Iga Świątek wraca na kort. Rok stabilizacji może zwiastować przełom

2021-12-30, 13:00

Iga Świątek wraca na kort. Rok stabilizacji może zwiastować przełom
Iga Świątek wraca do rywalizacji - czy rok 2022 będzie dla niej lepszy niż poprzedni?. Foto: RP/ Zuma Press / Forum

W sporcie często pada stwierdzenie, że trudniejsze od zdobycia szczytu jest utrzymanie się na nim. Choć w 2021 roku Iga Świątek nie powtórzyła życiowego sukcesu, ugruntowała swoją pozycję w światowej czołówce. Pokerową decyzją, którą zakończyła sezon, pokazała, że ma nowy plan na najbliższe 12 miesięcy. Pierwszym etapem jest turniej WTA w Adalajdzie, który rozpocznie się 2 stycznia. 

Bliżej Williams czy Majoli?

10 października 2020 roku cały tenisowy świat podziwiał polską nastolatkę, sięgającą po swój pierwszy wielkoszlemowy triumf. Iga Świątek pewnie pokonała Sofię Kenin 6:4, 6:1 i została zwyciężczynią French Open. Choć w naszej zawodniczce od dawna widziano jeden z największych talentów kobiecego tenisa, mało kto przypuszczał, że tak szybko wygra turniej wielkoszlemowy - największe wyzwanie każdej z tenisistek. 

Świątek nie jest pierwszą, która w młodym wieku weszła na tenisowy Olimp. Legendarne zawodniczki takie jak choćby Monica Seles, Martina Hingis, Steffi Graf, Maria Szarapowa czy Serena Williams, wygrywały swoje finały, będąc jeszcze młodsze (w dniu francuskiego finału Polka miała 19 lat i 132 dni).  

Mijający rok 2021 miał przybliżyć odpowiedź na pytanie, jaka jest właściwie wartość tego triumfu - rozgrywanego przecież w nietypowym sezonie pandemicznym - i w którą stronę pójdzie kariera Igi. Choć ostatnie 12 miesięcy nie było aż tak udane, aby stawiać ją w historycznej wyliczance razem z wyżej wymienionymi ikonami sportu, nie ma też przesłanek ku temu, aby wygrana w turnieju Wielkiego Szlema miała być początkiem końca dobrze rokującej kariery. Polka udowodniła, że nie powtórzy przypadku choćby Ivy Majoli, która jako nastoletnia gwiazda wygrała francuski turniej w 1997 roku, będąc kilka miesięcy starszą od Świątek, a przez resztę swojej kariery szczytem jej możliwości były ćwierćfinały Wimbledonu i French Open.

Na szczęście, urodzoną w Warszawie zawodniczkę ominęły też problemy Bianki Andrrescu. Rumunka w 2019 roku wygrała turnieje w Indian Wells i Toronto, a także wielkoszlemowy US Open. Później jednak z powodu poważnej kontuzji kolana straciła niemal rok gry. Zapowiedziała też, że nie wystąpi w rozpoczynającym przyszły sezon Australian Open.

Progres bez nowego szczytu

W minionym sezonie najlepsza polska tenisistka wygrała dwa kolejne turnieje WTA - 27 lutego okazała się najlepsza w australijskiej Adalajdzie, a w maju triumfowała na kortach w Rzymie. Droga do obu triumfów była bardzo pewna i widowiskowa - w łącznie rozegranych 11 meczach przegrała ledwie jednego seta, w 3. rundzie włoskiego turnieju z Barborą Krejcikovą.

Dwa wymienione wyżej zwycięstwa pokazały, że ugruntowała swoje miejsce w światowej czołówce, a występy wielkoszlemowe tylko to potwierdziły. Choć ostatecznie nie nawiązała do sukcesu z 2020 roku - kończyła na czwartej rundzie zmagania podczas Australian Open, Wimbledonu i US Open, a we French Open odpadła dopiero w ćwierćfinale. Oprócz tego, na francuskich kortach wraz z Bethanie Mattek-Sands awansowały do finału gry podwójnej. Brak "wpadek" na wczesnych etapach turnieju pokazał, że jest to dojrzała tenisistka ze stabilną formą.

Ukoronowaniem udanego roku była kwalifikacja do prestiżowego turnieju WTA Finals, zarezerwowanego dla najlepszych zawodniczek globu. Polka była najmłodsza w całym towarzystwie i choć ostatecznie nie spełniła sportowego celu - przegrała pierwsze dwa mecze, wygrywając dopiero ostatni pojedynek z Paulą Badosą - zyskała bezcenne doświadczenie.

- Obecność w światowej czołówce, która bardzo mnie cieszy, czasem wydaje mi się jeszcze nieco obca i szalona. Przecież debiutowałam w tourze zaledwie dwa lata temu. Pamiętam dobrze moje sztywne występy w pierwszym sezonie. Wydawało mi się wtedy, że to dla mnie za wysokie progi - przyznała przed startem w Guadalajarze.

