120. rocznica urodzin słynnego trenera. Kostyra: Feliks Stamm był po prostu geniuszem

14 grudnia 1901 roku urodził się legendarny trener i pięściarz Feliks Stamm, twórca największych sukcesów w historii polskiego pięściarstwa. - Był po prostu geniuszem - wspomina go w rozmowie z portalem PolskieRadio24.pl Andrzej Kostyra. 

2021-12-14, 13:30

120. rocznica urodzin słynnego trenera. Kostyra: Feliks Stamm był po prostu geniuszem
Feliks Stamm (z lewej) i Jerzy Kulej (z prawej). Foto: PAP/Zbigniew Matuszewski
  • Feliks Stamm żył 75 lat
  • Jako trener siedmiokrotnie uczestniczył w igrzyskach olimpijskich
  • Polskie Radio uhonorowało Stamma tytułem Trenera Stulecia

Wojsko i koniak

Stamm, porównywany z innym wybitnym szkoleniowcem, Kazimierzem Górskim, poprowadził polskich pięściarzy do 24 medali podczas siedmiu igrzysk olimpijskich. Dla Polski walczył nie tylko w ringu - podobnie jak Górski, który w 1944 roku zgłosił się na ochotnika do wojska.

Popularny "Felo" jako nastolatek wziął udział w powstaniu wielkopolskim oraz wojnie polsko-bolszewickiej, a rok później został instruktorem jazdy konnej w Centralnej Szkole Kawalerii. To tam zobaczył pierwsze walki bokserskie amerykańskich instruktorów YMCA. W swojej karierze stoczył 13 walk zawodowych (11-1-1), przegrywając jedynie z policjantem Zygfrydem Wende, trzykrotnym mistrzem Polski, ofiarą zbrodni katyńskiej.

>>>Berlin 1936 - sport miał służyć propagandzie. Jesse Owens pokrzyżował nazistom szyki<<<

REKLAMA

Następnie rozpoczął karierę szkoleniową i już w 1936 roku wraz z Amerykaninem Billym Smithem przygotowywał naszych pięściarzy do igrzysk w Berlinie. Pełnił rolę drugiego trenera i sekundanta. Następnie sam został pierwszym szkoleniowcem, co dało niezwykłe efekty - w obu zorganizowanych wtedy mistrzostwach Europy, polska ekipa zdobyła pierwsze miejsca w klasyfikacji medalowej. Złote medale zdobywali Aleksander Polus, Henryk Chmielewski i Antoni Kolczyński.

Obaj wielcy trenerzy mieli też podobne upodobania.

 - Felek przychodził często do redakcji „Sportu”, gdzie pracowałem, i „Boksu”, którego redaktorem naczelnym był Lucjan Olszewski. Te redakcje były ze sobą połączone, miały wspólny korytarz, a vis-a-vis w bramie obok kawiarni „Frascati” znajdowała się siedziba Polskiego Związku Bokserskiego. Często przychodził tam „na koniaczek”, bo podobnie jak Kazio Górski lubił koniak. Zaczynało się przeważnie w redakcji „Boksu” od jednego kielonka, potem w redakcji „Sportu” siedzieliśmy, gadaliśmy, a Feluś często coś opowiadał - wspomina go dziennikarz Andrzej Kostyra.   

Powiązany Artykuł

Feliks Stamm 1200.jpg
Feliks Stamm – wychowawca wielu pokoleń bokserów

Nowa rzeczywistość

Wojna nie napisała trenerowi tak strasznej historii jak wspomnianemu Wendemu czy jego podopiecznemu, słynnemu Tadeuszowi Pietrzykowskiemu, toczącemu walki w obozie Auschwitz-Birkenau. Można tu znaleźć kolejny wspólny punkt życiorysu Stamma z Górskim. Były selekcjoner kadry piłkarskiej kontynuował piłkarską karierę w Legii, a "Papa" Stamm pozostał na stanowisku trenera kadry i już w 1948 roku jego podopieczny, Aleksy Antkiewicz, sięgnął po brąz w wadze piórkowej na igrzyskach w Londynie.

REKLAMA

Kolejne lata to pasma zwycięstw polskich pięściarzy. Do historii przeszły zwłaszcza mistrzostwa Europy w Hali Mirowskiej, gdy Polacy pod okiem Stamma zdobyli w 1953 roku aż dziewięć medali, w tym pięć złotych, ku niezadowoleniu "bratniej" ekipy radzieckiej oraz komunistycznej władzy.

Zwyciężali wtedy nie tylko ci najbardziej uznani w świecie boksu, jak ówczesny mistrz olimpijski Zygmunt Chychła. Największe sukcesy w sportowej karierze odnieśli wtedy Henryk Kukier i Józef Kruża, a Leszek Drogosz i Zenon Stefaniuk obronili tytuły dwa lata później w Berlinie Zachodnim. 

Powiązany Artykuł

Znicz 1200F.jpg
Nie żyje trener bokserski Ryszard Furdyna. Prowadził medalistę igrzysk olimpijskich

Tłum oszalał z radości, ponieważ to był niewiarygodny triumf sportowy. Dał społeczeństwu wiarę, siłę i nadzieję w zrujnowanej, powojennej Warszawie. Tłum wyniósł Stamma na rękach  - wspominała prawnuczka Paula Stamm.

