Dwa lata temu Andrzej Gmitruk "osierocił polski boks"

2020-11-20, 11:25

Dwa lata temu Andrzej Gmitruk "osierocił polski boks"
Andrzej Gmitruk . Foto: EastNews/Wojciech KUBIK

Wśród ludzi polskiego sportu, którzy w ostatnim czasie odeszli na zawsze, znajduje się jeden z najlepszych polskich trenerów boksu w historii. Andrzej Gmitruk, który trenował czołowych polskich pięściarzy, zmarł nagle i związani z nim zgodnie twierdzą, że był człowiekiem niepowtarzalnym. Mijają dwa lata od śmierci Trenera.

Andrzej Gmitruk po raz ostatni pojawił się w narożniku kilka dni przed swoją tragiczną śmiercią. Był trenerem Artura Szpilki, kiedy ten wygrał na punkty z Mariuszem Wachem. Trzeba też przypomnieć, że miał w tym zwycięstwie duży udział - nie tylko przygotował swojego zawodnika, ale też podczas walki ostro zmotywował go w kluczowych momentach. W krótkich, żołnierskich słowach "obudził" pięściarza, który wrócił do walki i zrobił swoje.

Do pojedynku doszło w sobotni wieczór, we wtorkowy poranek 20 listopada 2018 roku Polskę obiegła wiadomość, że zasłużony i ceniony przez środowisko trener nie żyje. Miał 67 lat. Powodem śmierci była ostra niewydolność krążeniowo-oddechowa, a ciało trenera znaleźli strażacy, którzy zostali wezwani do pożaru w domu Gmitruka w Hipolitowie.

"Trener zapalił świeczkę ku jego pamięci na tarasie w swoim domu. Przez tę świeczkę ogień zajął cały stolik na tarasie, cała sytuacja miała miejsce w nocy. Trener Gmitruk obudził się, biegł na taras aby ugasić pożar, w trakcie gaszenia pożaru poniósł śmierć” - można było przeczytać w oświadczeniu bliskich zmarłego.

W ostatnich latach Gmitruk musiał borykać się z problemami zdrowotnymi, zarówno swoimi, jak i jego żony. Spędziła w szpitalu siedem miesięcy, przeszła kilka operacji. Trener przyznawał, że miało to wpływ na jego koncentrację o wymagało od niego wiele poświęcenia i odbiło się na stanie zdrowia. Dwa razy doszło do migotania przedsionków, musiał zostać operowany. To wymusiło na nim inny sposób dzielenia się wiedzą, więcej teorii i mniej praktyki. Na salę treningową jednak wrócił, a niektórzy z jego zawodników śmiali się, że przewyższa ich formą. Śmierć przyszła w momencie, w którym wydawało się, że wszystko wychodzi na prostą.

***

Oprócz Szpilki, prowadził między innymi takich zawodników jak Andrzej Gołota, Tomasz Adamek czy Mateusza Masternaka. 

- Andrzej odchodząc tak nagle, zostawił w nie tylko pogrążoną w rozpaczy rodzinę, ale też osierocił polski boks. Mówią, że nie ma ludzi niezastąpionych, ale drugiego Gmitruka już nie będzie - mówił Adamek.

- To był fanatyk. Pięściarstwo postawił ponad wszystko. Poświęcił się temu ze znakomitymi rezultatami. Nie usiedział w miejscu. Biegał, krzyczał, wskakiwał na ring. Był pozytywnym wulkanem energii - wspominał olimpijczyk Grzegorz Skrzecz.

Sulęcki mówił o "nadludzkiej sile i niesamowitej energii, która nigdy się nie kończy".

Przyznawał, że Gmitruk miał talent do trenowania i robił to nie dlatego, że musi, lecz dlatego, że to lubi. Może brzmi to banalnie, jednak gdyby nie było to prawdą, nie miałby szans na dotarcie do wszystkich zawodników, z którymi spotkał się w swojej karierze.

To było dla trenera chyba największym wyzwaniem - świat boksu to w większości trudne charaktery, ludzie, na których trzeba znaleźć sposób. Każdy wielki zawodnik do swojego oszlifowania swojego talentu potrzebował kogoś, kto będzie w stanie go ukształtować, często zarówno na ringu, jak i poza nim. Świetnego trenera, ale też psychologa.


***

Nie można też zapominać, że boks to nie tylko historie wielkich mistrzów, ale też wszystkich ludzi, którzy przejmują pasję i zamiłowanie do tego sportu. W kontekście trenerów zawsze warto zastanowić się przez chwilę, ilu ludziom na swojej drodze pomógł - wyciągnął ich z beznadziejnych sytuacji, dał coś, czego mogli złapać się w trudnych momentach.

Gmitruk trenował przecież nie tylko czołowych polskich pięściarzy. Karierę rozpoczynał od szkolenia juniorów, z sukcesami pracował też w Legii Warszawa, następnie szkolił reprezentantów Polski (miał 32 lata, był najmłodszym trenerem kadry w historii), którzy zdobywali brązowe medale (Andrzej Gołota, Henryk Petrich, Jan Dydak, Janusz Zarenkiewicz) na igrzyskach olimpijskich w Seulu w 1988 roku.

Po świetnym w naszym wykonaniu turnieju pracował przez dekadę w Norwegii, był trenerem tamtejszej kadry i konsultantem Norweskiego Komitetu Olimpijskiego ds. Sportów Letnich. Później wszedł w boks zawodowy, wiążąc się między innymi z 24-letnim Tomaszem Adamkiem. Pod jego wodzą "Góral" przeżywał najlepsze lata swojej kariery, zdobył pasy mistrza świata federacji IBO, IBF oraz WBC w wadze junior ciężkiej. W USA zbierał doświadczenie między innymi od słynnego Dona Kinga.

***

Gmitruk wielokrotnie pokazywał, że przede wszystkim był pasjonatem boksu - nigdy nie dorobił się na tym pozornie intratnym sporcie ogromnych pieniędzy, zdarzało się, że niektórych pięściarzy trenował za darmo. Zawsze podkreślał też, że w boksie trzeba się wywiązywać ze swoich zobowiązań. Kiedy nie mógł się z czegoś wywiązać, rezygnował. Bez mydlenia oczu i prób godzenia zbyt wielu rzeczy naraz. 

Opiekował się m.in. Maciejem Sulęckim, Arturem Szpilką i Izu Ugonohem. W ostatnich miesiącach wyglądało na to, że Gmitruk przeżywa drugą młodość, wyraźnie odżył, miał motywację do działania. Mógł skupić się na tym, co było dla niego najważniejsze - na trenowaniu i rodzinie. Wydawało się, że wszystko jest na właściwym miejscu, tym bardziej zabolało jego odejście.

Śmierć Trenera to strata nawet nie tylko boksu, ale też całego polskiego sportu. 

Czytaj także:

Polecane

Wróć do strony głównej