Dwa wygrane turnieje WTA, przynajmniej dobre występy w Wielkim Szlemie, kwalifikacja do WTA Finals - sportowo ten sezon Iga Świątek może uznać za dobry. Choć nie weszła po raz drugi na tenisowy szczyt i nie wróciła na pierwsze strony sportowych gazet - udowodniła, że 2020 rok nie był przypadkiem. Doceniła to także słynna marka Rolex - tenisistka dołączyła do grona ambasadorów i ambasadorek tej znanej na całym świecie luksusowej marki zegarków.

Walka mentalna

Największy problem, który jest jednocześnie wyzwaniem na 2022 rok, to nastawienie mentalne. Polka nie potrafiła ukryć zdenerwowania, które przerodziło się w płacz podczas pierwszego meczu w Guadalajarze, w ostatnim fragmencie meczu z Marią Sakkari.

- Kiedy "złamałam się" w pierwszym secie, atmosfera całkowicie się zmieniła. Zaczęłam przypominać sobie ostatnie porażki z Sakkari. Nie mogłam ponownie się skupić - wyjaśniała po meczu.

Podobną reakcję mogliśmy zobaczyć w trakcie tegorocznych igrzysk olimpijskich. Po zakończeniu przegranego meczu z Paulą Badosą, nie potrafiła powstrzymać nerwów. Pojawiły się łzy, a głowa na długo zniknęła pod ręcznikiem. Dopiero rozmowa z psycholożką Darią Abramowicz pozwoliła się jej uspokoić, choć do szatni schodziła wyraźnie załamana.

- Iga w zakresie szeroko rozumianego przygotowania mentalnego pracuje dużo i intensywnie. Jest zawodniczką świadomą tego, jak cennym zasobem we współczesnym sporcie jest sfera psychologiczna i skutecznie wdraża - w sporcie i poza nim - elementy, nad którymi pracuje - mówiła w rozmowie z naszym portalem Abramowicz na początku 2020 roku.

Choć od tego czasu, wybuchowych zachowań na korcie w wykonaniu Polki widzieliśmy coraz mniej, a większe opanowanie na korcie już doprowadziło ją do życiowych sukcesów, praca nad sferą mentalną wymaga dalszego doskonalenia. Stabilizacja emocji i "chłodna głowa" na korcie sprawiają, że Polka może deklasować przeciwniczki z wielką regularnością, godną największych mistrzyń. 

Nowy trener - pokerowa zagrywka?

Gdy zdawało się, że po zakończeniu tenisowego roku wokół tenisistki zapanuje większy spokój - zaskoczyła po raz kolejny. Na konferencji prasowej niespodziewanie ogłosiła zakończenie współpracy z trenerem Piotrem Sierzputowskim. 

"(...)Ta zmiana nie jest łatwa i decyzja też nie była. Jako tenisiści spotykamy na swojej drodze osoby, które wnoszą dużą wartość do naszej pracy, a często też do życia, bo w tourze spędzamy razem prawie cały rok. Dojrzałam do tego, że w życiu zawodowym potrzebujemy czasem takich zmian, aby spotkać kolejne osoby, z którymi zbudujemy współpracę na następne etapy naszego rozwoju" - powiedziała Świątek.

Nowym szkoleniowcem Polki został Tomasz Wiktorowski, znany głównie z tego, ze wcześniej prowadził Agnieszkę Radwańską, w przeszłości wiceliderkę światowego rankingu, która w 2015 roku zwyciężyła w prestiżowym turniej WTA Finals. Niespodziewana decyzja - ogłoszona kilka dni po wspólnej konferencji z Sierzputowskim - spotkała się z krytyką.

- Teraz wyszło na to, że konferencja była totalną bzdurą. Był tam obecny Piotr Sierzputowski jako główny trener, rozmawiano o przeszłości i przyszłości. Iga sama apelowała o spokój. Minęło kilkadziesiąt godzin i wzniecono burzę. Czy oni myśleli, że zrobią z dziennikarzy idiotów, którzy wszystko łykną? Tego przecież można było uniknąć - stwierdził Lech Sidor, tenisowy ekspert stacji Eurosport, cytowany przez portal WP Sportowe Fakty.

Czy ta pokerowa zagrywka z nagłym ogłoszeniem zmiany trenera wyjdzie zawodniczce na dobre? W 2020 roku zachwyciła świat, mijające 12 miesięcy było dla niej "zagnieżdżeniem się" w światowej czołówce. Choć rozpoczynający się niebawem - w doskonale znanej Adalajdzie - sezon nie jest jeszcze opcją all-in, bo wciąż mamy do czynienia z bardzo młodą zawodniczką, ciężko dziś przewidywać, czy Iga Świątek wyciągnie asa z rękawa.

Rozstając się z Sierzputowskim pokazała, że licytuje wysoko. Najbliższe miesiące dadzą odpowiedź na pytanie, jakimi kartami zagrała najlepsza polska tenisistka.

Jakub Pogorzelski, PolskieRadio24.pl

Iga Świątek o treningu z Rafą Nadalem:


Polecane

Wróć do strony głównej