Czy Centrum Sztuki Współczesnej to Costa Concordia?

Ostatnia aktualizacja: 20.11.2013 13:30
- Mimo pewnych problemów finansowych nie mamy do czynienia z katastrofą - mówił w Dwójce dyrektor CSW Fabio Cavalucci. - Nie chodzi o pieniądze. Nie zgadzamy się na obecny styl zarządzania - odpowiadał Stach Szabłowski, jeden z kuratorów warszawskiej placówki.
Audio
  • Fabio Cavalucci, Stach Szabłowski, Janusz Byszewski i Monika Małkowska rozmawiają o sytuacji w Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski (Rozmowy po zmroku/Dwójka)
Fabio Cavalucci
Fabio CavalucciFoto: Grzegorz Śledź/PR2

- Od pewnego czasu, jak to się zresztą zdarzało wcześniej w historii CSW, przechodzimy pewną fazę związaną z problemami głównie o charakterze finansowym - powiedział Fabio Cavalucci. - Nie oznacza to jednak, że mamy do czynienia z katastrofą. Na początku lata znaleźliśmy się w trudniejszej sytuacji. Znacznie zredukowano środki dla CSW pochodzące z zewnętrznych funduszy. Nie zależało to od zdolności czy możliwości dyrektora bądź pracowników - dodał.

Stach Szabłowski, historyk i krytyk sztuki, jeden z kuratorów Centrum, mówił, że pracownikom placówki nie chodzi o kryzys finansowy. - Obecna zapaść finansowa jest tylko funkcją stylu zarządzania, jest widocznym symptomem, o którym warto mówić, ale który nie jest przedmiotem konfliktu - zaznaczył. - U jego źródeł leży zakwestionowanie przez nas pomysłu na zarządzanie instytucją. Uważamy, że koncept, który dyrektor Cavalucci przyniósł do Zamku, poniósł fiasko. Dlatego się na niego nie zgadzamy - powiedział.

- W imieniu większości pracowników mogę powiedzieć, że po trzech latach jest dla nas absolutnie jednoznaczne, że grupa rządząca Centrum Sztuki Współczesnej, czyli dyrektor Cavalucci i wicedyrektor Joanna Szwajcowska, zawłaszczyła przestrzeń, nie podjęła żadnych poważnych rozmów na temat programu, na temat nowego modelu i przekształcania tej instytucji - mówił Janusz Byszewski, kurator i założyciel Laboratorium Edukacji Twórczej, szef Solidarności w CSW. - Przypominam, że nie jesteśmy muzeum, tylko centrum sztuki. Placówka ma zapisane w swojej misji, że ma być instytucją eksperymentującą, otwartą, poszukującą nowych rozwiązań. Dyrektor Cavalucci tymczasem stworzył coś w rodzaju Kunsthalle, gdzie dwie lub trzy osoby decydują, co ma być pokazywane. To jest dramatyczna sytuacja - stwierdził.

Monika Małkowska, krytyk sztuki, opowiadała, jak konflikt w instytucji wygląda dla osoby z zewnątrz. - Jest parę momentów dyrekcji Fabia Cavalucciego, które można zapisać na plus, ale rozmawiałam z różnymi osobami z załogi CSW i rozumiem ich frustrację - powiedziała. - Myślę, że czegoś zabrakło w tej instytucji. Miała ogromny rozpęd na początku, niezależnie od tego, jak była dotowana. Miała wielki ładunek pozytywny. To była chyba najpiękniejsza i najbardziej światowa instytucja w Warszawie. W pewnym momencie dobra energia CSW zaczęła wyciekać. Sprawdziłam dziś dawny i obecny program placówki. Pozornie ten drugi jest bardzo bogaty, ale pełno w nim działań wprawdzie interesujących, ale takich, którymi ta instytucja nie powinna się zajmować. Sądzę, że CSW traci swój pierwotny potencjał - mówiła.

Audycję prowadził Jacek Wakar. Tłumaczką Fabia Cavalucciego była Jolanta Raciborska.

mc

Zobacz więcej na temat: Centrum Sztuki Współczesnej
Czytaj także

"British British Polish Polish": nie tylko o seksie

Ostatnia aktualizacja: 05.09.2013 09:12
- Dziś młodzi ludzie próbują odciąć się od tamtej sztuki, ale to zrozumiałe. Nikt nie chce być taki jak poprzednicy - mówił w Dwójce Tom Morton, kurator wystawy "British British Polish Polish: Sztuka krańców Europy, długie lata 90. i dziś" wystawianej w CSW.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Konflikt w Centrum Sztuki Współczesnej. "Zmarnowano publiczne pieniądze"

Ostatnia aktualizacja: 26.09.2013 12:16
- Mieliśmy 8-9 mln zł na działalność programową, które w całości skończyły się pod koniec sierpnia - powiedział w Polskim Radiu RDC Janusz Byszewski, szef Związku Zawodowego "Solidarność” CSW.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Czerwona farba na kontrowersyjnej wystawie w Centrum Sztuki Współczesnej

Ostatnia aktualizacja: 14.11.2013 20:05
- Nagle zaczął wyć alarm. Zaczęto wypraszać ludzi. Chciałam jeszcze zobaczyć wystawę. Tam, gdzie wyświetlano film były plamy czerwonej farby - opowiada IAR Dagna Wierkowicz, świadek tego co wydarzyło się w Centrum Sztuki Współczesnej w Warszawie.
rozwiń zwiń