Rodzina sukcesu czy toksycznego reżimu? Idealny obraz "Teamu Ingebrigtsen" rozbity

Ojciec, trener, oprawca? Gjert Ingebrigtsen przez lata prowadził swoje dzieci do sukcesów, ale dziś mierzy się z oskarżeniami o znęcanie się nad synem i córką. Proces najbardziej znanej sportowej norweskiej rodziny ruszył i wystawił na światło dzienne szokujące fakty.

Paweł Słójkowski

Paweł Słójkowski

2025-03-25, 14:30

Rodzina sukcesu czy toksycznego reżimu? Idealny obraz "Teamu Ingebrigtsen" rozbity
Jakob Ingebrigtsen na bieżni osiągał wszystko, co tylko możliwe. Życie na bieżni było jednak łatwiejsze od tego rodzinnego. Foto: EPA/ANDRES MARTINEZ CASARES

Jakob Ingebrigtsen wszedł na lekkoatletyczne salony w wieku, w którym większość jego rówieśników może dopiero zastanawiać się nad tym, czym chce się zająć w swoim życiu. Norweg miał 17 lat, kiedy wymyślił na nowo biegi na średni i długi dystans. Brzmi to absurdalnie, ale to, jak wyglądał na bieżni, było czymś absolutnie wyjątkowym.

Rodzina idealna? Tylko na obrazku

W wieku 24 lat jest sportowcem, którego trzeba nazwać spełnionym. Kariera Norwega to coś, co wymyka się zwykłym określeniom, a przekraczanie kolejnych granic wyglądało w jego wykonaniu tak, jakby nie sprawiało biegaczowi żadnych problemów.

W 2018 roku w Berlinie na mistrzostwach Europy w odstępie kilkunastu godzin zgarnął złote medale w biegach na 1500 i 5000 metrów. Część dziennikarzy podkreślała wówczas narodziny nowej gwiazdy. Starsi bracia zawodnika, także utytułowanie biegacze, mówili, że to dopiero początek. I rzeczywiście, później były medale igrzysk olimpijskich, rekordy, a jednocześnie opinia wzoru, któremu przyglądają się nie tylko sportowcy, ale także ci, którzy dopiero myślą o wejściu do tej rzeki.

Rodzina wie w końcu najlepiej... W tym przypadku mówimy o prawdziwym "genialnym klanie", który nie ograniczał się do jednego oszlifowanego talentu.

REKLAMA

Jakob Ingebrigtsen to aktualny rekordzista świata w biegach na 1500 m, 2000 m, 3000 m, mistrz świata z Eugene w 2022 roku i Budapesztu w 2023 roku, złoty medalista z igrzysk z Tokio i Paryża. Jego bracia zdobywali medale m.in. w mistrzostwach Europy w Helsinkach w 2012 roku, w Amsterdamie w 2016 czy mistrzostwach świata w Londynie w 2017 roku. Także siostra, Ingrid Ingebrigtsen była obiecującą zawodniczką, ale zerwała ze sportem. Dlaczego? Tutaj na obrazku rodziny, która była stawiana za wzór, pojawia się nie rysa, ale pęknięcie. 

Przez lata trenerem był ojciec całej czwórki. Norwegia, która mogła śledzić telewizyjną produkcję "Team Ingebrigtsen", która ukazywała drogę do sukcesów, teraz będzie przyglądać się procesowi, który Gjertowi Ingebrigtsenowi wytoczyła dwójka z siedmiorga jego dzieci.

Bił, kopał, groził i obrażał

Przez świat sportu przewija się cała masa genialnych dzieci, w rozmaitych dyscyplinach - oglądamy je na piłkarskich boiskach, na kortach, parkietach, zwyciężające i bijące rekordy, dojrzewające na oczach milionów kibiców, będące idolami od najmłodszych lat. Oczywiście widzimy tylko efekty tego, przez co musiały przejść, efekty setek, tysięcy godzin pracy.

Medale i wygrane mają swój koszt i potwierdzi to każdy zawodnik. Czy widzowie przejmują się tym, przez ile wyrzeczeń muszą przechodzić ich idole? Czy myślą o tym, z jaką presją muszą zmagać się dzieci, które wciąż muszą mierzyć wyżej? Większość przykrych faktów wychodzi na jaw dopiero po latach.