- Miał niesamowite oko, nigdy nie zmieniał zawodników na swoje kopyto. Potem przyszli inni, pamiętam na przykład trenera Franciszka Kika, który miał genialnego boksera Ryszarda Tomczyka, mistrza Europy. To był typowy fighter, szedł do przodu, walił sierpowymi jak Tyson czy Frazier, ale nie istniał u niego cios prosty. Kik zaczął go uczyć lewego prostego, nauczył go tej sztuki i Tomczyk przestał wygrywać. Stamm był inny, w każdym zawodniku kształtował i uwypuklał to, co było najlepsze - komentuje Kostyra. 

REKLAMA

To, co najlepsze

Polacy pokochali boks, a wychowankowie "Papy", jak Jerzy Kulej, Marian Kasprzyk, Józef Grudzień, Jan Szczepański, Kazimierz Paździor czy wspomniani Chychła i Drogosz, stali się bohaterami sportowej historii Polski. Szczególnym dniem był zwłaszcza 23 października 1964 roku, gdy w Tokio po złoto sięgnęli Grudzień, Kasprzyk i Kulej. Zwłaszcza złoty medal tego drugiego ogłoszony został wielką sensacją.

- Marian przegrał z Drogoszem walkę podczas mistrzostw Polski i był przekonany, że nie jedzie na igrzyska. Dowiedział się jednak, że ma się stawić na zgrupowaniu w Cetniewie, bo Stamm wymyślił, że tam zorganizuje walkę eliminacyjną i wtedy Kasprzyk posłał Leszka na deski. Drogosz wściekły walił pięścią w matę i krzyczał, że mu się to wyśniło. To wskazywało na to, że jest słabszy psychicznie, bo Marian mówił, że spał dobrze. "Felek" wziął Mariana, który miał wtedy problemy z prawem, nie był dobrze przygotowany, ale dzięki charakterowi doszedł do złotego medalu olimpijskiego - dodaje dziennikarz. 

Ostatnie igrzyska ze Stammem w narożniku miały miejsce w roku 1968, gdy Jerzy Kulej po raz drugi był najlepszy. Oprócz niego olimpijskie krążki zdobyli Artur Olech, Józef Grudzień (srebro), Hubert Skrzypczak i Stanisław Dragan (brąz).

- Marian Kasprzyk czy Jurek Kulej byli fighterami, a Stamm ich nie przestawiał, Leszek Drogosz to czarodziej ringu, a Kazio Paździor filozof, który po mistrzowsku rozgrywał swoje walki. Z każdego z nich potrafił wydobyć to, co najlepsze. Takie gwiazdy jak Kasprzyk czy Kulej dostrzegał na jakichś podrzędnych imprezach i zabierał ich od razu na zgrupowania kadry - zaznacza ekspert.

REKLAMA

Świat, którego nie ma

- Ja dopiero wtedy zaczynałem swoją karierę, pracowałem trzy lub cztery lata. Chłonąłem wiedzę z jego opowiadań, bo miałem to szczęście, że załapałem się do pociągu historii, gdy dziennikarzy było niewielu. Pracowałem w jednej z dwóch prestiżowych gazet sportowych, gdyż oprócz „Sportu” był jeszcze „Przegląd Sportowy”. Miałem wtedy kontakt z największymi gwiazdami, przyjaźniłem się z bokserami i trenerami. Dzisiaj tego nie ma, oni są zajęci Instagramem i Facebookiem. Kto teraz pogada z Lewandowskim czy z Brzęczkiem poza konferencją prasową? Gdy wspominam Felka, to pamiętam właśnie ten wspólny „koniaczek” - wspomina.

Powiązany Artykuł

tokio 1200.jpg
Wojna, bojkot, a teraz koronawirus? Klątwa może znów dopaść igrzyska? "To zdarza się co 40 lat"

Wraz z odejściem Stamma, kończyły się polskie sukcesy w boksie olimpijskim. Ostatnie złoto kilka miesięcy po śmierci wielkiego trenera zdobył Jerzy Rybicki, który po latach wspominał, że to "Papa" namaścił go na boksera. 

- Felek prowadził notatki. Miał zeszyt, w którym zapisywał charakterystyki zawodników, z którymi czasem Polacy walczyli i później to wykorzystywał. Był po prostu geniuszem, ale trzeba pamiętać, że miał pokolenie wspaniałych zawodników. Były to najpiękniejsze czasy polskiego boksu. Pytałem Mariana Kasprzyka, czy jego zdaniem Stamm miałby dziś takie sukcesy i odpowiedział, że nie. Może mielibyśmy jakiś medal na igrzyskach, na który nie czekalibyśmy od 1992 roku i brązu Bartnika, ale takich sukcesów jak wtedy na pewno by nie było - dodaje Kostyra.

Pamięć o największym z polskich szkoleniowców w historii boksu przetrwała do dziś. Rokrocznie odbywa się turniej im. Feliksa Stamma, na którym w przeszłości występowali między innymi Andrzej Gołota czy Lennox Lewis, a w 2019 roku przy Hali Mirowskiej odsłonięto pomnik zasłużonego opiekuna.

REKLAMA

Polityczna blokada w przechodzeniu polskich pięściarzy na zawodowstwo spowodowała, że na pierwszych zawodowych mistrzów świata musieliśmy czekać do upadku żelaznej kurtyny. Feliks Stamm i jego podopieczni zostali przez to pozbawieni szans na zrobienie większych karier i zarobienie dużych pieniędzy. Gdyby nie rzeczywistość PRL, polski boks na pewno byłby dziś w innym miejscu. 

Jakub Pogorzelski

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej