Flandrii kolarze mają do pokonania kilkanaście stromych podjazdów. Ich duża część jest wyłożona brukiem, większość trasy jest wąska, a rywalizacja często toczy się w nieprzyjemnej, wietrznej, wiosennej pogodzie. To właśnie tutaj – kiedy pada deszcz – kolarze zmuszeni bywają do pokonywania części trasy pieszo. Znany kolarz Andrea Tafi powiedział kiedyś: – Tylko ci, którzy są w najwyższej formie, mogą powiedzieć, że Ronde van Vlaanderen nie jest ciężki. Dla pozostałych wyścig ten jest prawdziwą drogą krzyżową.

Liege – Bastogne – Liege jest jednym z najtrudniejszych klasyków w świecie kolarskim. Długość trasy to 250 kilometrów, a jego druga połowa to wiele krótkich, ale stromych podjazdów, z najsłynniejszym ”Cote de la Redoute”. Meta wyścigu usytuowana jest na wzgórzu Ans. Podobnym pagórkom (charakterystycznym dla południa Beneluksu) muszą stawić czoła zawodnicy startujący w Amstel Gold Race.

Kwintesencją kwietniowego ścigania dla najtwardszych zawodników jest jednak wyścig Paryż – Roubaix, o którym wielu kolarzy wypowiada się w następujący sposób: ”żeby ścigać się po bruku, musisz czuć się z kamienia, bo nie jeździ się po nich dlatego, że ci to przepisał lekarz, tylko dlatego, że nie ma nic lepszego na świecie. To forma pokuty, wychodzisz z niej jako lepszy człowiek, ale zanim otrzymasz radość z ukończenia, musisz dać z siebie wszystko co najlepsze”. Upadki w takich warunkach to bardzo często bolesne kontuzje: rozbite kolana, połamane obojczyki, wybite barki. Niejeden kolarz stracił tu nawet część uzębienia.

- Bruk należy szanować i odnosić się do niego z szacunkiem właściwym dla majestatu. Te kamienie na zawsze pozostaną w głównej roli, a nam – kolarzom – pozostanie na zawsze rola poddanych. Kiedy tu trafiłem, zrozumiałem, że trasa wymaga ode mnie nadzwyczajnego wysiłku. Tu nie wystarczy jechać na rowerze – tu trzeba z rowerem tworzyć jedną całość – mówił o ”piekle północy” Franco Ballerini, zwycięzca Paryż – Roubaix w 1998 roku.

Powiązany Artykuł

Marco Pantani 1200.jpg
Porywał tłumy, zmarł tragicznie w samotności. 15 lat temu odszedł Marco "Il Pirata" Pantani

Wśród zwycięzców ”królowej klasyków” próżno szukać takich nazwisk jak Armstrong, Ullrich czy Pantani. Podium tej rywalizacji zarezerwowane jest dla najsilniejszych, najbardziej odpornych i najbardziej wytrwałych kolarzy. Oprócz siły, wytrwałości i kolarskich umiejętności potrzeba również szczęścia – co zgodnie podkreślają wszyscy uczestnicy.

Historia podium Paryż – Roubaix naznaczona jest (głównie) rywalizacją Belgów, Francuzów i Włochów. Niekwestionowanym ”Monsieur Roubaix” jest wspaniały Roger De Vlaeminck, który wygrywał morderczy wyścig cztery razy: w latach 1972, 1974, 1975 i 1977. Cztery razy zwyciężał również inny belgijski kolarz Tom Boonen (w 2005, 2008, 2009 i 2012 roku). W 1968, 1970 i 1973 roku triumfował tu najsłynniejszy Belg Eddy Merckx, a klasycznego ”hat tricka” zaliczył we Francji słynny Włoch Francesco Moser, który wygrał trzy razy z rzędu: w latach 1978, 1979 i 1980. Przed nim ta sztuka udała się tylko raz: w latach 1909-11, kiedy zwycięzcą był Francuz Octave Lapize.

Żaden Polak nie stanął na podium w historii tej rywalizacji. Najlepsze wyniki osiągali do tej pory: nieodżałowany Joachim Halupczok (14. w 1990 roku), Zbigniew Spruch (kończył na miejscach 14.-15. w latach 1999, 2000 i 2002), a w pięćdziesiątce mieścił się swego czasu Cezary Zamana – zwycięzca Tour de Pologne 2003 rok). Ubiegłorocznym zwycięzcą Paryż – Roubaix został Peter Sagan, który również wygrał wyścig Dookoła Polski – w 2011 roku.

Trasa ”piekła północy” ma długość około 250 kilometrów – podobnie jak we wspomnianych klasykach. 14 kwietnia 2019 roku kolarze wystartują po raz 117. w historii, która obfituje w dramatyczne wydarzenia. Z kraksami, kontuzjami i awariami sprzętu każdy z uczestników tej rywalizacji był, jest i będzie za pan brat. Uczestnicy tegorocznej edycji wspomną zapewne Michaela Goolaertsa. Belg miał 23 lata, kiedy 8 kwietnia 2018 roku przewrócił się 157 kilometrów przed metą, a jego serce przestało bić. Złożył w ten sposób tragiczny hołd ”królowej klasyków”.

Po niedzielnym ”piekle północy” peleton w ciągu dwóch tygodni zaliczy Amstel Gold Race, Walońską Strzałę i Liege – Bastogne – Liege. Potem już z górki, a w zasadzie pod, bo 11 maja rusza Giro d’Italia, lipiec to czas Wielkiej Pętli, w sierpniu najpierw Tour de Pologne, a potem Vuelta a Espana. Sezon zakończą wrześniowe mistrzostwa świata, a następnie jeszcze tylko ostatni akord, grande finale – kolejny ”monument kolarstwa”, czyli październikowe Giro di Lombardia, zwane wyścigiem spadających liści. I jak tu nie podziwiać zmagań kolarzy?

Hubert Borucki, PolskieRadio24.pl

Polecane

Wróć do strony głównej