REKLAMA

Wiadomo, że nie jest to regułą, ale często pojawiają się historie o nadużyciach, toksycznych rodzicach, dążących do sukcesów za wszelką cenę. Wiele wskazuje, że przypadek Ingebrigtsenów to właśnie jedna z nich. W poniedziałek w Sandnes rozpoczął się proces ojca najbardziej utytułowanego w historii Norwegii rodzeństwa lekkoatletów.

59-latka o znęcanie oskarżyła dwójka dzieci - Jakob i Ingrid. Akt oskarżenia jest szokujący - ojciec i trener miał znęcać się nad córką fizycznie i psychicznie przez kilka lat. Miał jej grozić, wyzywać, stosować przemoc fizyczną, a w 2022 roku uderzyć w twarz. W wyniku tych zachowań dziewczyna przez niecałe 3 lata, do ukończenia 18. roku życia, mieszkała w rodzinie zastępczej. Nie może dziwić, że Ingrid skończyła ze sportem, po incydencie z 2022 roku, kiedy została uderzona przez ojca w twarz, zamieszkała u starszego brata Henrika.

Do złożenia zeznań została wezwana matka zastępcza, która przez trzy lata opiekowała się pokrzywdzoną córką. Świadkami będą również producenci i reżyserzy telewizyjnych programów dokumentujących życie "najbardziej wyjątkowej rodziny w świecie lekkoatletyki".

REKLAMA

Program, który był nagrywany w latach 2016-2021, pokazywał przede wszystkim drogę Roberta i Filipa, uznanych już zawodników, wieszczył to, że objawi się wielki talent Jakoba. Przewidział to bez pudła, ale gdyby trwał dłużej, z pasjonującego momentami dokumentu, pokazującego blaski i cienie sportu, zmieniłby się we wstrząsający rodzinny dramat. To, co działo się poza kamerami, w końcu wyszło na pierwszy plan. 

Historia Jakoba, który faktycznie doszedł do wielkości, także jest koszmarna. Według prokuratora ojciec miał znęcać się nad nim przez ponad 10 lat. W 2008 miał pobić syna, kopać go, a w kolejnych latach wielokrotnie grozić i obrażać.

- Jako nastolatek czułem, że nie mam wolnej woli i możliwości powiedzenia czegokolwiek. Byłem w środowisku, gdzie wszystko było kontrolowane, a decyzje podejmowane za mnie. Była tam ogromna dawka manipulacji - mówił sportowiec.

REKLAMA

Im więcej szczegółów wychodziło na jaw, tym bardziej jest jasne, że cała rodzina Ingebrigtsenów boryka się z ranami, które zostają na całe życie. Jakob zdążył już założyć rodzinę i zostać ojcem. Gjert był przeciwny jego związkowi, twierdząc, że negatywnie wpłynie na jego osiągnięcia.

Na niedawnych Halowych Mistrzostwach Świata w Nankinie sięgnął po dublet zwycięstw na 1500 i 3000 metrów, powtarzając wynik z Apeldoorn, gdzie był najlepszy w Europie. Przecięcie toksycznych więzi nie wpłynęło na jego dyspozycję.

Przemoc fizyczna i groźby były częścią wychowania

W 2023 roku trzech braci opublikowało oświadczenie, które było odpowiedzią na liczne medialne spekulacje po tym, jak ojciec przestał być ich trenerem i niedługo później pomagał w karierze innemu norweskiemu biegaczowi, Narve Gilje Nordasowi.

"Kilka osób zostało wciągniętych w sprawę, która jest obecnie przedstawiana jako konflikt interesów między nami, związkiem lekkoatletycznym i naszym kolegą z biegania. Czasami byliśmy przedstawiani jako wymagający, wykluczający – i awanturniczy – w stosunku do osób w środowisku lekkoatletycznym. Nie możemy żyć z takim uproszczeniem. (...) Dla nas ta sprawa dotyczy poważnej i trudnej sytuacji rodzinnej" - rozpoczyna się wstrząsające oświadczenie braci Ingebrigtsen.

REKLAMA

"Myśleliśmy, że będziemy w stanie poradzić sobie z sytuacją bez wspominania o okolicznościach. Teraz wiemy, że to niemożliwe. To boli, ponieważ dotyczy osoby, która wiele znaczyła dla nas i naszych karier. (...). Dorastaliśmy z ojcem, który był bardzo agresywny i kontrolujący, i który stosował przemoc fizyczną i groźby jako część wychowania. Dyskomfort i strach tkwi w nas od dzieciństwa. Żyliśmy z tym, a w dorosłości poszliśmy dalej, myśląc, że się uda. Z perspektywy czasu mamy świadomość, że to było naiwne. Dwa lata temu ta sama agresja i kary cielesne powróciły, co przelało czarę goryczy." - czytamy dalej.

