Mariusz Wach wywalczył przepustkę do kolejnej wielkiej walki? Polak wykorzystał swoją szansę
Zmierzający do końca kariery Mariusz Wach pokazał się z dobrej strony w pojedynku, w którym większość ekspertów skazywała go na pożarcie. Bliski sprawienia sensacji "Wiking" prawdopodobnie zafundował sobie przepustkę do kolejnych ciekawych i intratnych pojedynków.
2019-12-09, 13:30
- Mariusz Wach przegrał z Dillianem Whyte'em jednogłośną decyzją sędziów
- 39-letni Polak zaliczył szóstą porażkę na zawodowych ringach
Arabia Saudyjska zamiast Zakopanego
Wydawało się, że Mariusz Wach po prostu nie pasuje do jednej z największych gali tego roku. "Wiking" wskoczył do karty walk w ostatniej chwili, biorąc pojedynek z Dillianem Whyte'em właściwie z marszu. Sam pięściarz przyznawał zresztą, że miał inne plany na końcówkę roku i wyjazd do Arabii Saudyjskiej, by zmierzyć się z Brytyjczykiem, był pomysłem naprawdę zaskakującym.
- Myślałem, że w tym roku już nie będę boksował. Chciałem zaplanować sobie pobyt na obozie w Zakopanem, aby przygotować się do następnego sezonu. W dniu, kiedy padła propozycja walki miałem załatwiać sprawy z nim związane - powiedział Wach.
Wszyscy mogli przecierać oczy ze zdumienia tym bardziej, że Whyte od 2015 roku, kiedy to przegrał z Anthonym Joshuą, wygrywał walkę za walką. Kontrowersje jednak były, bo nad Anglikiem cały czas wisiały zarzuty o doping, które wycofano dopiero na dobę przed pojedynkiem. Przed lipcowym starciem z Kolumbijczykiem Oscarem Rivasem Whyte wpadł na dopingu - w jego organizmie wykryto dwie zabronione substancje, ale do ringu wyszedł, a o wszystkim po starciu poinformowały media.
REKLAMA
Oskarżenia skierowane w stronę Whyte'a sprawiły, że Brytyjczyk stracił wywalczony w lipcu tymczasowy pas WBC wagi ciężkiej, a jego pojedynek o pełnoprawny tytuł został przesunięty o rok. Ostatecznie uznano, że rywal Wacha nieświadomie zjadł zanieczyszczone jedzenie lub odżywki.
Widać było wyraźnie, że Whyte przystępuje do pojedynku z Polakiem bardzo daleki od swojej optymalnej dyspozycji. Wiadomo było, że poprzednie miesiące były dla niego trudne i także myślami był gdzie indziej niż na sali treningowej. Zresztą może nie tylko myślami, bo czas wypełniał także m.in. braniem udziału w celebryckiej edycji programu MasterChef.
Żelazna szczęka i ambicja
Wach miał być bezpiecznym rywalem. Przed galą w Arabii Saudyjskiej w tym roku wychodził do ringu trzy razy, zanotował kompromitującą porażkę z Martinem Bakole, która zdaniem wielu przekreślała jego szanse na poważne walki.
Później pewnie pokonał dwóch niezbyt wymagających rywali i szykował się do powrotu. Ten jednak nastąpił szybciej, niż ktokolwiek mógł się spodziewać.
REKLAMA
39-letni Wach w swojej dotychczasowej karierze co prawda mierzył się z zawodnikami z czołówki światowych rankingów, jednak za każdym razem schodził z ringu pokonany. Tak było w walce z Władimirem Kliczką, Aleksandrem Powietkinem, a później Jarrellem Millerem. Właściwie w żadnej z tych walk nie był w stanie nawiązać równorzędnej walki, z Ukraińcem przegrał w wyniku jednogłośnej decyzji sędziów, pojedynki z Rosjaninem i Amerykaninem przerywali sędziowie.
Jedyną rzeczą, którą imponował Polak, była jego wytrzymałość. Miał też problemy z dopingiem, przez które został zdyskwalifikowany na osiem miesięcy. Podejrzewano go o recydywę w pojedynku z Powietkinem, jednak został oczyszczony z zarzutów.
REKLAMA
Whyte jeszcze przed walką zwracał uwagę na to, że Wach ma jedną z najbardziej wytrzymałych szczęk w boksie. I w sobotę potwierdziło się to, bo Anglik nie był w stanie posłać Polaka na deski i, choć uderzał częściej, nie mógł zastopować rywala, który nadrabiał swoje niedostatki ambicją.
Boks w pigułce
W drugiej części walki Wach mógł pokusić się o to, by doprowadzić do niespodzianki. Jasne było, że na punkty wygrać nie zdoła, ale nie udało mu się dokończyć dzieła, choć kilka razy Whyte znalazł się w poważnych tarapatach. Anglik z jamajskimi korzeniami znów wygrał, ale na pewno nie w stylu, w jakim sobie to wymarzył. W przyszłym roku prawdopodobnie dostanie szansę o mistrzowski pas. W formie, którą pokazał w sobotę, nie ma co marzyć o sukcesie w starciu z pięściarzami takimi jak Joshua, Wilder czy Fury, czekają go długie tygodnie, które będzie musiał spędzić na sali gimnastycznej, siłowni i sparingach.
>>>Mariusz Wach vs Dillian Whyte. Nokautu nie było. Polski "Wiking" zawalczył o dalszy ciąg kariery
To, że Dillian Whyte był daleki od optymalnej formy, nie było problemem Wacha. Jechał do Abu Zabi skazany na pożarcie, a był bliski sprawienia sensacji. Choć jego styl nigdy nie porywał, a za główny atut należy uznać niesamowitą wytrzymałość na ciosy, to na pewno zasłużył na słowa uznania. W wieku 39 lat, będąc u schyłku kariery, dostał szansę na to, by pokazać się światu na jednej z najlepszych gal w tym roku i zarobić poważne pieniądze. Można powiedzieć, że w pewien sposób jest to historia boksu w pigułce, w której widać wyraźnie, jak ważne jest wykorzystanie okazji, pokazanie ambicji i chęci do walki.
REKLAMA
Mariusza Wacha nie da się umieścić w gronie bokserów piekielnie utalentowanych, trudno znaleźć wielkich entuzjastów jego stylu boksowania. Było jednak wielu bokserów, którzy w podobnych sytuacjach wychodzili do ringu tylko po to, by wypełnić warunki umowy i zainkasować pieniądze, nie narażając przy tym swojego zdrowia.
Polak zaś po sobotniej walce może bez wstydu patrzeć w lustro. I czekać na kolejny telefon - taki, który przyniesie mu kolejne wyzwanie, a nie starcie z kolejnymi niezbyt wymagającymi rywalami dla lokalnej publiczności.
Nawet jeśli do emerytury pozostało Wachowi niewiele czasu, to po sobotniej gali można powiedzieć, że z pewnością postara się go dobrze wykorzystać.
REKLAMA
ps
REKLAMA