Maciej Sulęcki nie wejdzie do ringu z Munguią. "Nie jestem prostytutką"

2021-04-07, 12:07

Maciej Sulęcki nie wejdzie do ringu z Munguią. "Nie jestem prostytutką"
Maciej Sulęcki . Foto: facebook Maćka Sulęckiego

Maciej Sulęcki (29-2, 11 KO) miał 24 kwietnia zmierzyć się z byłym mistrzem świata wagi super półśredniej Meksykaninem Jaime Munguią (36-0, 29 KO). Niestety, w środę okazało się, że do pojedynku nie dojdzie.

31-letni Sulęcki jest byłym pretendentem do pasa czempiona World Boxing Organization kategorii średniej. W połowie 2019 roku przegrał w amerykańskim Providence z Demetriusem Andrade (29-0, 18 KO). W ubiegłym roku, po przerwie spowodowanej kłopotami zdrowotnymi, Polak wygrał rankingową walkę na gali w Suwałkach.

Pojedynek z Munguią w USA miał być dla polskiego boksera ogromnym wyzwaniem. 24-letni Munguia był czempionem WBO w super półśredniej w latach 2018-2019. Po zdobyciu trofeum aż pięć razy skutecznie go bronił w ciągu zaledwie kilkunastu miesięcy. Potem przeniósł się do wyższej wagi średniej i odniósł dwa zwycięstwa. Obecnie meksykański bokser zajmuje pierwsze miejsce w rankingu organizacji WBC, a Sulęcki jest czwarty.

Wielu dziennikarzy sceptycznie podchodziło do tej walki. Została ogłoszona późno, czasu było niewiele, zwłaszcza biorąc pod uwagę kwarantannę w USA, którą miał przechodzić Sulęcki. W dodatku "Striczu" zmienił trenera, wracając do współpracy z Pawłem Kłakiem.

Pięściarz doznał kontuzji podczas przygotowań, jeszcze przed świętami miał wylecieć do USA. Sam jednak kilka razy zabierał głos w mediach społecznościowych, podając w wątpliwość to, czy do pojedynku w ogóle dojdzie - wspominając między innymi o tym, że nie ma do dyspozycji spraringpartnerów i że bez odpowiednich przygotowań nie ma szans, by wyszedł do ringu. Pojawiły się też problemy z wizą do USA, a Sulęckiemu zależało na tym, by do trudnego pojedynku przygotowywać się na miejscu.

O szczegółach "Striczu" opowiedział dziennikarzowi Przemysławowi Garczarczykowi.

– Wielka szkoda, bo z tą walką było trochę perturbacji. Ostatecznie się na nią zgodziłem, ale zgłosiliśmy kontuzję. To uraz pleców, który był już wcześniej. Podjąłem decyzję, że tej walki jednak nie wezmę. Jeżeli miałem wyjść kontuzjowany albo nie w pełni dysponowany, to nie chciałem się tego podjąć. Gdybym dał ciała, to zamknąłbym sobie drogę w Ameryce – powiedział pięściarz.

Sulęcki także doprecyzował:

– Przygotowania do walki w Polsce nie wchodziły w grę. Miałem walczyć z Latynosem. U nas nie znalazłbym takich sparingpartnerów. Wcześniej brałem to, co mi proponowano. Miałem kiepski okres w życiu. Wierciłem dziurę w brzuchu panu Andrzejowi Wasilewskiemu, aby się mną zainteresował. On spełnił moje prośby, za co jestem bardzo wdzięczny. Powiedziałem, że potrzebuję mocnych pięciu tygodni w Stanach Zjednoczonych. Niedawno urodziło mi się dziecko. Nie byłem w stanie przygotować się w Warszawie – tłumaczył pięściarz.

Bokser w mocnych słowach odniósł się do zarzutów, jakie zostały skierowane w jego stronę. – Nie jestem prostytutką, która gdy tylko słyszy "peeleny", to od razu rozkłada nogi. Jeżeli tak by było, to wziąłbym walkę nawet z kontuzją. Munguia jest silny i… tyle. Uważam, że poza wielką siłą, nie miałby argumentów przeciwko mnie. Wściekam się, bo przyjąłem walkę, ale dyskomfort zadecydował, że nie mogę do niej przystąpić. Mam nadzieję, że pan Andrzej Wasilewski nie zapomni o mnie. Jestem załamany tym, co się stało – zakończył Sulęcki.

Czytaj także: 

/ps/ah

Polecane

Wróć do strony głównej