"Znaliśmy strach dorastania z ojcem, który jest agresywny, kontrolujący i brutalny. Kiedy byliśmy młodsi, byliśmy dużą grupą rodzeństwa, która była w tym razem. Teraz sytuacja jest nie do zniesienia. Powinniśmy zakończyć ją wcześniej, a to, że tego nie zrobiliśmy, ciąży na nas. Zdecydowaliśmy się zerwać z ojcem i nie kontynuować z nim współpracy jako z trenerem. (...) Sytuacja, którą przeszliśmy, kosztowała nas ekstremalnie dużo, jednocześnie próbowaliśmy startować. Presja, którą odczuwaliśmy, była momentami nieludzka, a radość z uprawiania sportu zniknęła." - pisali.

"Teraz chcemy spokoju, aby skupić się na treningach i zawodach. Chcemy też, aby nasi konkurenci i koledzy z biegania mogli to robić. Chcemy powrócić do radości uprawiania sportu i reprezentowania Norwegii z flagą na piersi. Ale przede wszystkim chcemy, aby rodzina i wszyscy, których kochamy, byli bezpieczni." - zakończyli.

REKLAMA

Gjert nie przyznaje się do zarzutów. W swoim oświadczeniu zaznaczył, że są one bezpodstawne i nigdy nie stosował przemocy wobec swoich dzieci.

"Nasza rodzina żyła w świetle reflektorów przez lata i wybraliśmy, pozwoliliśmy innym wejść w nasze życie przez program, wywiady i inne rzeczy. To, że przemoc miała miejsce w tym publicznym życiu rodzinnym, jest nie do pomyślenia. Norwegowie widzieli jego lepsze i gorsze strony. Jestem daleki od ideału jako ojciec i mąż, ale nie jestem brutalny" - bronił się mężczyzna. Jeszcze przed oskarżeniami powiedział w podcascie, że jego relacja z dziećmi stała się tak profesjonalna, że przestali być ojcem i synami.

Gdzie leży prawda? Po stronie Gjerta stanął syn Martin, który przyznał, że nigdy nie bał się ojca i uważa, że fair będzie zaprezentowanie różnych stanowisk - napisał, że w tak dużej rodzinie niemożliwe jest znalezienie jednej wspólnej prawdy.

REKLAMA

Trener mówi jasno: kość może nie wytrzymać

Proces będzie trwał do maja. Ogłoszenie wyroku przez sąd pierwszej instancji spodziewane jest przed wakacjami. Sąd zwrócił się do mediów z prośbą, by nie ujawniały danych skarżącej córki. Za zarzucane przestępstwa ojcu grozi do sześciu lat więzienia.

Trudno w tym momencie mówić o tym, jak zakończy się cała sprawa, jednak pewne jest jedno - blizny, które powstały, prawdopodobnie nie znikną nigdy. Droga do sportowych sukcesów w tym konkretnym przypadku okazała się wyjątkowo kosztowna i destrukcyjna. W "Team Ingebrigtsen" można było zobaczyć obrazki, które rzucały na to pewne światło - nieustanną rywalizację, "wyrabianie instynktu zwycięzcy" wśród rodzeństwa, które walczyło na każdym polu o bycie najlepszym. Bez względu na to, czy była to bieżnia czy zwykłe domowe czynności.

Mówiąc o treningowym reżimie Ingebrigtsenów, trzeba zwrócić uwagę właśnie na słowo "reżim" dokładnie oddające stan rzeczy. Domowy garaż przerobiony na siłownię, nieustanne bicie rekordów, chęć dorównania starszym braciom, trenowanie do granic wytrzymałości organizmu.

REKLAMA

- Jeśli się ostro trenuje i stawia sobie wysokie cele, jest czymś naturalnym, że kość może nie wytrzymać - mówił Gjert Ingebrigtsen w jednym z wywiadów. To, co działo się w rodzinie, pokazało jasno, że podobnych obciążeń mogą nie wytrzymać nie tylko kości.

Czytaj także:

Źródło: PolskieRadio24.pl/Paweł Słójkowski, Guardian Sport, The Times

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej