60 lat temu urodził się Marek Koniarek

2022-05-29, 05:00

60 lat temu urodził się Marek Koniarek
Sport - kartka z kalendarza . Foto: PR

Baba Jaga w Klubie 100

Ekskluzywne grono piłkarzy, którzy w swojej karierze zdobyli 100 i więcej goli w Ekstraklasie liczy obecnie 31 zawodników. Jego członkami są największe gwiazdy czarujące kibiców swoimi błyskotliwymi strzałami rozdzierającymi siatki w bramkach przeciwników. Niepokonanym do dnia dzisiejszego liderem tej klasyfikacji jest Ernest Pohl, który zgromadził na swoim koncie aż 186 bramek. Drugie miejsce zajmuje Lucjan Brychczy z 182 trafieniami. Na najniższym stopniu podium uplasowało się dwóch goleadorów. Gerard Cieślik oraz Tomasz Frankowski. Im udało się pokonać bramkarzy przeciwników aż 167 razy. W tym szacowny gronie na 24 pozycji znajduje się Marek Koniarek, zawodnik o wyjątkowo ciekawie brzmiącym przezwisku "Baba Jaga".

- Kierownik Gapiński kiedyś wynalazł takie hasło w Widzewie. Szczerze mówiąc, to nie wiem skąd to się wzięło. Kiedyś po prostu tak powiedział no i zostało na długie lata - wspominał Marek Koniarek.

W czasie swojej kariery uzbierał 104 oczka. Złożyły się na nie 3 gole dla Szombierek Bytom, 31 dla GKS Katowice, 4 dla Zagłębia Sosnowiec oraz 65 dla Widzewa Łódź.

- Przez lata trochę się tego uzbierało, a przecież kilka sezonów grałem za granicą. Bywały mecze, że piłka sama wpadała do bramki, odbijała się od różnych części ciała, ku rozpaczy rywali. Tak było na przykład w Widzewie u Franciszka Smudy - zauważył futbolista Klubu 100.

REKLAMA

Zawsze do przodu

29 maja 1962 roku w stolicy Górnego Śląska Katowicach przyszedł na świat Marek Koniarek. W dobie komunizmu wszyscy mieli wszystko czyli nikt nie miał nic. W tamtych czasach dzieci spędzały wolny czas na zabawach na świeżym powietrzu. A grą, która nie wymaga żadnych wydatków, poza zakupem piłki, bądź zrobieniem jej z różnego rodzaju materiałów, jest futbol. W związku z tym wszystkie śląskie chłopaki popołudniami uganiali się za szmacianką. Nie inaczej było z małym Markiem. Miał on jedną przewagę nad kolegami. Zdobywał bardzo dużo goli w bratobójczych pojedynkach. Gdy miał 11 lat zaciągnął się do lokalnego młodzieżowego klubu Instal. Później przeniósł się do Siemianowiczanki. Tam dostrzegli go pracownicy zespołu z Bytomia. 20 latek znalazł się w jednym z najlepszych ówczesnych polskich drużyn.

- To był trudny okres, bo Szombierki trenował wtedy Hubert Kostka, a to był trener ciężkiej ręki. Przyszedłem z Siemianowiczanki, a oni byli wtedy mistrzem Polski. Przez pierwszy rok nie grałem ani w pierwszej drużynie, ani w rezerwach, bo byłem po prostu zajechany, bo to był bardzo duży przeskok - wspominał Koniarek swoje początki w dorosłej piłce.

Utrzymał się tam dwa sezony. Postanowił zmienić barwy. Zasilił szeregi GKS Katowice. Po dwóch latach osiągnął swój pierwszy sukces. W 1986 roku zespół za stolicy Górnego Śląska dotarł do finału Pucharu Polski. Tam czekał na nich Górnik Zabrze. Potyczka odbyła się na Stadionie Śląskim w obecności 50 000 fanów.

- Pierwsze dwa gole strzeliliśmy po kontrach, przy pierwszym chyba nawet dograłem z prawej strony do Jasia (Furtok przyp. red.). Później podwyższyliśmy na 2:0 (…) Józek Wandzik (golkiper z Zabrza przyp. red.) wyszedł daleko poza bramkę, a ja pokonałem go efektownym lobem. I muszę powiedzieć, że do dziś zdarza mi się usłyszeć miły komentarz do tej właśnie bramki. Zszokowanych górników dobił jeszcze Jasiu i skończyło się 4:1 dla nas - stwierdził z dumą Koniarek.

REKLAMA

Po tym tryumfie przyszedł czas na debiut w Pucharze Zdobywców Pucharów. Tam także pokazał się z jak najlepszej strony. W pierwszej rundzie trafili na islandzki Fram Reykiawik. Po zwycięstwie 1:0 w roli gospodarzy udali się na wyspę. 

- Mam bardzo fajne wspomnienia z tego meczu, bo Islandia jest bardzo ciekawym krajem. Ludzie też są fantastyczni. Świetnie nas tam przyjęli po meczu, nawet po porażce u siebie potrafili wspaniale się zachować - zauważył polski napastnik.

Od strony sportowej także miał się z czego cieszyć. GKS wygrał 3:0 a wszystkie gole były jego dziełem.

Przygodę w PZP zakończyli w 1/8 finału odpadając ze Szwajcarskim FC Sion (2:2 i 0:3).

REKLAMA

Spełnienie marzeń bez happy endu

Po bardzo udanym pobycie w Katowicach postanowił sprawdzić się w lidze niemieckiej. Podpisał kontrakt z Rot-Weiss Essen. To nie była udana eskapada. Wrócił do kraju. Został zawodnikiem Zagłębia Sosnowiec, ale bardzo szybko przeszedł do łódzkiego Widzewa. W jego barwach osiągnął największy sukces w swojej karierze. W 1996 roku wywalczył tytuł mistrza naszego kraju. Klub z miasta włókniarzy na finiszu rozgrywek zdystansował o trzy punkty warszawską Legię. Trzeci na mecie zameldował się Hutnik Kraków ze stratą 36 punktów do czempiona. Jednak ten tryumf nie okazał się dla urodzonego w Katowicach napastnika szczęśliwy.

- Nie chciałbym do tego wracać. O odejściu z Łodzi zadecydowały nieporozumienia ze Smudą. Po mistrzostwie zmienił podejście do pewnych spraw, nie był to już ten sam trener. Pojechałem więc do Austrii - opisał Koniarek przyczyny odejścia z Widzewa.

Nigdy już nie powrócił do swojej najwyższej formy. W Vorwarts Steyr zabawił tylko chwilę. Później występował jeszcze w polskich drużynach. Karierę zakończył w wieku 37 lat. Wystąpił na najwyższym poziomie rozgrywkowym w 271 potyczkach, w których trafił do bramek przeciwników 104 razy.

Trochę z przypadku zabrał się za szkolenie

Ostatnim jego klubem był GKS Katowice. Sytuacja zespołu w 1998 roku nie była zbyt ciekawa. Wyglądało na to, że będą zmuszeni opuścić najwyższą klasę rozgrywkową.

REKLAMA

- Trenerem był Piekarczyk (Piotr przyp. red.). Nie szło nam pod koniec, a GKS walczył wtedy o utrzymanie. Na dwie kolejki przed końcem prezes Dziurowicz (Marian przyp. red.) zadzwonił do mnie niespodziewanie i kazał przyjechać na spotkanie. (…) Powiedział, że zwolnił Piekarczyka. (…) Ja miałem uprawnienia trenerskie, więc nie było wyjścia, wziąłem tę drużynę. Dograliśmy ten sezon, zremisowaliśmy oba mecze i GKS się utrzymał - wspominał Koniarek.

W następnym roku podziękowano mu za współpracę. Próbował swoich sił w Widzewie jednak także szybko rozwiązano z nim kontrakt. Od tamtego czasu nie mógł się dłużej utrzymać w żadnym klubie. Ostatnim, w którym pracował w roli szkoleniowca był w 2015 roku Rozwój Katowice.   

Pojawiły się bardzo poważne problemy zdrowotne

Po tak długiej karierze rzadko kiedy nic się nie dzieje z organizmem. Okazało się, że w przypadku członka Klubu 100 wystąpiły bardzo groźne dolegliwości. Mogły mieć one bardzo poważne konsekwencje.

- Kilka lat temu pewnego dnia poczułem ból w pachwinie. Z krwiaków zrobił się ropień. W ciągu dwóch miesięcy operowano mnie trzy razy. Mam szczęście, że przeżyłem, bo mogło dojść do zakażenia krwi. Według lekarza zdążyliśmy z pierwszym zabiegiem w ostatniej chwili. Założono mi dreny o długości czterdziestu centymetrów. Minęło już sporo czasu i wróciłem do zdrowia. Dziś nie mam problemów z poruszaniem się, biegam i jeżdżę na rowerze - stwierdził niedawno Marek Koniarek.

REKLAMA

Źródła: sport.tvp.pl, sportowefakty.wp.pl, rfbl.pl, przegladsportowy.pl, widzew.com

AK

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej